niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 12 Cisza

Nie mógł spać. Mimo późnej pory nie potrafił zasnąć. Taigi nie było od kilku godzin. Wyjechał i zostawił go z dzieciakami. Hiro, Nobu i Asami nie chcieli spać. Wszyscy bardzo się martwili o Kagamiego. Udało mu się jednak namówić całą trójkę, aby położyli się do łóżek.
Zabawne było układanie prezentów pod choinkę. Taka zabawa w Świętego Mikołaja. Był ciekaw ich min jak rano otworzą wszystkie upominki. Miał tylko nadzieje, że Taiga do tego czasu wróci.
Kanapa wydawała mu się jeszcze bardziej niewygodna niż ostatnio.

Zbliżała się czwarta, kiedy usłyszał lekki hałas przy tylnych drzwiach. Jako policjant musiał zachowywać szczególna ostrożność, dlatego ciche dźwięki go obudziły. Jednak żaden złodziej nie posługiwałby się kluczami. Mimo to starał się zachować ostrożność Odczuł ulgę, kiedy zobaczył swojego ukochanego w tylnych drzwiach domu.
Zmieszał się jednak, kiedy zobaczył jego minę. Czuł jak bardzo jest pożerany wzrokiem. Nie wiedział jak ma traktować jego zachowanie. Nie miał pojęcia ile tak stali
-Wszyscy śpią? -zapytał.
-Chyba tak - zmieszał się.
Nim zdążył się zastanowić, co ma dalej zrobić Taiga chwycił go za rękę i pociągnął go za sobą. Nawet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy został wręcz siłą wrzucony do gabinetu. Kiedy znalazł się między drzwiami a Taigą nie miał sił nic mówić. Czyny zastępowały wszelkie słowa. Smak obcych, nie smak jego ust na własnych było najwspanialszym przeżyciem, jakie mogło mieć miejsce. Kiedy miał na sobie tylko spodnie od dresu wiedział, że mocno jest wyczuwalne, że pocałunki wystarczyły, aby pokazać jak bardzo jest podniecony. I on to wiedział, dlatego nie przestawał. Czuł dłonie Kagamiego pod swoją koszulką.
-Staraj się być cicho - szepnął mu do ucha.
Nie potrafił mu nawet nic odpowiedzieć. Jego koszulka została gwałtownie mu ściągnięta. Dotyk rąk na nagiej rozgrzanej skórze. Kiedy dołączyły do tego delikatne pocałunki składane na jego torsie czuł, że całe jego ciało drży z podniecenia.
Nawet nie zauważył, kiedy kurtka i bluza Kagamiego dołączyły do jego koszulki.
-Taiga - wyszeptał.
W odpowiedzi otrzymał tylko ciche mruknięcie.
-Możesz proszę. Ja zaraz - nawet nie miał siły dokończyć
Ten uważnie na niego spojrzał i ponownie przywarł ustami do jego warg. Jego spodnie zostały z niego zsunięte. Odczuł wielką ulgę, kiedy poczuł jak dłoń Kagamiego zaciska się na jego już sterczącą męskość. Szybkie ruchy Taigi sprawiały, że czuł coraz większe podniecenie. Wsunął dłonie w jego włosy. Cieszył się, że zamknął mu usta pocałunkiem. Bał się, że mógłby zachowywać się zbyt głośno i dzieciaki śpiące na górze mogły się obudzić.
Kiedy doszedł nie miał siły, aby ustać na nogach. Objął ukochanego mając nadzieje, że ten pozwoli mu, chociaż przez chwile spróbować dojść do siebie. Odczuł ulgę, kiedy pozwolił się objąć i głaskał go próbując uspokoić.
-Dzięki - szepnął, kiedy odzyskał mowę.
-Niby, za co? - zdziwił się.
-Że pozwoliłeś mi - nawet nie wiedział jak ma to powiedzieć - kiedyś zachowywałem się gorzej.
-Wiem - pocałował go delikatnie.
Delikatne pieszczoty, którymi go obsypywał sprawiał, że pragnął go jeszcze bardziej. Chciał czegoś więcej, nawet, jeśli znajdzie się na dole. Chciał mu już wcześniej na to pozwolić jak byli u niego w mieszkaniu, ale teraz czuł, że nie wytrzyma, jeśli tego nie skończą.
-Taiga - wyszeptał - do czego to doprowadzi?
-A gdzie chcesz żeby zaprowadziło? - odsunął się od niego.
-A nie wiesz? - spojrzał mu w oczy.
-A pozwolisz mi?
-Kiedyś nigdy bym na to nie pozwolił a teraz nie wyobrażam sobie żeby mogło był inaczej - uśmiechnął się mając nadzieje, że spełni on jego prośbę.
Kagami przyciągnął go ponownie do siebie i znów go pocałował. Nawet nie zorientował, kiedy obrócił go i teraz był oparty o biurko.
-Tylko bądź cicho - powiedział, kiedy posadził go na blacie biurka ściągając z niego spodnie.
-Postaram się - wiedział, że będzie to trudne, ale chciał, aby do tego doszło. Pragnął tego jak niczego innego na świecie.
Ruchy Taigi sprawiały mu przyjemność. Pocałunki, którymi obsypywał całe jego nagie ciało. Czuł jak cały jego organizm przeszywają różne dreszcze. Podniecenia, rozkoszy i niepewności.
Język i usta, które drażniły jego skórę niebezpiecznie schodziły coraz niżej. Czuł jak niebezpieczne to będzie. Nigdy nie było mu tak dobrze. Robili to już nie raz, ale nigdy tak się nie czuł. Inaczej reagował chłopiec a inaczej mężczyzna. Tracił wszystkie zmysły, kiedy poczuł język przesuwający się po całej długości jego członka, usta smakujące każdy milimetr i zęby, które bardzo delikatnie drażniły wrażliwą skórę tego miejsca. Wszystko to stworzone w mieszankę rozkoszy i  pragnienia obydwu stron zdawało się nie mieć końca. Świat mógłby przestać dla niego istnieć, kiedy poczuł jak Taiga bierze do ust jego członka. Nie spieszył się. Powolnie ruchy od samego czubka zsuwające się coraz niżej, dostarczając partnerowi kolejne fale rozkoszy.
Nie potrafił już logicznie myśleć. Chciał tylko, aby to trwało i się nie kończyło. Kiedy Taiga doszedł do końca i zaczął intensywnie pieścić jego wrażliwe miejsce zatracił się całkowicie. Stał nad krawędzią pragnienia, które miało go za chwile całkowicie pochłonąć. I go pochłonęło. Nie był wstanie nawet przewidzieć, kiedy to się stało. Jęknął głośniej zapominając, że nad nimi śpi trójka dzieci. Przeraziła go własna reakcja. Jakby nie potrafił kontrolować swojego ciała. Był przekonany, że Taiga będzie zły za tak nagłe jego dojście i to w momencie, kiedy miał go w sobie, lecz ten wydawał się tym nie przejmować. Biała ciecz, która wszystko zabrudziła zostawała połykana. Widząc, że mu to nie przeszkadzało sam położył się na blacie rozkoszując się kończącą się pieszczotą. Zjednaj strony nie chciał żeby się ona kończyła, ale po niej powinna być następna
-Jesteś pewien, że tego chcesz? - podniósł się i spojrzał na niego.
-Tak - odpowiedział bez zastanowienia.
-Ale skoro ty nigdy - wahał się - ja nic nie mam żeby.
-To nic - przerwał mu i pocałował - będzie dobrze.
Ufał mu. Wiedział, że będzie dobrze. On się o to postara. Zrobi wszystko, aby tak było.
-Rozluźnij się - polecił mu. Nie musiał nawet tego mówić. Czuł, że jest całkowicie rozluźniony. Kiedy poczuł jak bez najmniejszych problemów zostały w niego włożone najpierw jeden potem dwa palce wiedział, że miał racje. Był gotów, aby go przyjąć w sobie. Nie myślał teraz o niczym innym.
-Jesteś gotowy - szepnął do niego.
-Jak nigdy - wyjęczał - a ty?
W odpowiedzi zobaczył szyderczy uśmiech, nie zdążył nic powiedzieć, bo usta zostały zamknięte inne wargi. Namiętne pocałunki były początkiem do tego, co nadeszło po chwili.
Nic. Żadne uczucie nie mogło się równać z tym jak czujesz obcą męskość wchodzącą w własne ciało. Powolne ruchy sprawiały mu ból. Był to jego pierwszy, kiedy leżał na dole i nic, żadne gadanie nie były wstanie przygotować do czegoś takiego.
Kagami się nie spieszył, nie wykonywał gwałtownych ruchów. Pozwolił mu na stopniowe przyzwyczajania do tej sytuacji, która była niby znajoma, ale jednocześnie tak nowa i tak obca. A on go czuł jak wchodzi głębiej i głębiej, sprawiając mu zarówno ból jak i przyjemność. Dreszcze rozkoszy przeszywające każdy najmniejszy milimetr ciała rozszarpywały jego ciałem.
Oplótł go nogami dając mu lepszy dostęp. Uczucie, kiedy doszedł do końca było czymś zupełnie nowym niemogący być porównanym z niczym innym. Taiga zatrzymał się na chwilę, aby mógł się trochę przyzwyczaić. Przyzwyczaić do obcego ciała w jego własnym.
Kiedy czuł pierwsze ruchy jego męskości zaczął odczuwać pieczenie. Każde kolejne pchnięcie sprawiało mu jednak coraz mniej bólu a dawało więcej rozkoszy, która w końcu przyniesie ukojenie.
Stłumione jęki roznosiły się po pomieszczeniu. Z każdym kolejnym ruchem stawały się jednak bardziej intensywne. Zaczęło mu się to naprawdę podobać. Mógłby już zawsze tak się poddawać pod warunkiem, że miałby Taige obok siebie.
Kolejne uderzenie. Dwa mokre od potu ciała ocierające się o siebie. Wspólne jęki. Rany po wbijających się paznokciach. Namiętne powoli brutalne próby zawładnięcia jednych warg przez drugie. Jednak chwila zapomnienia przed ujściem wszystkich emocji.
Doszli niemal równocześnie.
Nie miał nawet sił nic mówić. Leżał na blacie biurka i zamknął na chwile oczy próbując opanować oddech, ciało i szalejące serce. Czuł jak Taiga wychodzi z niego. Doszedł w nim. Ale mu to nie przeszkadzało. On natomiast doszedł brudząc siebie jak i jego. Dziwne uczucie stwierdził czując jak wypływa z niego biała ciecz.
Został siła ustawiony do pozycji siedzącej. Chciał jeszcze chwilę odpocząć, ale to podobało mu się to nawet bardziej. Wtulił się w drugie ciało, które głaskało jego włosy i całowało mokre czoło.
-Co cię tak nagle wzięło - zapytał jak uspokoił mu się oddech.
-Jak cię zobaczyła jak tak stoisz zaspany, z rozczochranymi włosami i zamglonymi oczami nie mogłem się powstrzymać - przytulił go do siebie.
-Kocham cie - wypalił w przypływie uczuć.
-Wiem.
Tylko tyle usłyszał w odpowiedzi. Miał nadzieje jednak, że usłyszy to samo z jego ust. Przeliczył się. Jeszcze bardzie wtulił  się w niego.
-Też cie kocham Daiki - wyszeptał mu do ucha.
Czuł, że się rumieni.
-Nie mogłeś tego wcześniej powiedzieć tylko musiałeś mnie trzymać w niepewności.
-Skoro ja czekałem dwanaście lat aby to usłyszeć to ty mogłeś też trochę poczekać.

