niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 14 Nie potrafie

Miało być trochę wcześniej, ale się nie wyrobiłam. Została mi ostatni rozdział i część trzecia. Kiedy to minęło?

~~~

Był pełen podziwu wytrzymałości swojego telefonu jak naciskał klawisz oddzwonienie. W głowie już tworzyły się najczarniejsze scenariusze. Bo niby, dlaczego Taiga miałby dzwonić do niego o takiej porze? Spodziewał się, że któryś z przyjaciół zapomniał o zmianie czasu i dzwoni w jakiejś błahej sprawie. Dwa sygnały, jakie minęły przyprawiły go prawie o zawał serca.
-Hej Dai - próbował powiedzieć Kagami.
-Coś się stało? - przerwał mu zdenerwowany Daiki.
-Nic takiego - stwierdził - a właściwie. Jesteś w domu?
-Jestem - odpowiedział zdziwiony.
-Za chwilę będę - usłyszał przed odgłosem rozłączonej rozmowy.
Nie rozumiał tego. Co on chce od niego o trzeciej w nocy? Nie mając pojęcia, co zrobić wstał, chociaż z łóżka.
Nie minęło pięć minut, kiedy Kagami pojawił się w jego drzwiach.
-Ja nie chce rezygnować - powiedział, podszedł do niego i go pocałował.
-Nic nie rozumiem - odpowiedział Aomine.
-Nie chce się rozstawać. Nie potrafię myśleć o niczym innym jak o tobie.
-Ale Asami i - próbował coś powiedzieć.
-Jakoś ją przekonam. Nie wiem jeszcze, jak ale wiem jedno kocham cię i chce być z tobą.
Czy on dobrze słyszy? On chce z nim mimo niechęci Asami do ich związku?
-A ty tego chcesz? - usłyszał po chwili.
-Niczego bardziej nie pragnę - tym razem on go pocałował.
Zagarniał brutalnie jego wargi. Pragnął go i nie mógł się opanować. Chciał go dotknąć. Pragnął poczuć jego nagie ciało pod sobą. Ostatnio to on był na dole i nie żeby mu to przeszkadzało, bo podobało mu się i to bardzo, ale teraz pragnął znaleźć się na górze.
Mimo że dominował nie wyczuwał żadnego sprzeciwu. Taiga się poddał. Pozwalał mu na wszystko. Widząc i czując to jeszcze bardziej tego pragnął.
Kurtkę i bluzę ściągnął z niego jeszcze w korytarzu prowadząc go do sypialni. Zanim opadli na łóżko pozbawił go koszulki, aby móc się rozkoszować jego ciałem. Całował każdy odkryty kawałek jego ciała. Chciał, aby się zatracił w przyjemności jak to ostatnio jemu pozwolił. Odrywając się na chwilę pozbawił go butów i skarpetek, rozpiął pasek i zamek od spodni, które teraz z niego ściągał. Wykonywał to powoli zastawiając mokre ślady od ud po kolana aż do kostek.
Spojrzał na niego jak leży pod nim w samej bieliźnie i nie mógł się nacieszyć tym widokiem. Jego wyraz twarzy sprawiał, że naprawdę go pragnął. Mógłby cały czas patrzeć na te oczy, które patrzy na niego z takim pożądanie, na rumieńce na policzkach i się zastanawiać, czemu on się tak słodko rumieni i na lekko rozchylone i czerwone od pocałunków usta. Te ostatnie najbardziej go pociągały. Uwielbiał je. Uwielbiał patrzeć jak ma taką minę jak teraz. Najbardziej jednak kochał patrzeć na jego uśmiech. To właśnie on sprawił, że tak bardzo go pragnął. Mieć ten uśmiech dla siebie żeby nikt inny nie mógł go oglądać. Pragnął tego od chwili, gdy z nim przegrał. Gdy zobaczył jak się śmieje, jak się cieszy.
Zrobi wszystko, aby znów zobaczyć radość na jego twarzy.
-Dawno tego nie robiłem - pocałował go delikatnie Taiga.
-Bardzo. Zwłaszcza, że święta bardzo szczególnie obchodziliśmy - zdjął z siebie koszulkę i przywarł do jego szyi.
-Nie rozumiesz - próbował coś powiedzieć, lecz nie mógł się skupić.
Aomine nie przestał delektować się jego skórą.
-Nie rozumiesz. Nawet, jeśli spałem z innym facetem to żaden - próbował powiedzieć, lecz wyglądał jakby czuł się tym zażenowany.
-To nigdy nie byłeś na dole - dokończył za niego.
Po jego minie wiedział, że ma racje. I bardzo go to cieszyło. Wiedział wcześniej, że Taiga spotykał się z innymi po tym jak wrócił do Ameryki, lecz wiadomość, że jest jedynym, który nad nim dominuje napawała go radością. On nikomu na to nie pozwolił. Był jedynym, który mógł to zrobić.
-Dziękuje - wymruczał, nie wiedząc nawet czy Taiga to słyszał. Chciał mu pokazać jak bardzo mu zależy. Całował jego skórę na szyi, tors i brzuchu schodząc coraz niżej. Zębami zsunął z niego bokserki. Zaczął całować każdy odsłonięty kawałek skóry.
-Przestań zostawisz ślady - wyjęczał Kagami.
-W takich miejscach, że nikt nie zobaczy, więc się nie martw - powiedział tworząc kolejną malinkę na jego ciele - rozluźnij się. Nie chce ci zrobić krzywdy.
Powrócił do jego ust. Zachłannie zagarniał jego wargi. Smak krwi na ustach odbierał mu wszystkie zmysły. Nawet nie wiedział, do kogo ona należała. Chciał tylko uwolnić namiętność i pożądanie, które nimi kierowało. Nie liczył nie nikt i nic. Tylko dwa ciała, które szykują się, aby razem dojść do spełnienia.
Z dwóch organizmów stali się jednym, połączonym.
Jak to się dzieje, że dwa ciała mogą do siebie aż tak bardzo pasować? Jak mogą się poruszać w idealnej harmonii jakby zostały stworzone, aby być razem?
Wyczuwał, że obaj zbliżają się do krawędzi. Czuł wbijające się paznokcie w jego skórę i drżenie ciała znajdujące się pod nim. Każdy jęk, jaki słyszał sprawiał, że jeszcze bardziej tego pragnął. Mieć go zawsze przy sobie. Nie pozwolić mu odejść.
Czuł jak każdy jego ruch sprawia przyjemność Kagamiemu. Pragnął dać mu jak najwięcej nie robiąc mu przy tym krzywdy. Przyspieszył tempo doprowadzając siebie i jego do szaleństwa. Był już na granicy. Czuł jak ciało pod nim wygina się w łuk. Wiedział, że obydwaj są już straceni.
Kiedy to się stało położył obok niego. Obaj byli wyczerpani i brakło im tchu. Leżeli przytuleni do siebie nie zostawiając choćby centymetra przestrzeni między nimi.
Dwa ciała splecione ze sobą, dwa wymieszane zapachy i dwa szalejące serca.
-Taiga, co zamierzasz teraz zrobić - zapytał Daiki, kiedy już się uspokoił.
-Jeszcze nie wiem - spoglądał w sufit.
-Jak myślisz jak ona zareaguje?
-Tego też nie wiem - odwrócił się do niego - jedyne, co wiem to to, że chce być z tobą.
-Też chce z tobą być.
-Wiem, że to może trudne, ale chciałbym żebyś się na nią nie gniewał.
-Nie gniewam się - co nie było całkowicie zgodne z prawdą - ale nie mogę jej zrozumieć, czemu tak bardzo jej to przeszkadza.
-Sam się nad tym zastanawiałem i chyba ją rozumiem - powiedział Kagami siadając na łóżku.
-I doszedłeś do wniosku, że? - również się podniósł.
-Że tutaj nie chodzi konkretnie o ciebie tylko nie chce bym się spotykał na stałe z innym facetem.
-Nie lubi gejów tak?
-Nie raczej nie. Spróbuj postawić się na jej miejscu. Straciła rodziców jak była bardzo mała, potem wychowywał ją brat, który na początku mało się nią zajmował i najczęściej siedziała z opiekunkami. Kiedy urodzili się młodzi zacząłem się więcej nią opiekować, ale brat to nigdy nie rodzice. Teraz jak już wszyscy są starsi to bardzo często jak mnie nie ma zajmuje się nimi. Odbiera z przedszkola, pilnuje ich w domu. Przez cały czas jest otoczona przez facetów i wydaje mi się, że Asami po prostu brakuje kobiecego wzorca.
-Twierdzisz, że aż tak tego potrzebuje?
-Nie jestem zboczony - próbował coś wytłumaczyć.
-Jak nie jak tak - wtrącił się Daiki.
