Powietrze w Waszyngtonie różniło się od tego w Tokio. Aomine nie
wiedział, na czym polegała rosnąca, ale czul się ze się różniło. Ameryka przywitała
go strasznym deszczem. Na lotnisku czekało na niego dwóch agentów, których
nazwisk nie zapamiętał. Ich sztywne i oficjalne powitanie w niczym nie
przypominało pożegnania, na którym Satsuki się popłakała a Kise razem z nią.
Routa powiedział ze jak przyleci do Waszyngtonu to na pewno go przyjdzie
odwiedzić i Aomine już chciał zaprotestować, lecz Kasamatsu go zapewnił ze
samemu mu na to nie pozwoli. Mimo niechęci do wizyty teraz wydawała się
ona ciekawym pomysłem by zabić te nudę i szarość, która panowała na tym
kontynencie.
Agenci zawieźli go do jego mieszkania, które znajdowało się gdzieś
na obrzeżach i przekazali plan, według którego miał się stawiać na zajęcia w
jednej z siedzib FBI.
Mieszkanie, które mu przydzielono niby nie różniło się od każdego
innego, jakie miał w Japonii mimo to te dwa pokoje kuchnia i łazienka wydawały
mu się bardzo dziwne i szare. Brakowało w nim jakiejś aury, która posiadało
każde jego poprzednie lokum. Wszelkich babskich ozdób, które zostawiała
Satsuki, starych opakowań po jedzeniu z Maji Burger, które przynosił Kuroko,
dziwnych przedmiotów, które niby miały mu przynosić szczęście przyniesionych
przez Midorime, różne wspólne fotografie, które pozostawił wszędzie Kise,
jakieś ciastka lub wypieki na talerzu w kuchni były dziełem Murakasibary.
Brakowało mu nawet planszy do gry w shoji, która zostawił Akashi by moc zagrać
zawsze jak do niego wpadał. Brakowało mu ludzi, którzy tworzyli jego
świat.
Nazajutrz pogoda nie wykazywała jakiś cieplejszych emocji, bo
padało jeszcze bardziej niż wcześniej. Ponurość i szarość, które przeważały w
mieszkaniu sprawiły ze Aomine chciał się jak najszybciej stamtąd wydostać.
Chociaż w pierwszej chwili okolica wydawała mu się okropna to spędzając coraz
więcej czasu na świeżym powietrzu nabierał coraz lepszej opinii.
Znajdował się tutaj duży park gdzie nawet mimo deszcze spacerowało
kilka osób i przylegle do niego położone przedszkole z placem zabaw, które z
powodu deszczu było puste, lecz Daiki mogli się założyć ze w słoneczne dni było
pełne dzieci. Mimowolnie pomyślał o Kuroko i Satsuki i o przedszkolu, które
prowadzili. Spacerując dalej zauważył duży nowoczesny budynek, który mimo
swojej nowoczesności wtapiał się idealnie w otoczenie drzew krzewów i
trawników, które go otaczały. Podchodząc bliżej zauważył ze jest to szpital.
Midorima chciałby w takim pracować - pomyślał i uśmiechnął się pod
nosem.
-Nie koniec, przestań o nich myśleć. Jak ty chcesz tu zostać
jeszcze tyle czasu to musisz sobie poradzić sam - powiedział sam do siebie i
ruszył przed siebie. W obawie ze zobaczy jakaś cukiernie sad kiosk lub
coś innego, co przypomni mu ludzi, których zostawił w Japonii wszedł do
supermarketu.
-Jak dobrze ze lotnisko jest daleko - pomyślał wchodząc do
budynku. Nagle poczuł dziwne ukucie w okolicach serca. Wziął głęboki
oddech i stwierdził w myślach - nikt znajomy raczej nie pracuje w markecie
wiec, co jest grane.
-To pewnie nerwy i stres - powiedział i ruszył przed siebie. Zdał
sobie sprawę ze w lodowce mieszka tylko światło, bo to, co tam było już, kiedy
przyjechał zjadł na kolacje i śniadanie.
- Mleko, płatki, jajka, jakiś nabiał, wędliny i pieczywo od tego
trzeba zacząć - ruszył miedzy polki.
Cały czas czul się dziwnie, którego nie potrafił
określić. Stojąc przy dziale z nabiałem już czuł się jakby serce zaraz
miało mu wyskoczyć z piersi. Niepokój i strach mieszały się z
podnieceniem i ekscytacjom. Uczucie tak dziwne ze budziły niepokój u Aomine.
Zabrał wszystko, co najbardziej potrzebował, zapłacił i wyszedł ze
sklepu.
-Jak można czuć się tak nieswojo w markecie - zganił sam siebie.
Stojąc na parkingu z rządkami pełnymi samochodów pomyślał o
własnym, które teraz by mu się bardzo przydało a które znajdowało się teraz w
czyiś rękach. Wierzył jednak ze nie popełnił błędu przy wyborze.