Mimo że był wykończony nie mógł zasnąć. Senność kłóciło się z pobudzeniem. Zaczynając od tego, co wydarzyło się w gabinecie do wspólnego prysznica gdzie nawet nie musieli się kochać żeby jeszcze bardziej pragnąc swoich ciał. Tym większą udręką dla niego było zostawienie go na górze a samemu iść położyć się na dół. Jakoś jednak udało mu się usnąć, lecz nie na długo.

Otwierając oczy widział zobaczył dwoje par oczu wpatrujące się w niego. Jakim cudem przebywał z nimi w przedszkolu i nie widział tego podobieństwa.
-Dzień dobry - uśmiechnęli się do niego bliźniacy.
-Dobry - usiadł i przeciągnął się - wszyscy już wstali?
-Asami wstała, ale siedzi u siebie a tata jeszcze śpi, bo mówił, że bardzo późno wrócił.
A na dodatek był czymś jeszcze zajęty. Uśmiechnął się do siebie na samo wspomnienie, chociaż czuł, że nie wygodnie mu się siedzi.
-A, dlaczego pan tutaj śpi?
-A gdzie miałbym spać? - mocno się zdziwił, przecież Taiga im nic nie mówił. Więc gdzie miałby spać.
-Jak ciocia Alex przyjeżdża to śpi w pokoju gościnnym.
Że co? On tu ma pokój gościnny a każe mu spać na tej niewygodnej kanapie.
-To nie wiem. Taiga tak kazał - wstał i udał się do łazienki.
Kiedy wrócił chłopcyrozmawiali cicho ze sobą. Wydawali się być lekko zdenerwowani.
-Zrobi nam pan śniadanie? - pytanie chyba miało odwrócić jego uwagę, ale się tym nie przejmował.
Z prezentami czekali na resztę. A raczej aż Taiga wstanie, bo Asami przebywała u siebie w pokoju tak długo jak był z bliźniakami sam na dole.
-Miałem pytać. Czemu śpię na kanapie? – spytał, kiedy reszta odpakowywała swoje podarki.
-A, czemu nie? - ziewnął
-Bo podobno do góry jest też pokój gościnny.
-Jest, ale Hamburger tam narobił i musiał się wywietrzyć. Dziś powinno być już ok, więc możesz się tam przenieś.
Spoko, chociaż jak ja wytrzymam jak będzie nas dzieliła tylko ściana.

~~~

Na sam koniec wielkie przeprosiny. Notka miała się pojawić w Święta, lecz wszystko to mnie przerosło. Jest to najdłużej pisany przeze mnie rozdział, z którego jestem najmniej zadowolona. Inaczej, wcale nie jestem zadowolona. Chyba po prostu nie potrafię pisać takich rzeczy i wyzwanie, które sama przed sobą postawiłam mnie pokonało.

Postanowienie na nowy rok. Już nigdy więcej takich scen.

Następna notka na pewno nie będzie dalszą częścią tego opowiadania, bo to mnie wykończyło a boję się żeby nic dalej nie zepsuć. Może za dwa tygodnie, ale nic nie obiecuje.




wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 11 On, ona i oni

Jego oczom ukazał się piętrowy żółty domek z gankiem ozdobionym tak jak cały budynek w światełka. Oprócz tego zobaczył dwa ulepione bałwany.
-Ładnie - podsumował spoglądając na posiadłość.
-Dzięki.
Miał wątpliwości czy dobrze zrobił, że zgodził się do niego jechać. Bał się swoich własnych reakcji oraz tego jak zareagują dzieciaki na jego obecność. Wydawało się, że bliźniaki bardzo go lubili, nie wiedział jednak, co się stanie jak zamieszka u nich na kilka dni. Jeszcze gorzej będzie z Asami, której w ogóle nie znał. Nie miał pojęcia jak zareaguje jak tak nagle się do nich wprowadzi. I zostaje Taiga. Nie miał pojęcia czy będzie potrafił się przy nim powstrzymywać. Niby wiedział, że mu zależy na nim, lecz nie był pewien jego uczuć. Mimo iż trzy razy powiedział mu, że go cały czas kocha to usłyszał, że jemu zależy. Ale to nic cieszył się, że ma go przy sobie, mimo że nie wolno mu było tego pokazać. Taiga narazie nie chciał im tego mówić i tak miało pozostać. Przyjechał tutaj, jako jego kolega i nikt więcej.
Był tak zdenerwowany i nawet nie miał pojęcia, że aż tak jest to widoczne. Nie wiedział, co ma zrobić. Kiedy Taiga uścisnął jego rękę, poczuł, że wszystko będzie dobrze.
-Spokojnie - uspokoił go Kagami, kiedy czekali na otwarcie bramy garażu.
-Jesteś pewien?
-Tak. Młodzi cię uwielbiają a Asami jakoś przekabacimy na naszą stronę - uśmiechnął się do niego.
-Mam taką nadzieje. Wiedzą, że przyjadę?
-Nie byłem pewien czy będziesz chciał przyjechać.
-Nie pytałeś się nawet czy chce jechać. Kazałeś mi się spakować.
-Nie protestowałeś - powiedział i wysiadł z samochodu.
-Ty - chciał mu coś powiedzieć, ale się powstrzymał. W sumie się cieszył, że nie będzie musiał sam siedzieć i nie chciał mu dogryzać. Uśmiechnął się pod nosem, zabrał torbę z tylnych siedzeń i ruszył za nim. Tutaj zauważył jednak coś, co go zabolało. Przed wejściem Kagami jakby się zawahał.
-Czekaj tu - polecił i wszedł do środka.
Super stwierdził. Tak to go sam namawiał na przyjazd tutaj a teraz zaczął się nad tym zastanawiać.
-Dobra chodź - otworzył mu drzwi.
Nie wiedział, co ma myśleć o zachowaniu czerwonowłosego.
Nie zdążył się do końca rozebrać, kiedy coś go zaatakowało. Nawet nie zauważył, przez co został powalony. Czuł wielki ciężar na sobie i coś mokrego na twarzy. Podczas upadku musiał chyba o coś uderzyć, bo go bardzo bolała głowa.
-Hamburger złaź natychmiast. Kazałem wam go zamknąć - usłyszał nad sobą głos Taigi.
-Ale on chciał wyjść - ten głos wydawał mu się znajomy. Ciężar, jaki na nim leżał na szczęście zniknął.
-Głąby - kolejnej osoby na pewno nie zna.
-O pan Daiki - kiedy się podniósł i otworzył oczy zobaczył swoich podopiecznych i dziewczynę, którą pamiętał z centrum handlowego. Cała trójka była brudna od mąki. Taiga natomiast trzymał wielkiego, włochatego psa, który chyba po raz drugi chciał na niego naskoczyć i się przywitać.
-Co to jest? - to wielki bydle go przerażało.
-To Hamburger. A co pan tutaj robi? - zapytał jeden z bliźniaków.
-Pan Daiki zostaje u nas na święta - stwierdził Kagami i wyszedł ciągnąć za sobą psa, aby ten nie próbował na niego skakać. Asami wyszła zaraz za nim.
-Super - zawołali bliźniacy pomagając mu podnieść się z podłogi.
Widział wyraźną ulgę na twarzy Taigi, kiedy został zmuszony przez małych terrorystów do pomocy w robieniu ciastek. Przynajmniej on mógł w spokoju szykować wszystko inne. Patrząc na jego starania świąteczny obiad i inne rzeczy zapowiadały się bardzo smakowicie. Biała mąka była bardzo widoczna na jego ciemnej karnacji. Dużo bardziej rzucała się w oczy niż fakt, że chłopcy mieli jej na sobie więcej to on wydawał się bardziej od niej brudny. Asami, która wcześniej ich pilnowała teraz uciekła do swojego pokoju. Mimo własnych chęci nie został przez dziewczynkę miło przywitany. Co prawda przywitała się z nim, ale nie chciała już pomagać przy robieniu ciastek tylko poszła na górę. Kagami, co prawda poszedł za nią i nawet chwilę go nie było. Wrócił jednak sam. Kiedy ich spojrzenia się spotkały wzruszył tylko ramionami oznaczając, że ma się nie przejmować.
Jak miał się jednak nie przejmować jak dla jednej osoby był tutaj raczej nie mile widzianym gościem. Nie chcąc jednak psuć nastroju pozostałym chętnie dołączył do roboty. Nobu i Hiro byli tak zachwyceni jego obecnością, że nie zauważyli braku ich o sześć lat starszej cioci, która bardziej wyglądała na ich siostrę a nie ich ojca.
Mimo że wykrawanie za pomocą foremek odpowiednich kształtów z ciasta nie była trudna to on miał bardzo trudne zadanie. Musiał głównie pilnować, aby większość wypieków trafiło do miseczki a nie do dziecięcych buź albo, co gorsza psiej mordki. Kiedy już kończyli miał zostać wciągnięty do następnej zabawy, lecz przyszła pora kąpieli i spania.
-Pan Daiki wam nigdzie nie ucieknie, więc się zobaczycie rano – powiedział Kagami i wygonił młodych do góry.
Podczas tego całego czasu, jaki tutaj spędził zauważył jedną rzecz, która go bardzo zaciekawiła. Taiga wołał ich po imieniu, co powinno być naturalne w relacjach rodzic dziecko, lecz odniósł wrażenie, że ten się ani razu nie pomylił.
Słyszał dźwięki zabaw w wannie i marudzenia Taigi o kłęby włosów pod prysznicem. Jemu natomiast zostało wpatrywanie się w ekran telewizora. Nic jednak nie zwróciło jego uwagi. Skakał po kanałach ustawiając w końcu odbiornik, na jakim amerykańskim filmie akcji. Zastanawiał się gdzie będzie spał. Jakby miał wybór to chciałby wylądować u Taigi w łóżku, ale skoro przyjechał tutaj, jako przyjaciel to było to wykluczone. Minęła godzina jak młody ojciec wrócił. Opadł na kanapę obok niego.
-Wyjaśnij mi coś, bo aż mi trudno zrozumieć. Jakim cudem ty masz takiego wielkiego psa - zagadał do Kagamiego - w liceum bałeś się numeru 2. A Hamburger jest dużo straszniejszy.
-Ta jakoś wyszło - burknął w odpowiedzi.
-Tak wyszło? Ten pies jest straszny. To nawet chyba nie jest pies.
-Bez przesady. Jak go braliśmy ze schroniska to był bardzo mały. Taka mała włochata kulka. Jak podrósł to już nie miałem serca go oddać. A chłopaki to by mnie chyba by znienawidzili gdybym to zrobił.
-Raczej tak - odparł Aomine przekonany o racji Kagamiego. Chłopcy byli bardzo zżyci z czworonogiem.
-Asami jakoś nie szczególnie się ucieszyła na mój widok – miał wyrzuty sumienia.
-Przejdzie jej – stwierdził – jest w takim wieku, że wszelkie zmiany, które są nie po jej myśli ją zaraz denerwują.
-Jesteś tego pewien?
-Tak
Nie wiedział, co ma dalej powiedzieć. Pozwolił, aby powstała między nimi krępująca cisza. Przerwał ją Kagami 
-Czas się zabrać do roboty - wstał i przeciągnął się.
-Co chcesz robić o dziesiątej wieczorem.
-Zobaczysz - szepnął i poszedł na palcach w stronę schodów. Kiedy upewnił się, że wszyscy śpią poszedł w drugą stronę - chodź.
Nie wiedząc, co się dzieje, poszedł jednak za nim. Za bardzo mu zależało na nim. Tym samym ufał mu i zrobiłby wszystko, o co ten by go poprosił.
Kiedy schodzili jednak do piwnicy był bardzo zdziwiony.
-Co  chcesz tu robić? -spytał zdziwiony.
-Jak masz pod opieką trójkę dzieci to masz dodatkowe obowiązki.
Zrozumiał jednak, o co chodziło Kagamiemu. W pokoju, do którego bowiem weszli znajdowały się opakowane i jeszcze niezapakowane zabawki
-No tak, bo jutro w nocy Święty Mikołaj przyniesie prezenty - zaśmiał się Aomine.
-Jeszce w to wierzą, więc nie mogę ich rozczarować - uśmiechnął się biorąc do ręki samochód na baterie. Zaczął owijać w ozdobny papier.
-Dla, kogo to?
-Czekaj - spojrzał na rozpiskę na tablicy wiszącej na ścianie - dla Nobu.
-Zapisujesz, co, dla kogo?
-Muszę. Chłopcy muszą dostać to samo, aby się nie pokłócić -
-Serio? - był tym zdziwiony - oni zawsze wydawali się tacy zgodni.
Taiga na chwilę przerwał i zaczął się śmiać. Szybko się jednak powstrzymał.
-Tylko, kiedy chcą komuś udowodnić, że nie można ich odróżnić. Czyli prawie każdy. Dokładniej mówiąc wszyscy oprócz mnie, Asami, Alex i panią Jennifer. I bardzo ważną rzeczą jest, że zawsze muszą dostać dokładnie to samo. Inaczej się pokłócą. Nawet, jeśli miałaby to być choćby zmiana koloru.
-Nie znam się. Nigdy nie miałem rodzeństwa, więc już nie myślę, aby porównywać się do takiej sytuacji.
-Domyślam się. A teraz mi pomóż.
Jak nie przez Hiro i Nobu to teraz został zagoniony przez Taigę do pracy. Teraz pakował prezenty, które wszyscy dostaną na święta. Zauważył, że powstała także piąta kupka podarków. Uśmiechnął się pod nosem. W końcu wszystko, co miał dostać mogłoby być prezentem dla niego. Nawet się nie zorientował, że Kagami mu się przygląda. Nagle poczuł jego wargi na swoich. Spojrzał na niego zdziwiony.
-No, co? - zapytał z uśmiechem.
Czas im mijał na pracy i drobnych gestach.
Kiedy skończyli zbliżała się północ.
-Lepiej iść spać. Dopiero jutro się przekonasz, w co się wpakowałeś. Zaraz ci uszykuje spanie w salonie.
Czyli śpię na kanapie. Zawsze mogło być gorzej.
Chyba gorzej jednak być mogło. Od rana został zagoniony do roboty. Najpierw z Taigą odśnieżali podjazd. Kiedy chłopcy się dołączyli przerodziło się to w bitwę śnieżną. Ostatni wyjazd do supermarketu i dwie kolejne godziny męczarni.
Pod wieczór chłopcy wyczekiwali na Świętego Mikołaja i cały czas wpatrywali się w niebo, Asami czytała książkę leżąc na kanapie, a on pomagał Kagamiemu w szykowaniu kolacji. Nagle zadzwonił telefon Taigi. Kiedy spojrzał na wyświetlacz wydawał się bardzo zdziwiony. Jeszcze dziwniejsze było jego zachowanie. Wyszedł on, bowiem z pokoju, aby odebrać. Chociaż wszystkich to zaciekawiło to nie słyszeli, z kim i o czym rozmawia.
-Daiki możesz na chwilę iść ze mną - powiedział cicho i ruszył na górę.
-Stało się coś? - zapytał zaniepokojony tą sytuacją.
-Na przedmieściach w jednym z zakładów pracy wybuchł pożar. Ściągają wszystkich, których mogą. Jest już późno dzieciaki i tak niedługo pójdą spać, więc przypilnujesz tylko, aby umyli zęby - zaczął pakować do torby swoje rzeczy.
-Jak tak można ściągać ludzi w Święta przecież.
-Jeśli to się rozprzestrzeni zajmie tereny mieszkalne - przerwał mu - James wie, że tu jesteś i dlatego dzwonili, tak to by ich nie kazali zostawiać samych. Mogę na ciebie liczyć?
-Oczywiście - odparł bez zastanowienia.
-Dzięki - miał już schodzić na dół, lecz podszedł do niego i delikatnie pocałował - wesołych świąt. I nie zapomnij, że jak wszyscy pójdą spać, aby prezenty ułożyć pod choinką.

Nie przyjęli tego dobrze, lecz mogło być gorzej. Szybkie obietnice, że będą grzeczni a ten szybko wróci i Taigi nie było. Został sam z dwójką chłopców i nastolatką, która za nim nie przepadała.