-Bardzo śmieszne. Nie w tym sensie. Cały czas ją obserwuje, jak rośnie i się zmienia. Może tego nie zauważyłeś, bo ciągle chodzi w luźnych bluzach, ale jej ciało już nabrało bardziej kobiecych kształtów - zaczął się rumienić-  nawet nie chce wspominać naszej pierwszej rozmowy o zakupach stanika. Nie wiem, kto był wtedy bardziej zażenowany ja czy ona.
-Trochę stresująca sytuacja? - próbował zrozumieć powagę sytuacji.
-Trochę. Na pierwsze takie zakupy poszła z twoją sąsiadką. Nawet sobie nie wyobrażam jakbym miał iść z nią - widział, że był bardzo zakłopotany.
-Brakuje jej kobiety w życiu, która by z nią na te wszystkie sprawy rozmawiała - stwierdził Daiki i podrapał się po głowie. Zrozumiał dziewczynę, czemu była przeciwna ich związkowi - a teraz zamiast jej pomóc i znaleźć sobie dziewczynę to chcesz się związać z facetem.
-Coś w tym stylu. Jeśli dobrze przypuszczam to niedługo, chociaż mam nadzieję, że będzie to jak najpóźniej dostanie pierwszą miesiączkę i znów będą takie sytuacje i będę musiał z nią o tym pogadać a na pewno nie będę to przyjemne ani dla mnie ani dla niej..
-Lepiej by jej się o takich sprawach rozmawiało z kobietą - podsumował Aomine.
-Na pewno - odpowiedział Taiga
Zrobiło mu się głupio. Był zły na dziewczynę, ale teraz zaczął ją rozumieć.
-Co teraz zamierzasz? - spytał.
-Jeszcze nie wiem. Chce być z tobą szczęśliwy. Mam nadzieje, że Ami to zrozumie i zmieni nastawienie do ciebie.
-Też mam taką nadzieje - przybliżył się do niego i delikatnie pocałował - mógłbym się z powrotem do tego przyzwyczaić.
-Że będziesz zawsze na górze? Nie wyobrażaj sobie za dużo. Nie zamierzam być tym na dole. To tylko prezent noworoczny.
W tym momencie Kagami zaczął całować jego szyję. Delikatnie po najczulszych miejscach, o których jeszcze niedawno nie miał pojęcia. Wiedział, do czego miało to doprowadzić. Chciał niby zaprotestować, lecz było mu to naprawdę obojętne. Zaczęło mu się to nawet podobać. Dopóki będą razem będzie mu to obojętne.
-Szczęśliwego nowego roku Taiga – pocałował go pozwalając mu na dalsze pieszczoty.

Otwierając oczy czuł się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Czy może być coś piękniejszego niż widok ukochanej osoby śpiącej obok? Nie potrafił znaleźć nic lepszego. Nawet nie miał odwagi go budzić. Nawet nie wiedział, dlaczego ale uwielbiał na niego patrzeć. Przyglądać mu się jak śpi. Mógłby to robić cały dzień, lecz wiedział, że to długo nie będzie trwać. Taiga zawsze się budził, kiedy zbyt długo się w niego wpatrywał.
-Dzień dobry - uśmiechnął się do niego. Lubił widzieć jak zaspany leniwie otwiera oczy.
-Która godzina? - ziewnął Kagami.
-Nawet nie wiem, ale już rano.
-Będę musiał się zbierać - stwierdził Taiga podnosząc się.
Był zawiedziony. Miał nadzieje, że zdąży się, chociaż trochę nim nacieszyć. Że sobie trochę poleżą i poleniuchują w łóżku a ten w tym czasie wstał. Jedynym pocieszenie był widok jego nagich pośladków, kiedy udał się do łazienki.
-Taiga a nikt się nie będzie dziwić, że nie nocujesz w domu? - zapytał, kiedy wrócił. Był zawiedziony, że pozbierał swoje żeby i je ubrał.
-Wątpię. Nikt o tym nie wie. Chłopaki siedzą u Maxa a Asami u koleżanki - usiadł w spodniach na łóżku.
-Co się stało, że przyszedłeś? I to o trzeciej w nocy.
-Może po prostu z miłości nie mogłem wytrzymać aż cię nie zobaczę. Skończyli pokazy i jak wracałem to stwierdziłem, że nie chce wracać do pustego domu.
Przytulił się do niego. Obojętnie od powodu to cieszył się, że ma go przy sobie.

sobota, 17 stycznia 2015

Trzy

Czemu jak coś się psuje to cała reszta też musi. Jak tu pisać jak tablet się zepsuł a laptop poszedł na gwarancje. Ale nic jakoś sobie dam radę.

Rozdział dedykowany wszystkim anonimom, którzy często odwiedzają bloga, lecz nie komentują. Mam nadzieję, że jakoś ich przekonam do większej aktywności. Sprawia to wiele przyjemności autorowi i motywuje do dalszego pisania.

~~~


Ten mały metraż bardzo go denerwował. Nawet gdyby były większe by go nie byłby zadowolony. Wczoraj wypisali go z ośrodka. Pracownicy byli na tyle mili, że załatwili mu mieszkanie socjalne. Miał  teraz do dyspozycji małą łazienkę, maleńką kuchnie i nie większy pokój. Przyjemności nie sprawiał mu fakt, że za trzy miesiące będzie musiał iść do szkoły. Nie jest to zwykła szkoła tylko specjalne kursy dla osób, które nie skończyły nauki w odpowiednim czasie z różnych powodów. Wątpił, że będzie mu to odpowiadać.
Teraz jednak się tym nie przejmował. Bardziej się starał unikać wszystkich sąsiadów. Jeden dzień wystarczył, aby wzbudzić zainteresowanie wszystkich pozostałych mieszkańców. Już słyszał trzy rozmowy na swój temat. Jeśli dobrze zrozumiał wszyscy byli niezadowoleni, że ktoś tu się wprowadził. Blok miał 5 pięter i układ mieszkań był prawie wszędzie taki sam. Nie licząc jego mieszkania to tylko na samej górze istniała ta kawalerka. W innych była ona kupiona i dołączona do mieszkań sąsiadujących. Tylko te dwa mieszkania były socjalnymi, więc się nie dziwił, że mieszkańcy nie byli zadowoleni z wprowadzenie się kogoś.
Nie spotkał się jeszcze z żadnym z nich. Nie miał na to ochoty. Wszyscy będą się pytać, co się stało i dlaczego, a na końcu będą mu współczuć. Bo co on ma teraz robić. Nic nie umie, nic nie potrafi. Technologia poszła do przodu. Wiele nowych rzeczy jest aktywowanych głosem, komputer jest taki mały a ma tyle funkcji, że trudno mu wszystkie zrozumieć. Nawet z głupią kuchenką miał problem. Zniechęcało to go jeszcze bardziej do gotowania. Nie żeby wcześniej gotował, bo tego nie potrafił. Miał mamę i siostrę, więc nie musiał gotować. Obydwie panie pilnowały żeby zawsze miał odpowiednio zbilansowane dania zaakceptowane przez dietetyka. Jako model, który wkrótce miał brać udział w międzynarodowych pokazach musiał bardzo o siebie dbać. Tak bardzo za tym tęsknił. Za tym wszystkim. Za  swoim dawnym życiem, które stracił.
Miał dwadzieścia pięć lat a potrafił płakać jak dziecko nad własnym losem.

Zbliżała się dwudziesta trzecia, kiedy wyszedł z mieszkania. Nie chciał spotkać nikogo z sąsiadów. Udał się najbliższego supermarketu całodobowego, którego nazwy nawet nie kojarzył. Musiał powstać w czasie, kiedy spał.
Trzy głębsze oddechy i trzeba wziąć się w garść. Udał się do działu z gotowymi posiłkami. Wątpił żeby potrafił uszykować cokolwiek innego. Raz próbował a raczej pomagał szykować Kasamatsu kolacje dla nich.
Same wspomnienia wystarczyło, aby znów zrobiło mu się smutno. Pamiętał tą kolacje. Ostatni raz się wtedy widzieli. Dzień przed tym wszystkim. Był zły, na kiedy przypomniał sobie jak się wtedy zachował. Nie chciał jednak teraz o tym myśleć.
Powybierał kilkanaście dań, jakieś płatki, wodę i mleko. Podstawowe rzeczy, aby przez kilka dni nie musieć wychodzić z swoich czterech ścian. Bo niby, po co wychodzić skoro nie miał ani gdzie ani do kogo iść.
Wracając okolice przerażały go zmiany, jakie tu zaszły. Znał tą część miasta. Niedaleko było Liceum Seirin. Kuroko i Kagami się tam uczyli. Czemu o czymkolwiek pomyśli to wracają złe wspomnienia. Może nie były one złe, ale okropna była perspektywa patrzenia na nie z jego punktu widzenia. Przecież nawet Aomine czy Kagami, którzy mieli problemy z nauką zapewne pokończyli szkoły i coś dalej robią.