Ludzie na ulicach przemieszczali się szybko schowani pod
parasolami lub kapturami chcąc uchronić się przed deszczem. Aomine jednak
nigdzie się nie spieszył, stal na ulicy wpatrując się w uciekających przed
deszczem przechodniów. Ukłucie w sercu, które towarzyszyło mu przy wejściu
nagle powróciło.
-Przestań- pouczał się w myślach, odetchnął głęboko i ruszył w
stronę swojego mieszkania.
Nie zdążył przejść kilka kroków, kiedy mimochodem się odwrócił
jakby go ktoś wolał. Rozglądając się po parkingu jego uwagę przykuł jeden z
samochodów. Niebieski jak jego kolor włosów pick-up, model raczej z lat 90,
dwudrzwiowy z dodatkowym miejscem z tylu dla pasażerów. Mimo to wydawał się
zadbany, co wskazywało na uwagę, jaką mu poświęcał właściciel. Niby niewyróżniający
się to jednak tylko na ten jeden zwrócił uwagę. Dopiero po chwili Aomine
zauważył kierowcę samochodu. Pakował torby z zakupami. Wysoki, szczupły,
wysportowana sylwetka, a czarna bluza, która miała chronić przed deszczem była
już całkowicie przemoczona.
Sam nie wiedział, dlaczego nie potrafił przestać obserwować
gościa, którego nigdy nie spotkał i już pewnie nie spotkają. Nawet nie widział
twarzy zasłoniętej pod kapturem.
-Już dosyć- odwrócił się i ruszył przed siebie.
Odwrócił tylko raz głowę. Kiedy to zrobił, postać też się odwróciła
wołana przez kogoś. Tylko sekunda. Albo nawet mniej. Tyle wystarczyło, aby
zauważyć mały fragment grzywki w czerwonym kolorze.
-To niemożliwe - warknął wściekły sam na siebie i odszedł.
Pierwszy tydzień, który dostał na zaklimatyzowanie minął szybko. Zdążył już poznać okolice. Tą bliższą na krótsze lub trochę dłuższe spacery i dalszą, gdzie musiał korzystać z komunikacji miejskiej, której tak nie lubił. Lecz był to jedyny minus. Prawie jedyny. Aomine, chociaż stwierdził, ż nie myśli o Japonii i o ludziach, na których mu zależało, a których tam zostawił, jeszcze kilkakrotnie czuł dziwne ukłucia w sercu. Na poczcie jak odbierał przesyłki ze swojej ojczyzny, w parku jak spacerował, jak robił zakupy lub po prostu na ulicy. Za każdym razem zauważył gdzieś zaparkowany niebieski pick-up.
-To nie może być ciągle to samo auto. Jest na pewno ich tutaj
więcej - dla pewności zapisał sobie jednak w telefonie numery rejestracyjne
samochodu.
Zaczynając zajęcia miał mniej czasu na myślenie o tym wszystkim.
Od czasu jak przyjechał tutaj dobrze sypiał, przestał mu się nawet śnić Kagami.
Szkolenia miały zajęcia czysto teoretyczny, lecz każdy miał
zapisane w grafiku zajęcia terenowe od przyszłego tygodnia. Nikt jednak nie wiedział,
na czym one mają polegać.
-Dziś rozdamy harmonogramy placówek, w których będziecie odbywać
zajęcia praktyczny. Chcemy w ten sposób sprawdzić gotowość do radzenia sobie w
każdej sytuacji - powiedział jeden z agentów - każdy będzie umieszczony w innej
placówce, wiec nie będzie możliwość komunikowania się z resztą grupy. Na liście
znajdują się szkoły, szpitale, ważne urzędy i tym podobne. Każdy wylosuje
numer, który odpowiada miejscu praktyk. To tyle na dziś. Lista zostanie za
chwile wyświetlona.
Spoglądając na tablice zobaczyło się spis szkół od podstawowych do
średnich, oddziały w różnych szpitalach, kilka urzędów państwowych, trzy
ambasady, domy opieki i placówki społeczne. Kiedy nadeszła kolej Aomine wybrał
pierwszą z brzegu kartkę. Zobaczył na niej ładną 10 i zaraz pomyślał o Kagamim,
w końcu nosił taki numer na koszulce w liceum. Odgonił szybko myśli o byłym
chłopaku i zaczął sobie powtarzać, że musi się skupić na zadaniu. Przed
losowaniem wydawało mu się, że żadne z tych miejsc nie będzie mu straszne, lecz
spoglądając na tablice nie wiedział czy jest bardzie zły czy przerażony.
Wychodząc był zły, nie, był wściekły, bo gorzej trafić nie mógł.
Nagle usłyszał dźwięk swojej komórki. Widząc na wyświetlaczu ''Tetsu''
zmarszczył brwi czując ironie.
-Siema Tetsu, co tam? - próbował ukryć zły humor.
-Nic chciałem zapytać jak mija pierwszy tydzień szkolenia, ale
słyszę, że chyba źle - przed Kuroko jednak nic się nie ukryje.