~~~~


Notka trochę spóźniona, ale weekendowe przygotowania do świąt i zajęcia w poniedziałek zupełnie mnie rozbiły i nie miałam zupełnie siły na korektę.

Jako że jutro Wigilia to życzę wszystkim czytelników, którzy czytają moje opowiadania (tym, z którymi komentują oraz anonimowym czytelnikom) najlepsze życzenia z okazji zbliżających się Świąt. Jako Wielkopolanka to wypada mi życzyć wszystkim bogatego Gwiazdora.




niedziela, 14 grudnia 2014

Dwa

Miał dosyć. Nie mógł samodzielnie chodzić, a w każdej czynności musieli mu pomagać. Podobno w jego stanie było to normalne. Mięśnie mimo rehabilitacji bolały go przy każdym ruchu. Nawet nie próbował wstawać. Każda próba zrobienie kroku kończył się upadkiem. W tym czasie czuł jakby mu wbijali szpilki w stopy. Lekarze mówili, że nie powinien się przejmować, bo to takim czasie to normalne. Niedługo to przejdzie.
Nie znosił być zależnym od innych, a teraz nie miał innego wyboru.

Wiercił się w łóżku. Cieszył się, że dostał osobny pokój i że nikt mu nie przeszkadzał. Na pozostałych pacjentów nie mógł narzekać, bo wszyscy byli nieprzytomni. Przynajmniej nie czuł na sobie ciągłych obserwacji gości innych. Na początku go to bardzo denerwowało. Ciągle czuł, że wszyscy spoglądają się w jego stronę, jakby był jakąś atrakcją cyrkową. Widział jak pytają o niego personel ośrodka. Przecież wielu musiało widzieć, kto leży w tej samej sali z ich bliskimi i zauważyć zniknięcie jednego z pacjentów. Później jednak zrozumiał, że widzą w symbol nadziei, że inni też się obudzą. Chociaż nie chciał nim bym. Mimo wszystko miał dosyć wzroków innych.
Kiedyś mu to w ogóle nie przeszkadzało, często stał w centrum uwagi gdzie wszyscy spoglądali w jego stronę, ale teraz już nie było, co oglądać. Skoro on sam nie znosił na siebie patrzeć to nie chciał, aby inni też to robili.
Leżał na łóżku i patrzył w sufit. Po takim czasie nie powinno mu się spać. A tak nie było.

-Senpai skoro nie mamy dziś treningu to może pójdziemy dzisiaj na karaoke - zawołał wesoło Kise.
-Karaoke? Ty to masz pomysły - podsumował Kasamatsu.
-Jakie plany na popołudnie? - pojawił się Moriyama, a za nim reszta drużyny.
-Kise chce iść na karaoke.
-Genialny pomysł. Idziemy - odezwał się Hayakawa, na co reszta przytaknęła głową.
Nie był zadowolony z obecności reszty drużyny, ale nie chciał, aby wyszło, że się nie cieszy. Chciał pobyć z kapitanem sam. Wiedział, że nie będzie treningu, więc specjalnie odwołał dzisiejszą sesje, aby mieć cały dzień wolny. Praca dawała mu dużo korzyści, pieniądze, sławę i popularność wśród dziewczyn. Jednak wiedział, że na żadną nigdy nie zwróci uwagi, bo go po prostu nie interesowały. Nie potrafił jednak się do tego przyznać. Już od gimnazjum to wiedział. Bardziej zwracał uwagę na kolegów niż koleżanki. Wielu podziwiał, ale nigdy nie czuł nic specjalnego. Potem trafił do liceum i tutaj mógł powiedzieć, dlaczego na jednym zaczęło mu specjalnie zależeć. Nie wyróżniał się ani urodą, ani umiejętnościami, nie należał do jakiś szczególnie ważnych osób ani nie był super popularny. Był przeciętny, więc nie mógł zrozumieć szybszego bicia serca na każdy jego widok. Miłość rządzi się swoimi prawami. Kiedy to zrozumiał chciał jak najbardziej zwrócić na siebie jego uwagę. Nie wiedział, co on o tym sądzi, dlatego chciał jak najbardziej go przekonać do siebie i najczęściej jak to możliwe przebywać z nim sam. Wiedział jednak, że to niemożliwe, kiedy idą gdzieś z całą drużyną.
-Co taki zamyślony Kise? - zapytał Nakamura.
-Co? - nawet nie zauważył, kiedy odpłynął.
-Kise buja w obłokach - podsumował Hayakawa.
-Raczej myśli jak poderwać kolejną fankę - stwierdził Moriyama, na co reszta wybuchnęła śmiechem.
Niby, po co jak nie na nich mi zależy.
-Takie sesje też mogą męczyć - próbował wtrącić Kobori.
-Niby, w którym miejscu? Trzeba tylko dobrze wyglądać i ładnie się uśmiechać każdy to potrafi - powiedział Moriyama.
-To, czemu sam nie spróbujesz?
Kiedy reszta zaczęła się sprzeczać o trudności pracy modela, nie chciał się do tego wtrącać. Zwolnił trochę kroku i w ten sposób szedł dwa metry za nimi. Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył, kiedy ktoś dorównał mu kroku.
-Wszystko w porządku? - usłyszał obok siebie.
-Tak. Niby, czemu miałoby być inaczej?
-Bo tak nagle ucichłeś.
-Zamyśliłem się.
-Kasamatsu, Kise, co się tak wleczecie - zawołał za nimi Moriyama.
-Idziemy przecież - powiedział Kasamatsu, lecz dodał tak żeby tylko Kise to słyszał - do takich idiotów to aż strach się przyznawać.
-Mówiłeś coś? - powiedział Hayakawa.
-Nie