Jak wchodził do klatki dochodziła pierwsza, więc nie powinien nikogo spotkać. Na schodach jednak minął pewnego faceta, który nie zwrócił na niego uwagi. Będąc już na właściwym piętrze słyszał z jednym z mieszkań dźwięk zakluczanych drzwi. Oznaczało to, że ktoś nie śpi i nie chcąc, aby go spotkać szybko odkluczył zamek, aby schować się w swoich kątach.
Pochował wszystko, co kupił, chociaż nie było tego dużo. Pamiętał jak pierwszy raz jadł coś takiego. Aż dziwne, że było to dopiero w Liceum, kiedy idąc do Moriyamy każdy sobie coś kupił. Dla niego była to nowość, z której się cieszył. Każde odejście od rutynowej diety sprawiała mu wielką radość.
Teraz jednak jedzenie takich rzeczy nie sprawiało mu radości. Nic tego nie sprawiało.
Trzy dni siedział w mieszkaniu nie wychodząc nawet na chwilę. Słyszał niektóre rozmowy na korytarzu. Były pełne nadziei, że może nikt się nie wprowadził. Nadzieje rozwiała jakaś kobieta mówiąc, że widziała jak wracał ze sklepu o pierwszej w nocy. Po tym trzy razy ktoś do niego dzwonił. Nie otworzył. Wolał udawać, że go nie ma. Czwartego dnia musiał wyjść. Miał się zgłosić do lekarza i przy okazji chciał załatwić ostatnie sprawy związane z szkołą i mieszkaniem. Specjalnie wyszedł bardzo wcześnie, kiedy wszyscy jeszcze spali.
Czapka z daszkiem i kaptur nałożony na to miał sprawić, że stanie się niewidoczny. Chciał być nierozpoznanym. Zniknąć w tłumie.
Miał jeszcze sporo czasu przed umówionymi spotkaniami. Z nudów usiadł na ławce w parku obserwując nielicznych ludzi, którzy spacerowali o tej porze. Normalnie ludzie są o tej porze w pracy. Widział rodziców odprowadzających dzieci do szkoły, emerytów i uczniów. Słyszał wiele urywków rozmów, z których mało, co rozumiał. Dzieci, które marudzą, że  nie chcą iść do szkoły. Nastolatek, które miały problemy z chłopakami.
-Bolało? - pytała brunetka swoją przyjaciółkę
-Nie było tak źle - odpowiedziała jej szatynka - Rei-san był taki opiekuńczy, taki troskliwy.
Dwie nastolatki gadające o seksie. Czy można słuchać czegoś gorszego? Jak miał inaczej myśleć skoro nastolatki mają więcej doświadczenia w tych sprawach niż on. Prawdę mówiąc on nie miał  prawie żadnego doświadczenia.
Co można zrobić w ciągu szesnastu dni związku? Niewiele. To był jego pierwszy i jedyny związek. W trakcie jego krótkiego istnienia tylko się całowali do niczego więcej nie doszło. Mieli przed sobą całą przyszłość. Tak przynajmniej im się wydawało, więc nie chcieli się spieszyć.
Ostatnim punktem na liście do zrobienia była wizyta lekarska. Lekarzowi powiedział, że dobrze się czuje i rzeczywiście fizycznie jego ciało miało się dobrze. Miał jeszcze sporą niedowagę, ale było dużo lepiej niż ostatnio, a zbyt szybkie przybieranie  na wadze też może mu zaszkodzić.
Psychicznie jednak było dużo gorzej. Czuł jak powoli w jego ciało wdziera się pustka, która go całkowicie wypełniała. Funkcjonował, oddychał, ruszał się, lecz czuł jak powoli przestaje żyć. Zamieniał się w chodzącego trupa. Nie mógł znaleźć powodu, aby dalej żyć.
Specjalnie czekał do późnego wieczora, aby wrócić, a i tak dopiero za drugim razem wszedł do swojego bloku. Wcześnie ktoś stał przed klatką  i w obawie, że to któryś z sąsiadów wolał przejść się jeszcze kawałek.
Cieszył się, że udało mu się po raz kolejny nikogo nie spotkać, chociaż był pewien, że usłyszał otwierające się naprzeciwko swoich drzwi. Trudno było mu uwierzyć, że było słychać jak wchodzi do mieszkania. Dzwonek, który usłyszał jednak po chwili potwierdził niestety jego obawy.
Nie chciał otwierać wolał udawać, że go nie ma.
-Dobry wieczór pani Suu coś się stało? - usłyszał kobiecy głos pod swoimi drzwiami - czyżby nasz sąsiad widmo się pokazał.
-Witaj Naomi. Jestem pewna, że słyszałam jak wchodził do mieszkania. Nie lubię nie wiedzieć, kto mieszka obok - kobieta, która to mówiła wydawała się dużo starsza od rozmówczyni - od ponad pięćdziesięciu lat i nigdy nie mieszkała tutaj tak bezczelna osoba żeby się nawet nie pokazała.
Rzeczywiście musiała być starsza.
-Jest pani pewna, że tu wchodził? Nie wygląda jakby był w domu.
-Może się przesłyszałam. Słuch już nie ten, co w młodości. Nie zmienia to faktu, że o nim już powstają legendy. Człowiek widmo.
-A wie pani Rena spod trójki rozmawiała z dozorcą i się dowiedziała trochę o nim. Po raz pierwszy jest tutaj ktoś tak młody.
-Wystarczająco by się nim zainteresować - spytała starsza pani.
-Po pierwsze mam narzeczonego i niedługo będziemy mieli dziecko a po drugie to jest ode mnie rok młodszy, więc odpada. Chłopak zdaje się ileś lat był w śpiączce a że nie może mieszkać u rodziny to wprowadził się tu.
-Coś podobnego. Biedny młodzieniec - odparła staruszka - przeżyć coś takiego.
I stało się to, czego się najbardziej obawiał. Ludzie się dowiedzieli i zaczęli mu współczuć. Nie chciał tego. Pragnął być sam.
Chcą się wycofać w głąb mieszkania zapomniał o szafce stojącej obok niego. Uderzył się o nią. Dodatkowo rzucił stojącą na niej szklankę. Szkło rozprysło się po całej podłodze. Było to na tyle głośne, że na pewno panie stojące pod drzwiami to słyszały.
-Słyszała pani? - miał nadzieje, że tego nie usłyszy.
-Chyba dobrze mi się wydawało. Może po prostu nie chce się z nikim jeszcze widzieć? Zostawmy go samemu - stwierdziła - powinnaś odpoczywać Naomi. Ciąża to nie choroba, ale mogłabyś się bardziej oszczędzać.
-Wiem. Wiem. Ale to dopiero szóstym miesiąc a czuje się świetnie. Yukio bardzo o mnie dba i nie pozwala mi się przemęczać - usłyszał głos dziewczyny.
Czemu wystarczyło usłyszeć tylko to imię, aby czuć ból w sercu? Tak bardzo chciałby się z nim zobaczyć. Strasznie tęsknił za nim. Wydawało mu się, że minęło kiepskie pół roku jak się ostatni raz widział. Nie przestał go kochać. Tak bardzo pielęgnował to uczucie zanim zdecydował się je wyznać, a wiadomość, że są one odwzajemnione sprawiała, że jeszcze bardziej nie potrafił przestać.
-Widzę, że dba, tylko szkoda, że wyjechał jak jesteś w takim stanie. Ale i tak uważam, że nie można żyć bez ślubu - marudziła starsza pani.
-Wszystko w swoim czasie. Chcemy poczekać aż urodzę i trochę odpocznę. Potem już nie będzie żadnych przeciwności.
-To dobrze, bo już nie mogę się doczekać aż zacznę do ciebie mówić Kasamatsu-chan.
Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Kasamatsu Yukio. To nazwisko i to imię. Przez cały czas się zastanawiał czy to możliwe? Czy to możliwe, że mieszkał teraz na tym samym piętrze, co on? Na dodatek mieszkał on tutaj z narzeczoną, która dodatkowo jest z nim ciąży.
Przecież to mogło być możliwe przecież minęło tyle czasu i on mógł na niego nie czekać. Zbyt wiele minęło.

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 13 Burza

I znów w szarych kątach. Wrócił do siebie. Zrobił to, chociaż nie chciał. Taiga też tego nie chciał, ale uznali, że tak będzie lepiej. Dla wszystkich. Nie wiedział, co o tym sądzili bliźniacy, ale reakcja Asami sprawiła, że sam chciał się wycofać. Pragnął Taigi a on jego, jednak i tak był na drugim miejscu. I wiedział to od samego początku. Pierwsi byli synowie i siostrzyczka. I to właśnie ona sprawiła, że się rozstali. Nie było to chwilowe. Miało to być na zawsze.