-Pierwsze zajęcia praktyczne mają sprawdzić naszą gotowość do
radzenia sobie w każdej sytuacji.
-To chyba nie tak źle. Gdzie masz te zajęcia? - zapytał, jednak
musiał chwilę poczekać na odpowiedź. Słyszał jednak, że rozmówca cały czas się
zastanawia.
-Na dwa miesiące zostałem asystentem w przedszkolu - powiedział w
końcu Aomine
Widok śmiejącego się Kuroko, to wielka rzadkość, coś bardziej
jak legenda, tak jak mówienie zwierząt w Wigilie, ale to, co usłyszał w
słuchawce przeszło jego wyobrażenie. O Kuroko można powiedzieć, że turlał się
ze śmiechu jak to usłyszał.
-To nie jest śmieszne wiesz - wrzasnął Aomine.
-Przepraszam Aomine-kun, ale jakoś nie mogę sobie
wyobrazić ciebie w roli przedszkolanki -powiedział Kuroko ciągle się śmiejąc.
-Ja też nie, więc spodziewaj się z Satsuki telefonów o każdej
porze dnia i nocy
-Z tym, że Satsuki jest w szpitalu, więc może być problem jak
będziesz dzwonił w środku nocy -mimo, iż wiadomość wydawała się zła to było
radość w wypowiedzianych słowach.
-I ty mówisz to tak spokojnie! W jej stanie to raczej źle. Jest w
zaawansowanej ciąży i
-Ona już nie jest w ciąży -przerwał mu Kuroko -ale oboje czują się
dobrze.
-Co? Jak? Czekaj! Moje gratulacje. Syn czy córa?
-Syn. Takeshi
-Spoko, ładne imię. Na
pewno wszystko w porządku? Miała jeszcze miesiąc - zapytał z
troską.
-Niby tak, ale czują się świetnie. Co prawda muszą jeszcze trochę
zostać w szpitalu, mimo to wszystko jest w porządku.
- To - Aomine nagle przerwał. Poczuł po raz kolejny ukłucie w
okolicy serca. Odwracając się zobaczył odjeżdżającego znajomego mu
już pickupa.
-Numery się zgadają - powiedział niby sam do siebie zapominając,
że przy uchu ciągle trzyma telefon.
-Jakie numery? - zapytał jego rozmówca.
-Nie to nic takiego - odpowiedział zdenerwowany
-Coś się stało? - troska przyjaciela nie dała za wygraną.
-Nic. Chyba. To jest dość dziwne i długo by opowiadać -
stwierdził, chcąc zakończyć tą bezsensowną rozmowę.
-Wolę jednak posłuchać
-Odkąd tutaj jestem to, nawet nie wiem jak to opisać. Mam takie
dziwne odczucia, które nie dają mi spokoju. Zawsze, kiedy to się dzieje widzę
niedaleko pewien samochód.
-A jesteś pewien, że to jest to samo auto?
-Raczej tak. To stary model rzadko już spotykany i ten
charakterystyczny odcień granatowego.
-Widziałeś kierowcę? - zaczął dopytywać Kuroko
-Raz. Pierwszy raz jak zobaczyłem samochód. Chociaż trudno mi o
nim cokolwiek powiedzieć, bo strasznie padało i z takiej odległości. Poza
tym miał kaptur na głowie. Po sylwetce to podobny do - nie dokończył,
zatrzymując się w połowie zdania. Przeraziła go myśl, że w pierwszej kolejności
przyszła mu na myśl właśnie ta a nie inna osoba. Mógł przecież podać każde inne
nazwisko, ale chyba nie przeszłoby mu to przez gardło.
- Do Kagamiego - dokończył za niego Kuroko.
-Tak -westchnął - tym bardziej, że przez chwile wydawało mi się,
że widzę czerwoną grzywkę. Ja chyba zwariuje.
- Wiesz Aomine-kun prawda jest taka, że nie wiemy gdzie jest
Kagami-kun. Mógł przecież się przeprowadzić. Jak Hiromu był w Los Angeles to go
tam nigdzie nie spotkał. Ich wspólni znajomi też go tam dawno nie widzieli,
więc może już go tam nie ma.
-Może. Na razie Tetsu. Ucałuj Satsuki i małego - powiedział i
rozłączył się nie dając swojemu rozmówcy możliwości powiedzenia czegokolwiek.
Kuroko zadzwonił raz jeszcze jednak odrzucił połączenie. Chciał
być sam ze swoimi wątpliwościami. Samochód, nie to kierowca prześladował
go jak cień, doprowadzając rozum i serce do sprzeczności. Ten, który zamknął
swe serce przed wszystkim i polegał tylko na chłodno myślącym rozumie, miał wątpliwości,
co o tym wszystkim myśleć. Rozum podpowiadał, że to niemożliwe by on był tutaj,
lecz serce było innego zdania. Serce jeszcze niedawno kamienne zaczęło kruszeć
dopuszczając do siebie uczucia i emocje.