Kiedy otworzył oczy miał nadzieje, że znajdzie się gdzieś indziej. Ciągle jednak był w swoim pokoju w tym głupim ośrodku.
Odkąd się obudził nie potrafił spać. Miał kłopoty z zaśnięciem i budził się kilka razy w ciągu nocy. Zawsze mu się coś śniło. Narazie jednak zawsze to była mama lub siostra. Śniło mu się jak był w domu. Po raz pierwszy było to coś innego. Nie rozumiał, dlaczego akurat to mu się przyśniło. Nie było w tym nic szczególnego. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, co było dalej lub wcześniej.
Pamiętał doskonale to uczucie. Jak po raz kolejny chciał, aby zostali sami a dołączyła do nich drużyna albo ktoś znajomy. Sztuczna radość z towarzystwa innych, którą wszyscy brali za naturalność. Praca dawała mu także umiejętność ukrywania własnych emocji. Zawsze trzeba było udawać, że jest dobrze.
Był ciekaw, co u wszystkich. To, że jego wszystko minęło to nie oznaczało, że życie innych nie poszło na przód. Zastanawiał się jak ułożyli albo zaczęli sobie układać życia jego koledzy z gimnazjum lub liceum.
Został jeszcze Kasamatsu. Szesnaście to jednocześnie duża i mała liczba. Spał połowę tego, więc się cieszył, że nie więcej. Lecz to zbyt mało, aby powiedzieć, że się zostanie z kimś. Kiedy Yukio skończył szkołę i myślał, że się już nigdy nie zobaczą. Stwierdził wtedy, że nie ma już nic do stracenia. Pamiętał jego minę jak mu powiedział, że go kocha potem pocałował a na końcu uciekł. Tak bardzo wtedy tego chciał, chociaż przez chwilę poczuć smak jego ust. Nawet wtedy nie pomyślał, że to był jego pierwszy pocałunek. Po swoim pierwszym pocałunku stchórzył i uciekł. Nawet nie dał mu szansy żeby cokolwiek powiedział.   Przypuszczał, że ten go za to znienawidzi i będzie starał się albo go unikać albo ignorować jak się gdzieś kiedyś spotkają. Pamiętał własne zdziwienie jak pojawił się kilka dni później pod jego domem. Zażądał wyjaśnień wcześniejszego incydentu. Uczucie zażenowania, jakie mu wtedy towarzyszyło było nie do opisania. Nie potrafił na niego spojrzeć i jednocześnie tłumaczyć, że tak naprawdę dziewczyny go nigdy nie interesowały i się w nim zakochał. Cieszył się wtedy, że byli sami w domu. Nie zniósłby, aby ktoś jeszcze miał go oglądać. Bo nie było, co. Stał przed nim wpatrując się we własne buty, podczas kiedy po policzkach już od pewnego czasu płynęły strumienie łez. Chciał zostać sam. Schować się i nie wychodzić przez najbliższych kilka lat. Lecz było to niemożliwe. W pokoju był ktoś jeszcze, mimo że pragnął, aby ta osoba już sobie poszła. Zamiast tego poczuł na swojej twarzy czyjeś dłonie, które wycierają jego łzy. Bardzo pragnął go wtedy odtrącić, lecz nie potrafił. Stał jak zahipnotyzowany. Kiedy zmusił go, aby na niego spojrzał jeszcze  bardziej nie wiedział, co ma zrobił
-Wiesz zakochałem się - nie chciał tego słuchać. Wyznał mu swoje uczucia a ten w odpowiedzi mówi, że się zakochał. Tak bardzo nie chciał go teraz słuchać - jest to najwspanialsza osoba na świecie i stoi teraz przede mną.
Kiedy doszedł do niego sens słów Kasamatsu i chciał coś powiedzieć stracił taką możliwość. I to dosłownie. Ten pocałunek różnił się od poprzedniego. Mimo słonego smaku łez był słodki. Powolne ruchy wark, delikatne dłonie gładzące nagą skórę brzucha i pleców, badanie własnych reakcji na tak bliską obecność innej osoby.
Poczuł wielki żal, kiedy senpai odsunął się od niego. Nawet nie zauważył, kiedy po jego policzkach znowu popłynęły łzy, które on poczuł i które teraz z troską wycierał.
-Powiedz mi, co ja mam zrobić żebyś tak przeze mnie nie płakał.
-Po prostu ze mną bądź.

Szesnaście dni. Tylko tyle trwał ich związek, który został przerwany, bo komuś przewróciło się w głowie i zaczął strzelać do ludzi.
Jednak dla niego tych ośmiu lat, jakie minęły od tego wydarzenia jakby nie było. Kochał go tak samo mocno jak przed wypadkiem. Nie miał jednak prawa wymagać, aby ten po takim czasie wciąż na niego czekał.