Leżał na łóżku rozmyślając, co powinien teraz zrobić. Zanim Kagami go stąd zabrał chciał pojeździć po kraju. Po przyjeździe do niego do domu zaproponował mu nawet, aby ten czas wolny, który mu pozostał spędził u nich, lecz plany się popsuły. Teraz nie miał pojęcia, co zrobić, bo cała ochota, aby gdziekolwiek jechać mu przeszła. Od dwóch dni siedział bez sensu w domu oglądając telewizje lub grzebiąc coś w komputerze albo wychodził i szwendał się bez sensu po mieście.
Ciągle pamiętał rozmowę, którą podsłuchiwał z początku niechcący, lecz później nawet tego nie żałował.
-Taiga a on musi tutaj siedzieć? - usłyszał w środku nocy, kiedy w środku nocy chciał iść do łazienki. Jego pierwsza noc, kiedy to miał pokój naprzeciwko bliźniaków i obok pokoju Taigi.
-Przeszkadza ci? - słyszał jego rozmowę z siostrą. Nie chciał podsłuchiwać, ale teraz bał się, że mogą usłyszeć jego kroki. Nie chciał być przyłapanym pod drzwiami do jego pokoju, mimo że są ona w połowie drogi do łazienki.
-Nie chce żeby tu był - Asami widocznie była tym oburzona.
-Rozumiem, ale możesz mi wytłumaczyć, dlaczego?
-Tak po prostu.
-To nie jest odpowiedź - mimo, że bardzo kochał siostrę słyszał w jego głosie niepokój. Wierzył w to, że Taiga chciał, aby tu był.
-Pamiętam jak kiedyś rozmawiałeś z ciocią Alex o nim. Jak bardzo cię skrzywdził.
-Ale to było kiedyś. Zdałem sobie sprawę, że też go skrzywdziłem, ale już sobie wszystko wytłumaczyliśmy.
-Ale on musi tu być? - nie przestawała.
-Wiesz, ale ja i on - próbował coś wytłumaczyć, ale trudno mu było powiedzieć, że są razem i sypiają ze sobą.
-Wiem. Słyszałam was wczoraj w nocy - nawet nie chciał myśleć, co czuje teraz Taiga siedząc w jednym pokoju z młodszą siostrą, która mówi, że słyszała go jak uprawia seks z innym facetem. On sam czuł, że robi się cały czerwony, więc co miał o sobie powiedzieć Kagami.
-Przeszkadza ci to? - usłyszał po chwili jego głos.
Nie słyszał odpowiedzi tylko ciche mruknięcie. Mógł się założyć, że pokiwał teraz głową, aby potwierdzić.
Zdecydował wtedy, że rano się wyniesie. Nawet, jeśli będzie musiał przyznać się do podsłuchiwania, ale uznał, że nie będzie musiał tego robić. Wyczuwasz moją obecność Taiga, prawda. Wiesz, że to słyszę. Nie możesz podjąć innej decyzji. Nie chciała abym tu był. I już nie będę. A ty to zaakceptujesz. Razem zaakceptujemy.
Był drugi, a oni pierwsi, ważniejsi od niego, więc po południu się wyprowadził. Spakował swoje rzeczy i Taiga odwiózł go do mieszkania.
-Wiesz, że tego nie chce - powiedział Kagami jak byli sami u niego.
-Wiem, też tego nie chce, ale tak będzie lepiej - odpowiedział mu.
Miał go na wyciągnięcie ręki jednak czuł, że nie może go dosięgnąć. Kochał go tak bardzo, a teraz wiedział także, że jego uczucia są odwzajemnione. Nie mogą być jednak razem, lecz tak będzie lepiej dla wszystkich.
Na pożegnanie się do niego przytulił. Tylko i aż tyle. Nawet nie wiedział jak długo tak stali. Miał to być ostatni dotyk, który będzie sensem jego istnienia na następne lata.

Ogrzewanie na szczęście naprawili. Co z tego jak nawet nie wiedział czy chce tu siedzieć. Minęło kilka godzin a on czuł jak bardzo boli go serce z tęsknoty za Taigą. Z drugiej strony jednak dobrze wyszło. Mimo niechęci to cieszył się, że chociaż na dwa dni będzie miał towarzystwo. Dodatkowo wycieczka do Bostonu sprawi, że może uda się Kagamiemu uniknąć spotkania z Kise i Kasamatsu. Cieszył się na ich przyjazd, chociaż jest on dodatkiem do wizyty senpai w sprawie jakiejś rozprawy, ale zawsze. Miał tylko nadzieje, że jego kiepski humor nie będzie aż tak widoczny.

-Nie nudzi ci się tutaj samemu - spytał Kise, kiedy siedzieli we dwóch w kawiarni rozgrzewając się po mroźnym zimowym powietrzu.
-Nie. czemu tak myślisz?
-Bo przez cały czas wyglądasz jakbyś pływał głową w chmurach - uśmiechnął się do niego przyjaciel.
Jak miał wyglądać inaczej jak myślami cały czas jest na przedmieściach Waszyngtonu gdzie w żółtym domku kogoś zostawił i już prawdopodobnie nigdy go nie zobaczy.
-Na pewno? Martwimy się wszyscy o ciebie?
Nic nie odpowiedział tylko przytaknął.
-A nie masz już tych dziwnych sytuacji, o których mówił Kuroko? - spytał.
Nie wiedział czy powinien być zły na Tetsu, że powiedział innym o tym. Niby mu obiecał jednak wiedział, że wszyscy się martwią. I to bardzo.
-Nie. Minęło. Naprawdę wszystko u mnie w porządku. Nie musicie się o mnie martwić nie jestem małym dzieckiem - uśmiechną się starając, aby wypowiedz zabrzmiała całkiem naturalnie.
Nie wiedział czy Ryota mu uwierzył czy nie. Cieszył się z czasu spędzonym z przyjaciółmi. Kise się nawet śmiał, że rozmawiali po japońsku żeby języka nie zapomniał. W pierwszej chwili tego nie zrozumiał jak przecież miałby zapomnieć swój ojczysty język skoro cały czas się nim posługuje. Nie wiedzieli, bowiem że widział się z Kagamim i w jego domu nie mówi się w innym języku. Zachwycała go swoboda, z jaką cała czwórka nawet bliźniacy przechodzili z japońskiego na angielski i odwrotnie. Skoro Taiga jednak nie chciał, aby ktoś się dowiedział, że się spotkali to pozostaje mu tylko udawać.
Nawet nie zauważył, kiedy te dwa dni minęły i żegnał gości na lotnisku.
-Na pewno nie chcesz wrócić na te dwa tygodnie? - spytał Kise.
-Na pewno. Ile  razy mam to powtarzać? Każdy z was ma prace i tylko bym się nudził- odpowiedział - wy już lepiej idźcie, bo zostało wam pół godziny do odlotu.
-Jak się ma przy sobie pilota to nie trzeba się spieszyć. Maszyna bez niego nigdzie nie poleci - stwierdził Kasamatsu.
-A ty się nie boisz lecieć jak ten siedzi za sterami? - zaśmiał się Daiki.
-Czuć pewne niedociągnięcia i szarpania, ale ujdzie w tłumie - odpowiedział poważnie senpai, tak, że teraz było widział niewyraźną minę blondyna - hej przecież żartuje. Doskonale ci wychodzi.
-Lepiej nie denerwować pilota przed lotem - śmiał się z sytuacji Aomine.
-Coś w tym stylu.
Rozmawiali jeszcze chwilę, kiedy jednak trzeba było się pożegnać, aby obsługa nie musiała wzywać na pokład pilota.

Wracał pieszo. Mimo mroźnego powietrza, które zamieniało każdy oddech w smugi pary było przyjemnie. Zdążył się przyzwyczaić do takiej pogody. Nie miał nic do roboty, więc nawet nie chciało mu się siedzieć samemu w domu a świeże powietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Przechadzał się wolno ulicą oglądając wystawy sklepowe, dekoracje, które jeszcze zostały po świętach, ludzi szykujących się na powitanie nowego roku.
Jutro sylwester. Będzie go witał czternaście godzin później niż normalnie. Niby kraje tak blisko siebie a ponieważ dzieli je linia zmiany daty to nowy rok tak różnie witają.
Szedł główną ulicą omijając mniejsze uliczki i zaułki. Jednak w pewnym momencie dziwne przeczucie kazało mu skręcić w jeden z ślepych zaułków. Nie było w nim nic niezwykłego. Trochę śmierdziało, było brudno i nic poza tym. Wszędzie porozrzucane jakieś skrzynki i pudła. Kiedy chciał już odejść usłyszał dziwne piski. Były one dziwne. Zaciekawiony ich pochodzeniem rozglądał się w poszukiwaniu ich źródła. W końcu zdał sobie sprawę, że dochodzą one z jednego z kartonów, gdzie na dnie znajdował się kot. Maleńki czarny kotem z białą wstążką. Był zły jak to zobaczył. Pudło było tak zamknięte, że zwierzak nie miał jak wyjść, więc widocznie komuś się bardzo nie spodobał prezent świąteczny.