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 10 Ja i ty

Mikołajkowy prezent z dedykacją dla CLD

~~~

Kiedy otworzył drzwi, spodziewał się dozorcy, któregoś z sąsiadów, ale nigdy nie przypuszczał, że zobaczy to, co zobaczył.
-Cześć - powiedział Taiga.
-Cześć - odpowiedział mu - co tutaj robisz?
-Tak jakoś wpadłem w odwiedziny - stwierdził z zakłopotaniem - mogę wejść?
Ostatnie pytanie wprawiło w zdumienie Aomine, mimo wszystko przesunął się umożliwiając mu wejście.
Jednak przez cały czas myślał o wymyślnej karze, jaką wyrządził mu Kagami pojawiając się tutaj.
-Uprzejmość kazałaby powiedzieć żebyś zdjął kurtkę i się rozgościł, lecz tego pierwszego nie polecam.
-Wiem gadałem z Jamesem - odpowiedział.
Czyli wie, co się dzieje i jeszcze do mnie przychodzi.
-Chcesz coś do picia? - spytał chcąc nie pozwolić do ciszy.
-Herbatę.
Szykując napoje go obserwował. Musiał przyjść w jakimś celu. Nie wierzył w bezcelowe działania. Zauważył, że bije się z myślami. Jakby nie wiedział czy chce coś powiedzieć.
-Co zamierzasz dalej robić?
-To znaczy? - nie zrozumiał pytania.
-Masz trzy tygodnie wolnego. Zamierzasz cały czas tutaj siedzieć?
-Nie, po świętach wyjeżdżam zwiedzić trochę kraju - rozmowa trochę im się nie kleiła.
-Czyli zamierzasz sam tyle czasu siedzieć?
-Nie ważne.
On spędza ten czas tak rodzinie to zamierza jemu dokuczyć.
-Chyba powinieneś już wracać rodziny. Partnerka i dzieci pewnie na ciebie czekają? - miał dosyć tej rozmowy.
-O, czym ty mówisz? - Kagami wydawał się być rzeczywiście zdziwiony.
-Jak wtedy wracaliśmy to z kimś gadałeś? - wydarł się na niego.
-Po śmierci rodziców opiekuje się Asami. To z nią rozmawiałem.
Asami, przez chwile się zastanawiał, o kim on mówi. Przypomniał sobie, że Kagamiemu pod koniec pierwszej klasy urodziła się siostrzyczka. Dopiero później doszedł do niego sens jego ostatnich słów.
-Twoi rodzice już nie żyją? -spytał już spokojniej.
-Ojciec zmarł trzy tygodnie po moim powrocie. Matka dwa lata później - spuścił głowę.
-To, dlatego wyjechałeś? Przez jego stan zdrowia?
Nie uzyskał odpowiedzi, pokiwał tylko głową.
-Trzeba było powiedzieć - stanął naprzeciwko niego.
-A, co by to zmieniło? Nie było sensu to był mój problem.
-Poleciał bym z tobą i ci pomógł.
-Raczej nie chciałbyś tam być - cały czas unikał jego wzroku.
-Ale ty tam byłeś, więc byłbym tam i ja.
Chyba nie wierzył w jego słowa, ale dla Daikiego ważne było, że uzyskał odpowiedź na pytanie, które bardzo go męczyło. Dlaczego on wyjechał?
-Kto jest matką chłopców? - spytał.
Było to drugie pytanie, na które tak bardzo pragnął uzyskać odpowiedź. Kiedy jednak przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, chciał przeprosić i prosić, aby zapomniał to pytanie, lecz uzyskał odpowiedź.
-Umawiałem się kiedyś z nią, ale czułem, że zależy jej na mojej sławie i pieniądzach. Wznosząca się gwiazda i nic poza tym. Kiedy zaczęła się ze mną nudzić, bo raczej nie byłem typem imprezowicza, który biega na zakrapiane imprezy, chciała ze mną zerwać. Wtedy się zorientowała, że jest w ciąży. Przyszła do mnie po pieniądze na zabieg. Chciała usunąć moje dziecko. Nie mogłem jej na to pozwolić. Zrobiłem, więc to, na czym najbardziej jej zależało. Zapłaciłem jej.
-Jak to zapłaciłeś?
-Normalnie. Zapłaciłem, aby nie usuwała ciąży i żeby po urodzeniu zrzekła się wszelkich praw do niego. Zaproponowałem jej wystarczającą sumę i się zgodziła na moje warunki.
-Jak tak można?
-Na szczęście można. Sześć miesięcy później urodzili się Hiro i Nobu. Zrezygnowałem wtedy z kosza. Radziłem sobie jak miałem tylko Asami. Z trójką wiedziałem, że będzie już większy problem. Trener był znajomym Alex i to oni mi pomagali w symulacji kontuzji. W ten sposób chciałem zacząć nowe życie. Miałem dosyć kasy jeszcze po rodzicach i z koszykówki, więc przez pierwszy rok nawet nie musiałem pracować. Na Asami ciągle dostaje kasę z funduszu, co jeszcze rodzice założyli, więc sobie jakoś radzimy - skończył.
Ma młodszą siostrzyczkę oraz dwóch synów i kochał  bardzo całą trójkę. To oni zajmowali pierwsze miejsce w jego życiu prawdopodobnie przed nim samym. Dla niego już tam nie było miejsca.
-I przyszedłeś mi to powiedzieć?
-Nie. To nie tak - powiedział Kagami - sam nie wiem jak to powiedzieć.
Nie chciał nic mówić. Chciał poczekać aż Taiga mu wyjaśni to, co chciał.
-Naprawdę gdybym tylko poprosił to pojechałbyś ze mną - spytał i spojrzał na niego.
Był zszokowany tym, co usłyszał.
-Oczywiście - uśmiechnął się - naprawdę mi zależało. Cały czas zależy.
-Nie myślałem, że traktujesz to poważnie.
-Wiem. Dlatego powinienem cię przeprosić. Za zachowanie wtedy. Miałeś racje, zachowywałem się tak jakby mi nie zależało - zawahał się - i jeszcze za to, co wydawało się wtedy w remizie. Nie miałem do tego prawa. Chciałem tylko poczuć to po raz kolejny. Nie wziąłem pod uwagę twoich uczuć. To, że mi nie przeszło i nie potrafiłem nawet iść na randkę z kimś innym już nie mówiąc o czymś więcej to nie znaczy, że ty też tak miałeś. Dlatego bardzo przepraszam.
Kiedy mówił cały czas patrzył na niego. Teraz nie potrafił jednak tego zrobić. Wrócił do części kuchennej. Oparł się o blat, oddychając ciężko. Wyrzucił z siebie wszystko. Miał nadzieje, że usłyszy zaraz dźwięk zamykanych drzwi, które będą oznaczać, że Kagami wyszedł. Zamiast tego usłyszał kroki za sobą. Wyczuł, że stoi tuż za nim.
-Ja też przepraszam. Gdybym wtedy podjął inną decyzje to twoje, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale nie wiem czy tego żałuje, bo tak to nigdy bym ich nie miał.
Czuł jego oddech na swoim karku. Tak bardzo chciał, aby sobie poszedł.
-Idź już - powiedział nawet się nie odwracając. Tak bardzo sama jego obecność bolała.
-Aż tak bardzo mnie teraz nienawidzisz?
-Nie. Kocham cię. I myśl, że moje uczucia nic nie znaczą boli, więc już idź.
Tak bardzo chciał żeby już wyszedł. Miał tego dosyć. Jednak ten zrobił coś, czego Aomine nigdy by się nie spodziewał. Przytulić się do jego pleców. Teraz ręce Taigi oplotły jego brzuch. Czuł także jego ciepły oddech na swojej szyi.
-Wierzyłem w to, że ci nie zależy, że bardzo szybko o mnie zapomniałeś. Że znalazł się ktoś, kto zajął moje miejsce i że jakbyśmy się kiedyś spotkali to u twojego boku zobaczę śliczną dziewczynę i dzieci. Chciałem w to wierzyć. Po powrocie tutaj i zdania sobie sprawy, że to niemożliwe byś tutaj do mnie przyjechał spotykałem się z różnymi ludźmi. Chciałem o tobie zapomnieć tak jak ty zapomniałeś o mnie. Ale nie potrafiłem. Nigdy. Każdy być tylko małą namiastką ciebie, czymś, co mogłem potraktować, jako zastępstwo. Kiedy urodzili się młodzi zrozumiałem, że muszę się wziąć w garść, bo oni są tego warci, że mnie potrzebują, tak jak Asami, którą zaniedbywałem. To oni zajęli twoje miejsce - zaczerpnął powietrza - kiedy dowiedziałem się, że tu jesteś z całej siły musiałem się powstrzymywać, aby do ciebie nie pojechać. Nie mogłem tego zrobić. Bałem się, że mnie wyśmiejesz. A potem stwierdziłem, że nie mogę im tego zrobić.
Stał jak słup soli. Nie mógł uwierzyć w to, co Taiga mu przed chwilą powiedział. To nie tak, że mu nie zależało. Po prostu bał się, że jakby to się wydało to źle to wpłynie na siostrzyczkę i synów. Nie miał pojęcia, co ma teraz powiedzieć czy zrobić. Drażniący ciepły oddech Taigi na jego szyi tym bardziej nie pozwalał mu się skupić. Stracił wszystkie zmysły, kiedy poczuł nie tylko oddech Kagamiego na swojej skórze. Ciepłe wargi drażniły każdy najmniejszy milimetr, sprawiając, że całe jego ciało wydawało się sparaliżowane. Czuł jakby przestał mieć kontrole nad własnym ciałem. Nie wiedząc nawet, kiedy z jego ust wydobyły się słodkie jęki. Celibat, jaki sobie sam założył został zmiażdżony przez jedną pieszczotę, która teraz wydawała się tak przyjemna, że czuł, że zaraz nie będzie potrafił ustać na nogach. Nic innego się teraz nie liczyło. Tylko Taiga stojący zanim, obsypujący jego kark namiętnymi pocałunkami.
-Czekaj, ja - nawet nie potrafił dobrze składać zdań.
-Przestać? - wymruczał Kagami nie przerywając pieszczoty, a dając jeszcze więcej.
-Nie - wysapał ruszając głową, aby dać mu lepszy dostęp.
Miał nadzieje, że to się nigdy nie skończy. Poczuł jednak, że Taiga się trochę od niego odsunął przerywając to, co robił.
Nawet, jeśli teraz wyjdzie to się cieszył z tego, co poczuł. Ślady po pocałunkach i zębach będą dla niego w najbliższym czasie pamiątką. Cieszył się, że stoi odwrócony do niego. Że nie zauważył pojedynczej łzy, która popłynęła po jego policzku. Kiedy wyrównał mu się oddech chciał coś powiedzieć, lecz został siłą odwrócony i przyparty do kuchennego blatu. Nie potrafił opisać jak się czuł, kiedy wargi, która przed chwilę pieściły jego szyję teraz znalazły się na jego ustach. Pocałunek był gwałtowny jak ich charaktery, mimo to była w nich czułość i tęsknota ostatnich lat.
Stał teraz pomiędzy blatem a Kagamim. Przeważnie było to odwrotnie. Lecz teraz było mu to obojętne. To Taiga dominował a on, po raz pierwszy nie miał nic przeciwko temu. Nawet chciał tego. Chciał mu na to pozwolić. Tu i teraz. Ufnie objął rękoma jego szyje. Niech robi, co chce, stwierdził.
Kagami był zdziwiony uległością partnera, lecz takie zachowanie dało jeszcze więcej możliwości, które Aomine przyjął z przyjemnością.
Jak to możliwe, aby w jednej chwili było ci zimno a w drugiej gorąco. Niska temperatura w pomieszczeniu nie przeszkadzała, aby mógł stwierdzić, że gotuje się  pod warstwą ubrań. Cieszył się jak Kagami pozbawił go dwóch bluz. Poczuł zimne dłoń, która wędrowała pod koszulką, podczas gdy druga zawędrowała trochę niżej. Nie potrzebował dużo, aby stwierdzić, że ma ciasno w spodniach, a dłoń, która wędrowała po biodrach, wewnętrznych stronach ud i sporym wzniesieniu przez materiał nie pomagała odczuć ulgi. Czuł, że zaraz eksploduje, jeśli nie pójdą dalej.
Nagły dźwięk przeraził ich. Oderwali się od siebie. W pierwszej chwili żaden nie wiedział, co się dzieje. Dopiero  po chwili Kagami uświadomił sobie, że to dzwonek jego telefonu.
Czar i żar, który jeszcze chwilę temu unosił się w powietrzu teraz prysł.
-Nie odbierzesz?
-Asami dzwoni, więc nie ma sensu
-Dlaczego?
-To nastolatka. A nastolatki zawsze dzwonią i chcą abyś oddzwonił, bo nie mają kasy na koncie -powiedział próbując złapać oddech.
-Narzekanie na brak kasy. Skąd to znam - trochę mu było żal, że im przerwano. Jeszcze bardziej, kiedy Taiga odsunął się od niego.
Kiedy złapał oddech oddzwonił do młodszej siostry. System był niezawodny, bo od razu odebrała.
-Hej maleńka - przywitał małą - co chciałaś?
-Nie, nic mi nie jest - zaczął się nerwowo tłumaczyć - wydaje ci się.
Piękna wymówka, stwierdził Daiki, doprowadzając się do porządku.
-Wiem. Niedługo będę. Bądźcie grzeczni - powiedział i się rozłączył.
-Trzymaj - podał mu kurtkę, która w całym zamieszaniu wylądowała na podłodze.
-Dzięki - wziął ją. Zawahał się nad tym, co ma dalej powiedzieć - posłuchaj.
-Nie musisz nic mówić. Rozumiem - nie pozwolił mu dokończyć - nie chcesz, aby wyszło, że wiążesz się z innym facetem. To by źle na nich wpłynęło. Tak jak już mówiłem. Nie chce stawać między tobą a nimi.
-Niby tak. Albo nie - stwierdził Kagami.
-O, czym ty?
-Znam ich i wydaje mi się, że by się tym raczej nie przejmowali. Może tego nie wiesz, ale wśród rodziców twoich byłych już podopiecznych, są także tacy. Dzieci bardziej wszystko akceptują niż dorośli, więc tym się nie musisz przejmować.
-Ale jesteś pewien - wyjąkał.
-A chcesz tego? - poszedł do niego.
-Ja? Tak -uśmiechną się - a ty?
-Wystarczająco długo czekałem, aby coś usłyszeć - złączył ich dłonie i pocałował go delikatnie.
-Taiga?
-Co?
-Ile ty masz teraz wzrostu? - odsunął się od niego.
-195. A czemu?
Super. Nie wystarczy, że jestem młodszy, to teraz jestem też niższy. Po prostu super.
-Troszkę urosłeś - stwierdził z kwaśną miną.
-Ty zaś nie za bardzo - uśmiechną się szyderczo.
-Bardzo śmieszne - mimo to się uśmiechnął. Uśmiech jednak szybko znikł - lepiej już jedź. Czekają na ciebie.
-Racja. Zapomniałem o tym - podrapał się po głowie.
Aomine nic nie powiedział tylko westchnął.
-To się szybko pakuj.
-Że, co?
-No przecież mówię żebyś się pakował. Po co masz tutaj sam siedzieć.
-Ale nie mogę tak po prostu się wprosić na święta.
-Możesz.
On był niemożliwy jak czegoś chciał.
-Będziesz tego żałował - stwierdził w końcu.
-Nie będę - powiedział Taiga - tylko nie spodziewaj się prezentów, bo na to to już za późno.
-Już jeden najwspanialszy dostałem - powiedział cicho, jakby sam do siebie.
-Mówiłeś coś?
-Nie nic - odpowiedział. Mógł jednak przysiąść, że Kagami w tym momencie się uśmiechnął, więc chyba słyszał, co powiedział. Po raz pierwszy od dziesięciu lat był w pełni szczęśliwy.

piątek, 5 grudnia 2014

Jeden

"Czas to burza, w której się zgubiliśmy" 
William Carlos Williams



Białe światło raziło go w oczy. Kojarzyło mu się to z wybiegiem.
Błysk fleszy, blask reflektorów były czymś, co kochał. Traktował to na równi z koszykówką albo nawet wyżej. Modeling przynosił mu więcej zysków niż sport. Dlatego też o tym właśnie myślał po zakończeniu liceum.
Kochał stać w centrum uwagi, popularność, która się z tym łączyła i tłumy fanek.
Pamiętał swój ostatni pokaz. Jakiś nowy projektant, który oprócz wielu zwolenników miał również wielu wrogów, którzy mieli mu za złe zbyt wulgarną i prowokujące. Jak przyszła jego kolej i stał teraz w centrum uwagi wszystkich widzów i fotografów na widowni rozpoczęła się jakaś awantura. Pamiętał przepychanki i wrzaski. Nawet nie wiedział, kiedy usłyszał także strzały i wszyscy zaczęli uciekać i szukać wyjścia. A on tak stał na samym środku nie mając siły się ruszyć, czując dziwne ciepło w okolicy lewego ramienia. Słyszał jak ktoś go wołał, lecz otaczający go świat przestawał istnieć.
Teraz światło raziło go w oczy. Po kilku mrugnięciach zobaczył biały sufit. Przez chwilę nie słyszał jednak żadnego dźwięku wokół siebie poza aparaturą medyczną, do której był podłączony. Każda próba ruszenia choćby palcem była niewykonalna a ból, który się z tym łączył był nie do zniesienia.
Nagle usłyszał jakiś hałas. Ktoś kogoś wołał wywołując zamieszanie.
Potem ludzie zaczęli wokół niego krążyć, sprawdzać wyniki i razić światłem po oczach. Czuł ucisk w klatce piersiowej, przez który ciężko mu się oddychaniu a o powiedzeniu słowa nie było mowy. Słyszał jednak wszystko, co mówili do niego lekarze. Jak go uspokajali, mimo że byli bardziej zdenerwowani od niego.
Odłączyli go od większości urządzeń i dzięki temu mógł swobodniej oddychać. Chciał poprosić o rozmowę z siostrą lub mamą, lecz nikt nie chciał mu udzielić żadnych informacji.
Po podstawowych badaniach w sali została tylko kobieta, która nie była ubrana jak personel medyczny.
-Co pan pamięta? - zapytała.
-Nie wiem. Pamiętam pokaz. Jakiś hałas a dalej już nic.
-W trakcie pokazu wdarli się terroryści i został pan postrzelony - dziwnie się czuł, kiedy zwracano się do niego przez pan. Był przecież w drugiej liceum. Zaczął się zastanawiać jak długo spał. Skoro został rzeczywiście postrzelony powinien odczuwać jakiś ból w ramieniu a tymczasem nie czuł, aby miał gdzieś jakiś bandaże czy opatrunki.
-Ile czasu byłem nieprzytomny? - spytał.
Kobieta przez kilka chwil zastanawiała się, co powiedzieć.
-Osiem lat.

Nie potrafił tego zrozumieć. Siedział na łóżku i myślał. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem mógł przespać blisko osiem lat. Ostatnie, co pamiętał to pokaz. Miał wtedy siedemnaście lat. Teraz jednak miał już trochę więcej. Dwadzieścia pięć. Liczba tak duża i wystarczająco straszna. Przegapił tyle ważnych dat, które powinien przeżyć i świętować. Teoretycznie wolno mu było palić, pić lub starać się o prawko. Powinien skończyć liceum pójść na jakieś studia. A on w tym czasie spał. 
Wziął do ręki po raz kolejny lusterko. Spojrzał we własne odbicie i nie potrafił zrozumieć jak to się stało. Nawet twarz, którą tak dobrze znał wydawała mu się inna. Włosy miał bardzo krótko obcięte, tak jak nigdy. Po kolczyku, na który musiał długo namawiać mamę ślad zaginął.
Nie potrafił na siebie patrzeć. Twarz nastolatka zamieniła się w twarz mężczyzny. Jego rysy stały się ostrzejsze, oczy straciły blask. Cały był blady i wychudzony.
Nic nie zostało z jego dawnego życia. Wszystko minęło. Nie potrafił się niczym cieszyć. I nawet nie miał, z kim. W swoim życiu miał tylko mamę i siostrę. Teraz jednak był sam.
Sanitariusze użyczyli mu telefon, którym nawet nie potrafił się odsługiwać, tak technologia poszła do przodu. Odczuł jednak ulgę słysząc głos starszej siostry, lecz nawet to nie odgoniło uczucia, że jest sam.
Matka zmarła trzy lata po jego wypadku, a siostra wyjechała z Japonii. Ledwo pamiętał Davida. Ayama przyprowadziła go krótko przed tym wszystkim. Lecz nigdy by się nie spodziewał, że w tym czasie jak był nieprzytomny pobrali się i przeprowadzili do Lizbony po śmierci ich matki. Tam urodziła im się dwójka dzieci. Wydawało się, że  ułożyło jej się życie, lecz wtedy przeżyła najpierw zdradę a potem rozwód. Teraz mając dwójkę małych dzieci nie może sobie pozwolić na powrót tutaj. Mimo iż obiecała, że postara się przyjechać. 
Od ordynatora dowiedział się, że przyjeżdża tutaj raz w roku i regularnie dzwoni, aby pytać o jego stan zdrowia. Ma teraz pięcioletniego siostrzeńca Christophera i trzyletnią siostrzenice Alexandre. Mały często choruje i często musi przebywać w szpitalu, dlatego siostra nie może w tej chwili przyjechać. Nie winił jej. Miała już swoje życie i nie chciał jednak jej martwić. Cieszył się, że mimo wszystko cały czas się nim interesowała, lecz nie wiedział jak sobie poradzi.
Ośrodek, w którym się znajdował zajmował się osobami, które zapadły w śpiączce, gdzie starano się je wybudzić. Jeszcze mama go tutaj umieściła a teraz siostra płaciła za jego pobyt. Nie mógł jednak przebywać w ośrodku cały czas. Skoro Ayama tutaj nie było to nawet nie miał gdzie iść po wyjściu. Na kolegów nie miał, co liczyć. Wątpił żeby któryś jeszcze o nim pamiętał. Każdy z nich już pewnie skończył studia, zaczął pracę i założył rodzinne. A on nawet liceum nie skończył. Wszystko, co miał to stracił. Bo co mu pozostało. Bez wykształcenia, bez pracy, bez niczego.
Mając dwadzieścia pięć lat człowiek posiada już pewien bagaż doświadczeń, które pozwalają mu całkowicie wejść w dorosły świat. Mieć tyle lat, to jak mieć całe życie przed sobą i wiele planów na przyszłość. On natomiast miał za sobą wiele ambicji, pomysłów i planów dotyczące jego przyszłości, które kiedyś wymyślił,  lecz teraz wydawały się one bzdurne i nierealne. Przed sobą natomiast nie widział już nic. Stracił nie tylko czas, ale i chęć do życia.

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 9 Zawsze pod góre

Kiedy wreszcie wrócił był bardzo zmęczony. Dziś miał swój ostatni dzień tych śmiesznych praktyk i nie wiedział czy się z tego cieszy czy nie. Z jednej strony były one męczące, ale z drugiej bardzo się przywiązał do wszystkich urwisów. Tym bardziej będzie za nimi tęsknić po takim pożegnaniu, jakie mu urządzili. Miał teraz wielką prace, która nigdy nie zmieści się na żadną lodówkę chyba, że Murasakibara wreszcie kupi taką na swoje potrzeby, przedstawiającą jego, jako super policjanta. Na odwrocie były wspaniałe życzenia napisane i podpisane przez Camile. Oprócz tego podpisy pani dyrektor, Jessi i wszystkich podopiecznych. Uznał to za wspaniałą pamiątkę, z której pewnie kiedyś będzie dumny. Dostanie jeszcze zdjęcia, które robiły panie jemu i dzieciom w trakcie zajęć. Ogólnie całe zajęcia były poświęcone jego pożegnaniu.

Nie wiedział, czemu ale w mieszkaniu wydawało mu się zimno. Nie przejął się tym za bardzo uznając, że jest mu po prostu zimno przez niską temperaturę na zewnątrz. Mimo niechęci uruchomił komputer i czekał aż na skypie pojawi się Satsuki. Obiecał jej to. Była dla niego jak młodsza siostra, więc nie mógł odmówić.  Mimo to musiał ją okłamać. Kuroko wiedział, jako jedyny o jego dziwnych przeczuciach, ale teraz myśli, że one po prostu minęły. Nikt nie wiedział, że spotkał się tutaj z Kagamiego. Taiga go poprosił, aby nikomu nie mówił a on się zgodził i teraz musiał okłamywać resztę. Nie czuł się z tym dobrze, ale czerwono włosy nie chciał żeby inni wiedzieli gdzie jest, a on chciał to uszanować. Był w rozterce.
Z przemyśleń wyrwał go sygnał rozpoczętej rozmowy.
-Cześć mała - odezwał się widząc na monitorze przyjaciółkę.
-Cześć wielki - odpowiedziała kobieta - jak się czujesz?
-A jak mam się czuć. Koniec praktyk, zajęć, więc dużo wolnego przede mną. Jak tu się nie cieszyć.
-A nie cieszyłbyś się bardziej gdybyś wrócił? - spytała nieśmiało.
-Satsuki już mówiłem nie chce wracać. Nie mogę ludzi wywalić z mieszkania tylko, dlatego że naglę postanowiłem wrócić.
-To możesz - nie dokończyła
-Nie mogę. Po prostu nie chce nikomu siedzieć na głowie. Wiem, że mi to proponowaliście i zresztą nie tylko wy, ale nie chciałbym być w sytuacji żebym musiał przez te trzy tygodnie u kogoś mieszkać. Posiedzę tutaj przez okres świąt a potem gdzieś się wybiorę. Stany to czwarty kraj pod względem wielkości, więc jest, co zwiedzać.
-Ale nie będzie ci smutno samego -dopytywała.
-Ja - zaczął, lecz usłyszał hałas z drugiej strony.
-Czekaj chwile - powiedziała i zniknęła z ekranu.
Nie wiedział, czemu wydawało mu się w mieszkaniu zrobiło się jeszcze zimniej. Zrobił sobie dodatkową herbatę.
-Wujek Daiki proszony do nas - usłyszał z komputera.
Podchodząc uśmiechnął się na widok kobiety w różowych włosach z chłopcem na rękach. Takeshi Kuroko. Mały brzdąc z błękitnymi włoskami odziedziczonymi po tatusiu.
-No proszę, kto przyszedł się przywitać - stwierdził radośnie - i dobrze, bo to pierwsze nasze spotkanie.
-Jakbyś wrócił to byście mogli się normalnie przywitać - powiedziała Satsuki.
-Nie, poczekam aż jeszcze trochę podrośnie i będzie można z nim, chociaż pogadać.
-Że ty wytrzymałeś tyle czasu w przedszkolu to aż dziwne jak tak się dzieci boisz - chciała mu dogryźć.
-Oni byli starsi i można było z nimi pogadać, więc to, co innego.
-Ale na pewno dużo mniej spokojni. Ty nie sprawiasz mamusi przykrości. Prawda słoneczko - i pocałowała synka w czółko.
-Taki grzeczny i ułożony jak tatuś - przekomarzał się z nią.
-Bardzo śmieszne. Wujek Daiki był o wiele mniej spokojny. On zawsze był głośny - pokazała mu język.
-Oj tam. Przesadzasz i co on sobie teraz pomyśli o swoim najlepszym wujku - powiedział.
-że jest ambitny, bo dostał się na szkolenie w Stanach. Jak wróci to zostanie szefem wydziału i będzie najlepszym policjantem w Japonii.
-Uznam to za komplement - stwierdził.
-Wszystko porządku - spytała nagle.
-Tak, czemu pytasz - zdziwił się.
-Bo się trzęsiesz.
-Co? Może, dlatego że trochę mi zimno - wstał - poczekaj chwile.
Zaczął się zastanawiać, czemu grzejniki są zimne.
-Wyłączyli mi ogrzewania - chciał ją poinformował, lecz zniknęła z ekranu.
Kiedy wróciła była już sama.
-Położyłam z powrotem małego - powiedziała.
-Niech się wyśpi - odpowiedział -wyłączyli mi ogrzewanie.
-Ale przecież jest zimno tak w ogóle można? - spytała z troską.
-Nie mam pojęcia.
-To się lepiej dowiedz. Daj znać czy wszystko zostanie naprawione - powiedziała - muszę kończyć. Zadzwoń
-Narazie. Pozdrów Tetsu.
Coraz bardziej martwił się czy wszystko jest w porządku. Na zewnątrz było zimno, więc czemu wyłączyli ogrzewanie. Oprócz niego mieszkali tutaj także przecież osoby starsze i rodziny z dziećmi, więc nie można dopuścić do sytuacji, aby grzejniki były zimne. Usłyszał hałas na korytarzu. Pewnie James z żoną, pomyślał. Chciał wyjść i zapytać jak sytuacja u nich wygląda. Wystarczyło, że otworzył drzwi, a już został zagadany.
-O dzień dobry - przywitała się Anna, żona Jamesa - nie wiedzieliśmy, że jesteś. W całym bloku wysiadło ogrzewanie.
-Zauważyłem. Kiedy to zostanie naprawione?
-Właśnie nie wiadomo. Prawdopodobnie po świętach. Dlatego  jedziemy na święta do moich rodziców.
-To nie zapowiada się ciekawie - stwierdził.
-O siema Daiki. Już w domu - na korytarzu pojawił się James - nie było cię jak dozorca informował wszystkich o awarii. Biorę ostatnie torby i jedziemy.
-A, co teraz zamierasz zrobić - spytała jego żona.
-Niby, z czym? - zdziwił się.
-Właściwie wszyscy mieszkańcy wyjeżdżają na czas świąt - powiedziała nieśmiało.
-Aha. Ja raczej zostanę. W przyszłym tygodniu chce wyjechać i zobaczyć trochę kraju, więc te kilka dni to nie będzie problem - widział zakłopotanie u kobiety.
-Ale na pewno - chciała coś powiedzieć.
-Poradzę sobie - uspokoił ją. Pod tym względem przypominała mu Satsuki. Też potrafiła się tak martwić o innych. Chyba ciąża i dzieci zmieniają dużo w psychice kobiety.
-To zabieraj chłopców i jedziemy - pojawił się James.
-To wesołych świąt - pożegnał ich Daiki.
-Wesołych świąt - usłyszał w odpowiedzi.
Wrócił do mieszkania.
-Kilka ciepłych skarpet i dwa swetry i dam radę - starał się przekonać sam siebie.
Jednak po godzinie już nie wiedział czy jest tego pewny.
Zabrał telefon, ubrał się ciepło i wyszedł mając dosyć tego wszystkiego. Na ulicy wydawało mu się przytulniej. Wszędzie ozdobione drzewka, światełka i inne ozdoby. Spacerem udał się do najbliższego centrum handlowego. Podczas drogi obserwował dekoracje wywieszone na ulicach i ludzi, którzy już nie mogli się doczekać świąt. W budynku nie było inaczej. Dzieci oglądały wystawy, na których wystawiono słodycze i najnowsze zabawki. Było na ich twarzach wymalowane szczęście radość. Słyszał wiele rozmów, kto i co chce dostać od Mikołaja. Dorośli natomiast kupowali ostatnie podarki dla własnych pociech, które teraz musieli ukryć aż do chwile, kiedy zostaną umieszczone pod choinką. Oprócz tego ostatnie przedświąteczne zakupy na uroczystą kolacje. Sam się zastanawiał czy czegoś sobie nie kupić, aby chociaż trochę poczuć świąteczną atmosferę. Przechadzając się spotkał czterech swoich  podopiecznych z rodzicami. Wszyscy bardzo się cieszyli na zbliżające się dni. Pewnie i Taiga z chłopcami czekali na święta. Zapewne spędzą święta razem, tak rodzinnie. Chciał wierzyć, że będą szczęśliwi w swoim towarzystwie.
Ostatnio zaczął trochę liczyć i stwierdził, że chłopcy urodzili się mniej więcej w tym czasie, co on zrezygnował z koszykówki. Poświęcił dla nich karierę. Nie był tego pewien, ale tak przypuszczał. Nie wiedział tylko, co ma sądzić o matce chłopców. Zastanawiał się nad sensem słów Taigi o niej, które nie miały najmniejszego sensu.
-Kagamiś czekaj - usłyszał za sobą. Serce zaczęło mu bić szybciej. Odwracając się jednak nie zobaczył nigdzie znajomej wysokiej sylwetki, która wyróżniałaby się w tłumie.
-Ja cię kiedyś zabije - odezwała się jakaś nastolatka, która wcześniej krzyczała.
Osoba, do której wołano nie była nawet facetem. Była to inna młoda dziewczyna.
Musiał się przesłyszeć. Że też wszystko musi mu się od razu z nim kojarzyć.
Wszędzie rodziny z dziećmi. Całe święta mają taką rodzinną atmosferę, której miał już powoli dosyć.
Nie wiedział jednak czy dobrze zrobił, bo chłód, jaki panował w mieszkaniu jeszcze bardziej go denerwowała. Już przystał liczyć ile razy zrobił sobie herbatę, aby się rozgrzać. Chciał sobie zaplanować trasę wyjazdu, kiedy nagle zgasło światło w cały mieszkaniu.
-Serio - wrzasnął.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił było dzwonienie do dozorcy. Starszy pan był oburzony obecną sytuacją. Myślał, że wszyscy opuścili budynek i nie ma sensu, aby marnować energię. Jednak dał się namówić, aby ponownie włączyć prąd. Musiał jednak na to czekać kolejne dwie godziny. Kiedy dozorca się pojawił zdążyli się pokłócić, dlaczego on, jako jedyny nie mógł gdzieś wyjechać.
Doczekał się jednak włączenia elektryczności. Nie minęło jednak pięć minut, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
-Jak to znowu ten staruch to się wkurzę.
Otworzył drzwi.

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 1



Pierwszy rozdział nowego opowiadania, które będzie miało kompletnie dziwną fabułę. Wyszło mi takie trochę fantasy, gdzie na szóstce bohaterów dojdzie do materialnej przemiany, która zmieni ich życie. Ogólnie taka dziwna komedia a bardziej parodia.