-Hej mały - odezwał się biorąc kotka na ręce.
Był bardzo maleńki tak, że mieścił się Daikiemu na jednej ręce. Musiał być wyziębiony i głodny. Dodatkowo trochę śmierdział, ale to nie dziwne skoro siedział w takim miejscu. Nie mając lepszego pomysłu zabrał zwierzaka do siebie.
Przez resztę dnia obserwował jak malec bawi się wszystkim, co leżało na podłodze. Specjalnie zgniatał w kulkę jakieś papiery żeby potem obserwować jak za tym biega. Śmiał się sam z siebie, że tak bardzo podoba mu się towarzystwo małego kotka.
Martwił się jednak, co dalej. Rano zabrał go do weterynarza, żeby ten go dokładnie zbadał. Wszystko było w porządku jednak nie mógł on zostać u pani doktor i musiał wrócić do niego. Z jednej strony zachowanie rozbrykanego kociaka umilał mu czas, ale nie mógł się nim przez cały czas zajmować. Jeszcze trochę i stąd wyjedzie a nie może przecież go zabrać ze sobą.
Oto jest sylwester niezależnego mężczyzny. Noc spędzona na zabawie z kotem, siedzeniem na necie i jedzeniu odgrzewanej  pizzy. Rozmawiał jeszcze przez skype z Satsuki i Tetsu, ale nie mogli długo rozmawiać. Dziecko zajmowało im teraz najwięcej czasu. Chciał im wypomnieć, że są we dwójkę i mają jedno dziecko, więc nie powinni narzekać, Taiga musiał sobie radzić sam z dwójką małych dzieci i trzecim trochę starszym, lecz się powstrzymał. Gdyby mógł powiedziałby im to, ale obiecał Kagamiemu, że nikomu nie powie. Nie zdawał sobie sprawy jak często o nim myśli. Wystarczyła chwila nieuwagi jakaś drobnostka, codzienna rzecz, aby myślami znów był przy nim. Wkurzony sam na siebie krótko po północy położył się spać.
Obudził się w jeszcze gorszym humorze. Telefon dzwonił i nie pozwalał mu spać. Najbardziej teraz chciał go  wyłączyć i iść dalej spać. Kiedy wreszcie obudził się na tyle, aby go podnieść przestał dzwonić. Wyświetlacz wskazywał kilka minut po trzeciej. Kto może dzwonić o takiej porze.

sobota, 3 stycznia 2015

Ty, on i ja

Chyba muszę odpocząć od własnych opowiadań. Miałam to podzielić na dwie części i jedna miała być w Sylwester, ale się nie wyrobiłam, więc dziś wrzucam całość. To chyba najdłuższa rzecz, jaką napisałam. Zaczęłam, co prawda od drugiej części pisanej z innej perspektywy, ale zmieniłam zdanie i oto efekt. Może kiedyś dokończę pierwszą część i udostępnię.

~~~

I kolejny rok szkolny się kończył. Z podstawowego składu został tylko on i Takao. Resztę stanowili zawodnicy drugiego składu lub będą stanowić przyszli pierwszoroczni. Było mu żal po odejściu pozostałych kolegów, ale miał nadzieje, że z obecną drużyną wygrają. Duży problem stanowił natomiast ich rozgrywający, który ciągle zajmował się innymi rzeczami niż koszykówka.
-Jakie masz plany na jutro? - zapytał po zakończonym treningu. Jutro mieli dzień wolny i głupio byłoby tak samemu siedzieć w domu.
-Jutro. Jeszcze nie mam planów. Ale myślę, że jakieś zajęcie sobie znajdę - odpowiedział zamyślony.
Takao wydawał się nad czymś zastanawiać. Chciał mu zaproponować wspólne spędzenie jutrzejszego popołudnia, kiedy odezwała się komórka niższego chłopaka. Nie zdążył zauważyć wyświetlającego się numeru. Widział jednak radość w oczach chłopaka, gdy przeczytał otrzymaną wiadomość.
-Właściwie to mam już do końca weekendu plany - odwrócił się do niego - muszę już lecieć. Narazie Midorima.
I pobiegł przed siebie nim Shintaro zdążył cokolwiek powiedzieć.
-A ten gdzie tak pobiegł - usłyszał za swoimi plecami głos ich kapitana.
-Skąd mam to wiedzieć - odprychnął.
-Co ta miłość robi z ludźmi - zaśmiał się jego rozmówca.
-Wątpię  żeby u niego to było to. Takao to Takao on po prostu taki jest.
-Przecież to widać Midorima. Chodzi z głową w chmurach. Uśmiecha się jak wariat do telefonu, itp. Naprawdę tego nie widzisz? - odszedł zostawiając go z taką myślą.
Wątpił w słowa kapitana. Rzeczywiście ich rozgrywający interesował się kimś, ale to niemiało wpływu na jego obecne dziwne zachowanie. W końcu przez cały czas za nim biegał próbując zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnął się zadowolony z siebie. Wracając do domu zdał sobie jednak z czegoś sprawę.
-Midorima.
Powiedział do niego po nazwisku. Nie jak już zwyczajowo mówił Shin-chan tylko Midorima. A jeśli to prawda to, co mówił kapitan. Że się zakochał a tym kimś nie był on. Nie wiedział, czemu ale go to rozzłościło. Co prawda cały czas ignorował zachowanie kolegi, bo wydawało mu  się ono dziecinne. Nie byli przecież w przedszkolu.
Właściwie, co go to obchodzi, że Takao się z kimś widuje to nie jego sprawa. Przez cały czas to sobie powtarzał. Nie wiedział jednak, czemu strasznie go to złościło.
Cały weekend był zły. Takao nie tylko nie odpowiadał na sms i nie odbierał, ale także nie było go w domu. Nie miał pojęcia gdzie jest. Nawet jego mama tego nie wiedziała, powiedział, że idzie na noc do kolegi i myślała, że będzie u niego.

-Gdzie spędziłeś weekend? - zapytał przed zajęciami.
-A nieważne - uśmiechnął się do siebie.
-Byłem u ciebie. Twoja mama myślała, że jesteś u mnie - próbował z niego coś wyciągnąć.
-Wiem mówiła mi, że byłeś - odpowiedział, lecz nagle zadzwonił jego telefon - czekaj muszę odebrać.
Nie zdążył zobaczyć nawet, kto do niego dzwonił.
-Cześć - przywitał radośnie swojego rozmówce - nie nic się nie zmieniło. Tak jesteśmy jutro umówieni. No. Tak Nie mogę się doczekać aż się zobaczymy. Narazie.
Rozłączył się. Tak bardzo chciał wiedzieć, z kim rozmawiał, że myślał, że wyjdzie z siebie. Wydawał się taki szczęśliwy jak z tym kimś rozmawiał.
Nawet nie mógł zrozumieć, dlaczego tak bardzo był zazdrosny.
Przez cały tydzień starał się wyciągnąć od Takao, z kim przez ten cały się spotyka. Nic jednak nie udało mu się wyciągnąć z niego. Na popołudnia znikał gdzieś lub cały czas z kimś rozmawiał. Cokolwiek robił to zaczął przy tym go ignorować. Kiedyś by się z tego cieszył, ale teraz denerwowało go brak zainteresowania Takao jego osobą.
-Jak mówisz lepiej iść do kina na jakąś komedie czy lepiej na thriller? - zapytał go jednego popołudnia Takao.
-A, co chcesz się wybrać do kina? - odpowiedział mu jak wychodzili z sali gimnastycznej.
-No. Wybieram się, ale nie wiem, jaki film.
-I pewnie nie masz, z kim iść - widział w tym nadzieje dla siebie.
-Nie. Właśnie z kimś się umówiłem - odparł jakby zadowolony z siebie.
-Czyli to randka? - spytał zirytowany.
-Można tak powiedzieć i teraz muszę tylko wybrać film. Raczej wybiorę thriller. Dzięki za pomoc. Narazie Midorima - rozstali się i poszedł w swoją stronę.
Randka? Niby, z kim? Nie ma mowy. Skoro on zamierza iść to on pójdzie za nimi.

Co go jednak podkusiło, aby zabierać kogoś ze sobą? Nie chciał niczyjej pomocy jednak nie wiedział, czemu teraz towarzyszyły mu dwie osoby. Został wręcz do tego zmuszony, aby mieć towarzystwo. Jednak, czemu ze wszystkich osób musiał trafić akurat na Akashiego i Kuroko. Już nie wiedział, którego bardziej teraz nie chciał widzieć.