~~~~

Dla swojego psa każdy jest Napoleonem.

Rozdział 1

Obudził go okropny ból głowy. Nie pamiętał w ogóle, co się stało. Nie wiedział gdzie jest. Leżał na kanapie w jakiś mieszkaniu, którego nie zna, w którym nigdy nie był. Starał się przypomnieć, co się stało.
Pamiętał jak szykował się na spotkanie, które zorganizował Kuroko. Mieli się na nim pojawić wszyscy członkowie pokolenia cudów. I przybyli. Zdążyli się nawet pokłócić zanim przyszli Kuroko z Momoi. Dalej już nie pamiętał, co się wydarzyło. Zawodnik Seirin coś powiedział, że mu jeszcze za to podziękują, co potwierdziła dziewczyna i pstryknął palcami. To ostatnie, co pamiętał.
A teraz nie miał pojęcia gdzie był i dlaczego, chociaż ważniejsze jak się tutaj znalazł. Leżał  na jakiejś wielkiej kanapie w salonie wielkiego mieszkania. Wszystko było nadzwyczajnie duże. W drugim pokoju słyszał jakieś odgłosy. Dwójka ludzi rozmawiała o czymś. Znał te głosy, lecz nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należą. Nie mógł też zrozumieć sensu ich rozmowy. Jeden był wyraźnie czymś oburzony, a drugi wydawał się bardzo spokojny. To chyba był Kuroko. Pamiętał jak kiedyś nazywał go Kurokochii, ale już dawno zrezygnował z tych głupich końcówek. Ale, do kogo należał drugi głos.
Nim zdążył się zastanowić do pokoju wszedł zawodnik widmo i jego kapitan z liceum.
-A to w ogóle legalne żeby on tu był - denerwował się senpai.
-Jak nikt nie będzie wiedział, że tu jest to nic się nie stanie.
Kasamatsu spojrzał na niego i raczej się nie ucieszył.
-Obudził się - stwierdził z wyrzutem.
-Rzeczywiście to ja uciekam. Dasz sobie radę - odpowiedział Kuroko - mam u ciebie dług.
Kiedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi chciał coś powiedzieć, lecz senpai go wyprzedził.
-I, co mam z tobą zrobić sierściuchu?
Sierściuch?! To o mnie. Już chciał do niego podejść i zażądać wyjaśnień za to określenie, kiedy spadł z kanapy. Musiały mi zdrętwieć wszystkie mięśnie, pomyślał. Chcąc przytrzeć rękoma oczy zorientował się, że ich nie posiada. Zamiast tego zobaczył czarne łapy. Dopiero teraz zauważył, że jest niższy niż kanapa w pomieszczeniu. W największym szoku był jednak jak poczuł, że posiada ogon. Puszystą lisią kitę. Ogólnie cały zamienił się w lisa.
To zły sen to musi być zły sen, powtarzał sobie i zaczął chaotycznie biegać po pokoju. Chciał się obudzić z tego koszmaru.
-Hej przestań - zawołał za nim Kasamatsu próbując go złapać.
Nie posłuchał jednak. Biegał cały czas z marnym skutkiem. Nie potrafił się poruszać na czterech łapach i efektem tego były liczne wywrotki.
-Zaraz sobie coś zrobisz i Kuroko mnie zabije - próbował go złapać.
Nic go nie powstrzymywał. Wbiegał pod ławę, kanapę, za szafkę nie zwracając uwagi na szkody, jakie po drodze wyrządził starając się też, aby go nie złapał. Nie zwracał uwagi na przekleństwa, jakie słyszał za sobą.
-Mam cię - nim się zorientował został złapany - i co ładnego żeś zrobił.
Starał się wyrwać, lecz małe ciało bardzo mu to utrudniało, a był trzymany w taki sposób, że nie był w stanie go ugryźć czy podrapać.
-I, co mam z tobą zrobić byś znów nie zaczął wariować - spojrzał na niego. Lecz mimo chęci odpowiedzenia w normalnych słowach z jego ust a raczej pyska wydobył się tylko pisk.
Wyniósł go z pokoju, wszedł do łazienki i wrzucił do wanny.
-I z niej nie wyłaź - skarcił jak jakiegoś psa. Na wszelki wypadek zamknął jednak drzwi.
Śliskie ściany bardzo utrudniały ucieczkę. Mimo wielu prób wanna całkowicie uniemożliwiła wyjście. Zostało tylko wołanie o pomoc, lecz jedyna osoba, która teraz mogła to zrobić to go w ogóle nie rozumiała.
-Zadowolony jesteś z swojego zachowania - usiadł na skraju wanny, aby mieć na oku swojego nowego zwierzaka. Kise dopiero wtedy zauważył, że krwawi mu cała noga. Przypomniało mu się, że uciekając zrzucił z szafki jakąś roślinkę i doniczka chyba się stłukła. Podobny los spotkał szklany wazon z ławy. Miał wyrzuty sumienia, że wyrządził tyle szkód to jeszcze senpai na coś nadepnął jak próbował go złapać. Chciał przeprosić zapominając, że nie potrafi.
-Mam nadzieje, że ci przykro - prychnął opatrując sobie stopę.
Chciałby się z tym zgodzić, ale nie wiedział jak. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Nie ucieszyło to senpaia, który nie wiedział, co ma teraz zrobić. Po chwili wahania powiedział jednak do niego.
-Siedź cicho i nie wyłaź - i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Kise starał się zrozumieć jak znalazł się w tak głupiej sytuacji. Skoro Kuroko tu był i tutaj go zostawił to musiał mieć coś wspólnego z jego przemianą. Jak on to jednak zrobił? I co ważniejsze jak on ma teraz wrócić do normalnej postaci?  Nie było jednak nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Senpaia też dość długo już nie było. Z jednej strony kazał mu siedzieć cicho a z drugiej bał się tego wszystkiego. Był małym liskiem, który nawet nie potrafił wyjść z wanny. Jak ma sobie z wszystkim poradzić? Chciało mu się płakać, lecz jak zwykle potrafił wydobyć z siebie tylko pisk. Zwinął się w kłębek i zapadł w sen zmęczony gonitwą. Miał nadzieje, że jak się obudzi to wszystko wróci do normy.