Kiedy ich zobaczył miał zamiar się odwrócić i udawać, że ich nie widzi, lecz Akashi zdążył go zobaczyć i nie miał już szans się wykręcić, a skoro Takao miał go nie widzieć to nie mógł też widzieć innych.
-Shintaro, czyli chcesz zobaczyć, z kim się umawia Takao - podsumował jego były kapitan.
-Dokładnie i skoro chcecie iść ze mną to nie może was widzieć.
-Rozumiemy - usłyszał za plecami. Zupełnie zapomniał, że zawodnik widmo też z nimi jest.
-Chować się - zarządził Akashi popychając ich.
Siedzieli teraz na podłodze ukrywając się za jakąś palmą. Po co wstawiać sztuczne egzotyczne rośliny na środek centrum handlowego. Bardzo głupi pomysł kogoś, lecz teraz bardzo się one przydały. Dzięki temu mogli obserwować Takao, który ich nie widział. Musieli dziwnie wyglądać chowając się za krzakami obserwując otoczenie.
Był tak skupiony, że nawet nie zdawał sobie sprawy jak długo chodzą za nim. Na szczęści ich nie widział. Kiedy zbliżał się początek seansu obserwowany obiekt wreszcie przestał chodzić po sklepach i udał się w stronę kina. Wiedzieli gdzie idzie musieli jednak zachować bezpieczną odległość.
-Chodźcie - powiedział Kuroko wskazując na kolejne roślinki. Zaczął naprawdę dziękować osobie, która wszędzie porozstawiała tą egzotykę.
Kiedy jednak chcieli ukryć się za donicami z palmami zdali sobie sprawę, że na kogoś wpadli. Kto miałby siedzieć za krzakami w centrum handlowym
-Midorima - usłyszał koło siebie.
Odwracając się zobaczył Aomine i Kise obok siebie. Tego mu jeszcze brakowało
-Kurokochii, Akashichii
-Daiki, Ryota, co tu robicie? -zapytał Akashi.
-Mamy ściśle tajną misje - powiedział zadowolony z siebie Aomine.
-Co ty nie powiesz - próbował dogryźć im Akashi, lecz przerwał mu Kuroko.
-Śledzicie Kasamatsu-senpai?
-Skąd wiesz? - zapytali chórem. Byli zdziwieni pytaniem zawodnika widmo zresztą nie tylko oni.
-Spójrzcie - wskazał palce jakieś miejsce.
Wtedy zrozumiał, dlaczego spotkał tutaj Kise i Aomine. Ale nie mógł zrozumieć, jakim cudem Takao spotyka się teraz z Kasamatsu.
Wybierali film. Stali na tyle blisko siebie jak bliscy przyjaciele a nawet ktoś więcej.
Był zdenerwowany i nie wiedział, dlaczego. Chciał tylko się dowiedzieć, z kim spotyka się jego kolega z drużyny. Nic więcej. I dopiął swego. Czemu jednak go tak to boli?
Zobaczył na twarzy Kise smutek i ból i nie wiedział czy należy się cieszyć czy smucić, że przynajmniej nie jest sam w tej sytuacji. Z drugiej strony wydawali się oni jednak bardzo szczęśliwi w swoim towarzystwie.
-Idziemy za nimi? – zapytał Kuroko.
Już chciał temu zaprzeczyć, lecz nie zdążył.
-Idziemy – zawołali Aomine i Akashi.
I ruszyli dowiedzieć się, jakie bilety kupili.
Chociaż nie chciał został do tego zmuszony. Kise też nie był zadowolony z rozwoju sytuacji.

Nawet nie pamiętał tytułu filmu, a nikomu nic on nawet nie mówił. Nie wiedział nawet jak to się stało, ale Aomine i Akashi załatwili, że siedzieli teraz kilkanaście rzędów za nimi. Miał możliwość ich obserwowania. Jak rozmawiają po cichu i śmieją się pochylając się ku sobie.
Jak na randkę to wybrali nietypowy film. Latające flaki, poprzecinane ciała, krwawe bestie, które kiedyś chyba były ludźmi. Horror był tak krwawy, że wszyscy mieli dosyć. Ludzie wychodzili z sali. Wśród nich Kuroko i Kise. On także miał dosyć. Widział, że także Akashi i Aomine są w podobnej sytuacji.
Nikt z nich nie wytrwał do końca. Siedzieli teraz na ławce przed kinem. Nawet nie chciał nic jeść ani pić, bo czuł, że żołądek mu się przewraca. Naturalny bodziec na sytuacje bardzo nerwowe wręcz paniczne. Jeszcze miał przed oczami ostatnią widzianą przez siebie scenę.
-Siema - usłyszeli za sobą.
Wszyscy krzyknęli przerażeni. Za nimi jednak nie stał krwawy zombi tylko Kagami.
-Co robicie? Dziwnie wyglądacie? - zaniepokoił się.
-Nieważne - odpowiedział jej Aomine.
-Na pewno? Jesteście bladzi jakbyście zobaczyli ducha - dopytywał.
-Byliśmy na filmie - stwierdził Kise
-Noc żywych aptekarzy? - spytał Kagami
-Chyba - odpowiedział Akashi.
-Spotkałem przed chwilą Kasamatsu i Takao, którzy na tym przed chwilą byli. Mówili, że bardzo dobry film. Aż dziwne, że się nie spotkaliście. Gdybym wiedział, że jeszcze was tu spotkam to bym im zaproponował abyśmy wszyscy gdzieś razem poszli - uśmiechnął się, tak jakby mówił dobrą wiadomość.
Nie miał pojęcia jak straszna była to informacja.

-Co zamierzasz teraz zrobić - usłyszał w telefonie głos Akashiego.
-Nie mam pojęcia - co było zgodne z prawdą.
Coraz bardziej zdawał sobie sprawę z swoich bardziej intensywnych uczuć, którymi darzy swojego kolegę. Ale niestety ten mimo początkowej fascynacji jego osobą teraz darzył uczuciem kogoś innego.
-Chyba pora sobie odpuścić - stwierdził
-Masz też drugie wyjście. Możesz ich rozdzielić - stwierdził mrożącym w żyłach głosem.

O tym nie nawet myślał. Ale nie wiedział czy chce to zrobić. Nim jednak sam zdążył zadecydować został wciągnięty w grę, którą opracowali Aomine z Akashim. Teraz miał za zadanie zaproponować Takao wspólne wyjście do lunaparku.
-Jakie masz plany na przyszły weekend? - zapytał w czasie przerwy śniadaniowej.
-Chyba jakieś mam a czemu? - odpowiedział, chociaż bardziej był skupiony na pisaniu smsów niż rozmową z nim.
-Może byśmy poszli do lunaparku? - zaproponował.
-Planowałem tam iść z Yukio, ale mogę zapytać i czy możesz iść z nami - stwierdził i odczytał kolejnego smsa - właściwie możesz iść. Kise też idzie. Co prawda zostaje na noc u senpaia, ale możemy się spotkać na miejscu, co ty na to Midorima.
Miał coraz większe wątpliwości. Widział, że Takao rzeczywiście był zakochany, ale nie w nim. W Japonii tylko o bliskich osobach mówisz po imieniu a on właśnie tak mówił o Kasamatsu. Do niego natomiast po nazwisku.

Plan planem. Miał, co do niego wątpliwości, ale było za późno, aby się wycofać. Szedł wtedy w kierunku lunaparku w towarzystwie Akashiego, Aomine, Kagamim, Kise i Kuroko.
-Czyli w największym skrócie musimy ich rozdzielić a potem pilnować, aby się już nie spotkali tak? - spytał Kuroko.
-Dokładnie. A w tym czasie będą odpowiednio z Kise i Midorimą, a dalej się zobaczy - wytłumaczył Aomine.
-To na pewno ma sens? - zapytał Kagami.
-Kto, jak kto ale ty nie powinieneś krytykować mojego planu? - oburzył się murzyn.
-A, czemu nie? - odpowiedział czerwonowłosy.
-Uważaj, bo się jeszcze przestanę do ciebie odzywać - to chyba miała być groźba.
-Jestem za. Wreszcie wolne od darmozjada, co tylko przychodzi i tylko domaga się jedzenia.
-Nie tylko jedzenia. Przecież.
-Lepiej nie kończ - przerwał mu Taiga.
I rzeczywiście Aomine nie dokończył, zamiast tego jego twarz oblała się rumieńcem.
-Takie rzeczy lepiej zachowaj dla siebie Daiki - zwrócił uwagę Akashi.
-Nie czepiaj się. Ja nic nie mówię, co ty robisz z Tetsu -próbował się bronić Aomine.
-Ale my się tym nie chwalimy - podsumował Kuroko.
Miał już dosyć tej  dyskusji.
-Skończcie wreszcie - przerwał im.
-Ok. A o której przyjdą Takao i Kasamatsu? - zapytał Aomine.
-Powinni przyjść niedługo - powiedział Kise.
-Mówisz tak jakby mieli przyjść razem?
-Bo przyjdą. Takao nocuje dziś u senpaia - powiedział.
-I ty nic nie mówisz. Od takiego nocowania to się dopiero zaczyna. Wiesz, co oni tak w nocy robili? Bo nie wiem czy wiesz, ale mogli nie spać - emocjonował się Daiki.
-I raczej nie spali - stwierdził Kagami.
-Skąd wiesz? - odpowiedzieli wszyscy chórem.
W odpowiedzi wskazał palcem w przestrzeń przed nimi. Poczuł ukłucie w okolicach serca. Kapitan Kaijo siedział na ławce a Takao spał oparty o jego ramię. Był tak zły jak to zobaczył.
-Cześć chłopaki - zawołał Kagami.
-O siema. Kazanari wstawaj - szturchnął kolegę.
-O, co chodzi Yukio - ziewnął - heja już jesteście.
Od kiedy oni mówią  sobie po imieniu? Był tak o to zły. Tym bardziej, że do niego zaczął się zwracać po nazwisku.
-Co tacy niewyspani? - zapytał wesoło Kagami - wyglądacie jakbyście całą noc nie spali.
-Bo żeśmy nie spali. O której poszliśmy spać senpai? - stwierdził Takao i spojrzał na chłopaka siedzącego obok.
-Nie wiem trzeciej, ale ty żeś się tak wiercił, że nie mogłem spać - stwierdził najstarszy z towarzystwa.
-To nie moja wina. Zamontuj u siebie w pokoju drugie łóżko to będziemy spać osobno.
Ostatnie zdanie wbiło go w podłogę. Że niby oni spali w jednym łóżku! I co niby robili do trzeciej w nocy?
-Co żeście robili do tak późnej pory? - Kagami nie zdawał sobie sprawy jak bardzo pragnął go za te pytania zabić.
Im to jednak nie przeszkadzało. Uśmiechnęli się do siebie i odpowiedzieli.
-Nie chcesz wiedzieć Kagami.
Dalej trzeba coś zrobić, bo będzie za późno.
-To może już się gdzieś przejdziemy - zaproponował Aomine chcąc chyba rozluźnić atmosferę. Musiało być widoczne jak bardzo był zły, Kise natomiast trzymał się z boku z spuszczoną głową.
Plan może i był dobry, ale zawierał jeden wielki minus. Oni nie chcieli się rozdzielić. Cokolwiek jeden chciał to drugi za nim i na odwrót. Byli gotowi nawet zmienić zdanie żeby być razem.
Miał już dosyć tej sytuacji. Widok uśmiechniętego Takao, który ciągle przytula się do czyjegoś ramienia był nie do zniesienia. Mieli ich rozdzielić a tym czasem zgubili Akashiego i Kuroko. Kise też gdzieś zniknął, ale na pewno nie z pozostałymi. Kiedy Aomine zaproponował tunel strachów on też odpuścił. Nie bawiły go takie atrakcje, a humor mu się całkowicie popsuł. Nie musiał się dużo oddalać, aby znaleźć Kise siedzącego na ławce z podkulonymi nogami.
-Coś nam nie idzie - usłyszał, kiedy usiadł na ławce.
-Niestety.
Nie chciał  już nic mówić. Nie było, o czym. Ryota wyglądał jakby się miał zaraz rozpłakać a on miał już dosyć tego dnia. Jakim cudem dziś najmniej szczęścia ma Skorpion a potem Lew.
-Gdzie reszta - usłyszeli nad sobą. Nie musiał się nawet odwracać, aby rozpoznać głos byłego kapitana.
-W tunelu strachu - odpowiedział.
-Trzeba było iść z nimi. Może przerażenie by coś dało – ochrzanił ich Akashi.
-Tak na pewno. Przypominam, że wyszliśmy z tego ich filmu, kiedy oni zostali do końca.
-Niby tak, ale - chyba po raz pierwszy przemyślał tego, co powiedział.
-Poza tym wątpię żeby coś takiego przestraszyło Takao. On lubi horrory a jeszcze bardzie krwawe gry wideo, więc wątpię żeby cokolwiek tam było by go wystraszyło - wytłumaczył.
-To widać, dlaczego się zeszli - stwierdził Kise.
-Dlaczego - zapytała reszta.
-Kasamatsu-senpai też gra w takie gry. Połączyła ich wspólna pasja.
-Coś w tym może być - stwierdził Kuroko.
Zobaczyli idących w ich stronę Aomine i Kagamiego.  Byli we dwóch.
-Gdzie reszta? - zapytał Akashi udając, że poprzednia kompromitacja nie miała miejsca.
-Poszli. Mówili, że mają na dziś jakieś plany. Gdzie żeście zniknęli - ostatnie pytanie Aomine skierował do byłego kapitana i zawodnika widmo.
-A czy musimy ci się Daiki ze wszystkiego spowiadać.
Miał dosyć.
-Też już idę. Narazie - wstał i odszedł.
I cały misterny plan się posypał. Myślał, że pora już odpuścić. Kise był podobnego zdania, lecz inni jakoś się tym nie przejmowali.
Został zmuszony do brania udziału w naradzie w Maji Burger gdzie głównym celem było wymyślenie jak rozdzielić Takao i Kasamatsu.
Akashi i Aomine chyba uznali to za swój cel życiowy, bo przez cały czas próbowali się prześcignąć, kto ma lepszy pomysł. Kuroko nic nie mówił tylko pił swój waniliowy napój. Kise próbował słuchać pomysłów innych, ale po minie można było zobaczyć, że żaden mu nie przypadł do gustu.
-Hej chłopaki. Co to za narada? - Przywitała się Momoi.
Może kobiecy punkt widzenia poprawi tą i tak fatalną sytuacje. Kiedy jednak Satsuki usłyszała, co planują nie wydawała się zadowolona.
-Czy dobrze rozumiem chcecie mojej pomocy? Aby rozdzielić Kasamatsu i Takao. Nie ma mowy - powiedziała obrażona.
-Czemu nie? - spytał Kise
-Oni bardzo słodko razem wyglądają - rozmarzyła się i dodała już z groźniejszą miną - nie dam wam tego zepsuć.
-Ale - próbował wtrącić Aomine.
-Ale Midorin i Ki-chan mieli o wiele więcej możliwości. Mogliby ich mieć gdyby tylko chcieli, bo tylko ślepy nie zauważyłby jak Takao biega wokół ciebie Midorima, a ty Kise musiałeś być głupi, że nie widziałeś, że Kasamatsu na tobie zależy. Ale skoro wam się nie chciało się choćby troszeczkę postarać to wasza strata. Cokolwiek będziecie kombinować to wam w tym przeszkodzę i to się tyczy wszystkich. Zrozumiano - krzyknęła i wyszła.
Wszyscy spojrzeli zdezorientowani na siebie. Kise spuścił głowę i wyszedł. Chyba nie chciał słuchać już nic więcej. Momoi w końcu miała racje. Takao biegał za nim, próbował zwrócić na siebie jego uwagę a on to ignorował. W końcu musiał odpuścić i znalazł się ktoś, kto go pocieszył i przy kim był szczęśliwy.
Najwyższy czas powiedzieć sobie szkoda.
-Midorima, co zamierzasz teraz - próbował wtrącić Kuroko.
-To nie ma sensu. Odpuszczam. Kise chyba też. Narazie - powiedział i wyszedł.
Zostawił Akashiego, Aomine i Kuroko i udał się do domu. To szarych kątów, które nazywał domem. Oczywiście nikogo w nim nie zastał. Rodzice zbyt zajęci własną pracą nie zwracali uwagi na własne dzieci dopóki spełniały ich oczekiwania. Poza tym od wychowywania są opiekunki i tak został wychowany. Rodziców widywał rzadko, ewentualnie podczas jakiś uroczystości a tak opiekowały się nim nianie. Ale nawet one wydawały się nie posiadać choćby najmniejszych rodzicielskich uczuć. Teraz już był na tyle samodzielny, że musiał sam o siebie zadbać. Może, dlatego przywykł do powagi, odpowiedzialności i ciągłego dążenia do perfekcji. A Takao był wszystkim tym, co było sprzeczne z jego światem. Nawet nie zauważył, kiedy tak bardzo zmienił on jego życie. Był dla niego przeciwieństwem, które stanowiło jego drugą połowę. Może, dlatego tak bardzo mu na nim zależało.
W pokoju było słychać tylko deszcz uderzający o szybę. Wkrótce dołączyły do niego także inne krople. Po raz pierwszy od czasów dzieciństw chciało mu się płakać. Usiadł na podłogę oparty o łóżko i pozwolił łzą płynąc po policzkach.

Nie potrafił się skupić. Cały dzień w szkole minął mu tak jakby go nie było. Nie spał prawie w ogóle w nocy.
-Midorima - usłyszał za sobą - dobrze się czujesz?
-Tak trenerze - odpowiedział
-Na pewno? Prawie cały czas pudłujesz.
Nawet tego nie zauważył. Nie mógł zrozumieć jak to się stało.
-Zrób sobie już dzisiaj wolne, bo drużyna zaczyna się bać. Kiepsko wyglądasz. Idź już lepiej do domu. Odpoczniesz i do jutra ci przejdzie - może rzeczywiście sen dobrze mu zrobi.
-Oczywiście. Kiepsko się czuje i to pewnie, dlatego.
Pożegnał trenera i udał się do szatni. Czuł, że cała drużyna go obserwuje. Ale jemu nic nie będzie. Chociaż nie miał pojęcia jak poradzi sobie z własnymi uczuciami i czy będzie potrafił tworzyć tak dobry zespół z Takao tak jak wcześniej.
Nie wiedział czy powinien się cieszyć czy martwić ciągłą wojną rodziców o wpływy w szpitalu, ale teraz się cieszył, że jest sam. Może się położyć i zasnąć nie odpowiadając na żadne pytania.
Nie minęła jednak godzina, kiedy sen przerwał mu dzwonek do drzwi.
Idź sobie przeklinał w myślach. Hałas jednak spowodowany naciskaniem dzwonka nie ustawał, więc nie pozostało mu nic innego jak wstać i zobaczyć, kto się tak dobija. Czemu ze wszystkich ludzi, których nie chciał teraz widzieć musiał pojawić się ktoś, kto zajmuje pierwsze miejsce na jego liście.
-Hej Midorima coś się stało? Na treningu wypadłeś bardzo kiepsko. Można nawet powiedzieć bardzo źle.
-Kiepsko się czułem Takao - odpowiedział mu. Nie chciał go widzieć, więc nawet nie zaproponował mu aby wszedł.
-Oha-Asa zapowiadała dziś dobry dzień dla ciebie, więc co się stało? - w jego głosie było słychać niepokój - i co nawet mnie nie wpuścisz?
-Źle się czuję i jedyne, o czym teraz marze to iść spać - już miał zamiar mu zamknąć drzwi przed nosem, kiedy Takao siłą wepchnął go do środka zamykając za sobą.
-Znając życie sam jesteś, więc lepiej będzie jak ktoś z tobą zostanie jakbyś się gorzej poczuł. Co nie cieszysz się?
Jak mam ci powiedzieć, że się cieszę skoro zakochałem się w tobie a ty jesteś związany z kimś innym.
-Co taka kwaśna mina? - zapytał wesoło - zrobię ci herbaty a ty idź do łóżka. Ale to zabrzmiało. Taki podtekst. Nie żebym coś o tym wiedział.
Ostatnie zdanie wbiło w podłogę Midorimę. Czuł, że zaraz nie wytrzyma.
-Idź stąd - odwrócił się do niego plecami i pokazał drzwi.
-Ale Midorima - odpowiedział zaskoczony Takao.
-Powiedziałem wyjdź - nawet się do niego nie odwrócił.
-Dobrze - usłyszał za sobą - ale chce wiedzieć, dlaczego.
-A, co tu tłumaczyć - powiedział, kiedy Kazunari stanął przed nim.
-Czemu się tak dziwnie zachowujesz? - spojrzał mu w oczy.
Nie potrafił mu tego powiedzieć. Bo cię kocham i nie mogę patrzeć jak spędzasz czas z kimś innym. Chyba tak należałoby odpowiedzieć.
-Nieważne - odwrócił wzrok.
-Może najlepiej w najprostszych słowach
-Idź stąd - powtórzył.
-Nie dopóki mi nie powiesz, o co  chodzi.
Wiedział, że nie da mu spokoju, jeśli mu nie powie. Znał Takao i wiedział, że jak czegoś chce to nie odpuści. Najwyżej przestanie się do niego odzywać.
-Lubię cię Takao - powiedział wpatrując się w swoje stopy.
-Też cię lubię Midorima - usłyszał w odpowiedzi.
-Nie rozumiesz. Zależy mi na tobie i to wiele bardziej niż koledze powinno zależeć na innych.
-Naprawdę?
Nie potrafił nic odpowiedzieć. Wpatrując się we własne stopy tylko pokiwał głową. Słyszał jak Takao się uśmiecha a może tak mu się tylko wydawało.
-Też mi na tobie zależy Shin-chan.
Myślał, że się przesłyszał. Chciał nawet zapytać o to, lecz Takao zamknął mu usta pocałunkiem. Krótkie zetknięcie jednych warg z drugimi, które dało mu jednak bardzo dużo przyjemności. Kiedy Kazunari odsunął się od niego czuł rozczarowanie.
-Ile musiałem czekać, aby to usłyszeć - uśmiechnął się do niego.
-Ale ty i Kasamatsu - próbował coś powiedzieć
-O Yukio się nie martw. Zapewne teraz siedzi szczęśliwy z Kise. Co prawda przegrałem stawiając na ciebie. Ale co tam i tak się cieszę.
Teraz to już nic nie rozumiał.
-Ale, o co chodzi?
-Założyłem się z Momoi, Yukio i Kagamim o to, kto pierwszy się złamie. Wszyscy oprócz mnie stawiali na Kise i wygrali, bo przyleciał do senpaia wczoraj wieczorem i się do wszystkiego przyznał.
-Czyli, do czego? - próbował zrozumieć, o czym chłopak mówi.
-O tym, co do niego czuje. A teraz już są parą.
-Ale ty i on. Wy?
-Jakby to najprościej powiedzieć. To było tak, że nigdy nie istniało żadne my. To było tylko udawane żebyście byli z Kise zazdrośni - uśmiechnął się szeroko do niego.
-Coś ty powiedział?!
Nawet nie wiedział czy był zły czy szczęśliwy w wyniku tej sytuacji. Wiedział jedno Momoi i Kagami zapłacą za udział w tej maskaradzie.

-Ale żeście się dali zrobić - śmiał się Aomine, kiedy spotkali się w Maji Burger.
Zebrali się tutaj w składzie, co ostatnio. On, Akashi, Aomine, Kise, Kuroko i Momoi. Dołączył do nich także Kagami. As Too cały czas się nabijał z niego i Kise, że zostali tak nabrani, co jego zaczynało już denerwować. Ryota nie podzielał jego nastoju i wydawał się być bardzo szczęśliwy.
-Dai-chan patrz lepiej na siebie. Ty też jakoś nie zauważyłeś, że to jest udawane - wytknęła Aomine Momoi.
-Tetsu i Akashi też nie, ale z nich się nie śmiejesz - oburzył się.
-Nie mieszaj ich do tego - zaczęła się z nim sprzeczać.
Nawet chyba zapomnieli, że Kuroko siedzi obok i pije swojego waniliowego shaka, a Akashi nie zwracał uwagi na to, co się wydarzyło.
On natomiast robił się niecierpliwy. Już dawno wysłał do Takao smsa a nie otrzymał ciągle odpowiedzi. Zwykle odpisywał bardzo szybko a odkąd są razem to zwrotną wiadomość dostaje szybciej niż raport. Teraz jednak telefon milczał.
-Co taki zaniepokojony - usłyszał obok siebie.
Czy Aomine naprawdę zamierza go dziś wyprowadzić z równowagi.
-Wydaje ci się - odpowiedział.
-Już wiem Takaoś się nie odzywa - uśmiechnął się szyderczo.
Ja go kiedyś zabije. Nie zdążył nawet odpowiedzieć na tą zaczepkę, kiedy Aomine dodał.
-Kise?
-Co? -spytał zdziwiony.
-A Kasamatsu się dziś do ciebie odzywał - zapytał z ironicznym uśmiechem
-No w sumie to - wyjąkał.
-Aha. Skąd wiecie, że to na serio tylko udawane? Żaden nie odpisuje. Możesz zadzwonić do jednego lub drugiego i zobaczymy czy odbiorą - powiedział zadowolony z siebie.
-Ahomine weź się uspokój. Nawet, jeśli masz rację i są teraz razem co jest bardzo prawdopodobne, to doskonale wiem, co robią - stwierdził Kagami.
-Co? - zawołali chórem wszyscy panowie
-Kagami nawet mi o tym nie przypominaj - pisnęła Momoi.
-O, co chodzi? - spytał Kuroko.
-O biegacze, klikacze i tym podobne zombiaki - odpowiedziała dziewczyna.
I w ten dzień zrozumiał miłość Takao do jego gier wideo, gdzie ciągle zabijał zombi i inne potwory. Nigdy by nie przypuszczał, że może on tą pasję dzielić z Kasamatsu i od niej wszystko się zaczęło.