Niestety jego życzenie nie zostało spełnione. Otwierając oczy ciągle był mały. Co gorsza znajdował się teraz w jakimś dużym kartonie, który wydawał się za wysoki, aby z niego wyjść. Mimo to chciał spróbować. Niestety skończyło się to niepowodzeniem. Miał już dosyć tej sytuacji. Chciał, że to się wszystko skończyło. Sufit, który widział z dna kartonu różnił się od łazienkowego, czyli był już gdzieś indziej. Lecz nie był sam. Słyszał kogoś. Pewnie Kasamatsu pomyślał. Nie mając innego wyjścia chciał go wołać, aby go stąd wydostał, lecz jak zwykle nie potrafił. Na szczęście jęki z kartonu zwróciły czyjąś uwagę. Tak jak przypuszczał w pokoju był senpai.
-I było tyle wariować - spytał, lecz w odpowiedzi otrzymał tylko piski - ty mi lepiej powiedz, czym mam cię karmić?
Pochylił się nad kartonem i potargał go za uszami. Mimo niechęci i złości za takie zachowanie, to zwierzęca natura zrobiła swoje. Zaczął radośnie piszczeć tak mu się to podobało. Nie mogąc się opanować zaczął jeszcze bardziej podstawiać łepek, aby ten nie przestawał.
-Ale się zrobił przytulaśny - przestał i wziął go na ręce - tylko mi tutaj nie wariuj. A ja skończę szykować jedzenie. Nawet nie myśl, że uszykuje ci coś, co powinieneś jeść.
Kiedy został postawiony na podłogę, zaczął się zastanawiać, o co właściwie mu chodziło z tym jedzeniem. Co właściwie jedzą lisy, myślał i stwierdził, że nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Zaczął się bać, co dostanie. Chyba już wolał nic nie dostać, mimo że poczuł burczenie w brzuchu. Zapach był jednak ładny, nie wiedział czy robił to jedzenie dla siebie czy dla niego. Cały czas przyglądał się Kasamatsu w nadziei, że szykuje mu coś normalnego. Zastanawiał się także jak ma mu właściwie powiedzieć, kim tak naprawdę jest i co się stało, ale nie miał żadnego pomysłu jak to zrobić. Poza tym tylko ktoś, kto postradał wszystkie zmysły by w coś takiego uwierzył. Człowiek zamieniony w lisa. Ciekawa historia.
Tak bardzo zaczął się zastanawiać, co ma teraz zrobić, że nie zauważył, że jest od pewnego czasu obserwowany. Doznał wielkiego szoku, kiedy senpai nogą przeturlał go tak, że teraz leżał na grzbiecie.
-Co robisz futrzaku? - spytał, lecz jak zwykle odpowiedzi nie uzyskał - pewnie jesteś głodny.
Postawił przed swoim nowym zwierzakiem jedzenie. Kise jednak podszedł do miski z wielkim niepokojem. Nie wyglądało źle, ale nie miał pojęcia, co mu uszykował. Zaczął nerwowo obwąchiwać jedzenie.
-Jedz. Mam to samo - szturchnął go nogą Kasamatsu - Kuroko kazał dawać ci normalne jedzenie.
Rzeczywiście dostał ryż z kurczakiem i warzywami. Dziwnie się czuł, kiedy musiał jeść w taki sposób, ale co miał zrobić jak był głodny.
Powstał potem jednak następny ważny problem. Musiał się udać na stronę, a nie miał pojęcia jak ma to zrobić. To problem. Wielki problem. Wręcz katastrofa. Zaczął się kręcić w kółko nie wiedząc o ma zrobić. Jego nerwowe zachowanie zwróciło jednak czyjąś uwagę. Yukio najpierw zaczął mu się przyglądać zastanawiając się, o co chodzi. Gdy się zorientował, wpadł w równie wielką panikę.
-Co robić? Co robić - powtarzał. Po chwili jednak nie znajdując lepszego rozwiązania podsunął mu gazety.
Czym sobie na to zasłużyłem. To krępujące i żenujące. A on nawet nie wie, kim jestem. Albo wie i nabija się z tej sytuacji. Jednak po zachowaniu Kasamatsu wątpił w to. On myśli, że dostał zwyczajnego zwierzaka pod opiekę. 
Kiedy jego "opiekun" wrócił z łazienki rozmawiał z kimś przez telefon.
-Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyny w takiej sytuacji - powiedział do kogoś - co Kuroko sobie myślał rozdając taki zwierzyniec. Bo raczej posiadanie wszystkich jest nielegalne.
Chwilę nic nie mówił słuchając swego rozmówcy.
-Po Takao można się tego spodziewać, chociaż jemu nigdy bym tego nie powierzył.
Wreszcie dotarł do niego sens usłyszanej rozmowy. Czyżby inni też zostali zamienieni i tak jak jego Kuroko ich gdzieś zostawił. Zaczął krążyć wokół senpaia chcąc się czegoś dowiedzieć.
-A ty, czego znów chcesz - spytał go - nie, nie mówiłem do ciebie. Kręci się cały czas. Dobra Miyaji. Tak, jak tylko Kuroko zabierze go z powrotem to się wszyscy zbierzemy i zagramy. Narazie.
Rozłączył się i ukucnął drapiąc liska za uszami jak wcześniej. Podobało mu się to, ale cały czas zastanawiał nad sensem rozmowy. Pominął już fakt, że inni też prawdopodobnie zostali zamienieni. Senpai miał kontakt z Miyaji. Zdziwił. Mówił tak o Takao jakby również utrzymywali znajomość. Jakoś po zakończeniu liceum przestał się z większością, a raczej ze wszystkimi widywać.
-I, co ja z tobą mam skoro nie wolno mi cię zostawić samego?
Kiedy przestał się nim zajmować, usiadł na kanapę i zaczął czytać książkę. Nawet próbując wysilić wzrok Kise nie potrafił przeczytać okładki. Zaczęło mu się nudzić. Zaczął, więc się rozglądać po pomieszczeniach. Łazienka, kuchnia, salon i jeszcze jeden pokój, w którym jeszcze nie był. Korzystając z okazji, że Kasamatsu był zajęty czytaniem wszedł niepostrzeżenie. Tak jak przypuszczał była to sypialnia. Urządzona prosto tak jak i całe mieszkanie. Bez żadnych ozdób. Jedynie, co zwróciło jego uwagę to zdjęcia wiszące nad komodą. Trzy przedstawiały pełny skład drużyny koszykówki liceum Kaijo, z poszczególnych klas. Zauważył coś, o czym wcześniej nie miał pojęcia. Kasamatsu w pierwszej i drugiej klasie miał numer 7 na koszulce. Taki, jaki on później nosił. Kolejne zdjęcia z rodzicami i dziadkami. Ostatnie przedstawiało boisko do kosza a na nim mnóstwo zawodników. Przypuszczał, że zrobili je kiedyś jeszcze w liceum. Jednak po chwili stwierdził, że to niemożliwe. Wszyscy byli tutaj starsi, wiec zdjęcie musiało być zrobione niedawno. Rok góra dwa lata temu. Wśród osób zauważył Kasamatsu, Moriyama, Kobori, Hayakawa czy Nakamura a także gracze innych zespołów. Byli tutaj Takao, Miyaji, Otsubo z liceum Shutoku lub z akademii Too Wakamatsu, Sakurai czy Imayoshi. Rozpoznał zawodników Yosen Okamura, czy Fukui. Oprócz nich Hiromu, brat Kagamiego, obok którego stał. Oprócz asa Seirin była tutaj także cała jego drużyna Hyuga, Izuki, Mitobe, Koga, Kiyoshi i Furihata. Zdziwił się, kiedy zobaczył tutaj także swojego byłego kapitan z liceum, Nijimura.
Właściwie było tutaj większość graczy z drużyn, do których należeli członkowie pokolenia cudów, lecz żadnego z nich tutaj nie było. Nie, był jeden. Dopiero teraz go zauważył. Wśród nich stał Kuroko. Czyżby utrzymywał ze wszystkimi kontakt, zastanawiał się. 
-Tutaj jesteś. A zastanawiałem się gdzie się schowałeś - dopiero teraz zauważył Kasamatsu - jeśli mnie nie ma to tutaj nie wolno wchodzić.
Wziął go na ręce w wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Wszedł do salonu i wrócił do czytania. 
-Nie marudź. Muszę się uczyć - powiedział do niego, kiedy ten z nudów zaczął piszczeć chcąc zwrócić na siebie uwagę. 
Nic to jednak nie dało, więc starał się wdrapać na kanapę, lecz zaliczył tylko dwa wspaniałe upadki.
-No dobrze - usłyszał i został położony na kanapę. Zadowolony, że udało mu się zwrócić na siebie uwagę położył się na kolanach i podstawił łepek.
-Ty się naprawdę robisz rozpieszczony - powiedział Yukio i zaczął go głaskać.

Cały dzień spędził na chodzeniu za Kasamatsu i przyglądaniu się, co robi. Nie mając nic lepszego do roboty, więc nawet to wydawało się ciekawe. Był zły na siebie, bo pozwalał swojej zwierzęcej naturze przejmować nad sobą kontrolę. A on nawet nie chciał takiej mieć. A teraz jeszcze chciało mu się bardzo spać.
-Chyba już pora spać- powiedział senpai.

Mam dosyć. Mam uszy, ogon. Muszę jeść z miski i sikać na gazetę. Na dodatek muszę spać w kartonie. Czy coś gorszego może mnie spotkać? 
Kiedy zbierając się do spania Kasamatsu wrzucił go do kartonu, zrobiło mu się przykro. Co prawda dostał jakiś koc, ale to i tak nie była przyjemna sytuacja. To wszystko go przerażało.  Nie zdawał sobie sprawy, że w tym czasie zaczął piszczeć i przy tym nie bardzo można było spać.
-Niech ci będzie - usłyszał, po czym został wyciągnięty z kartonu i położony w narożnik łóżka - a teraz śpij.
Nawet już nie zwrócił uwagi albo raczej nie chciał jej zwracać, że zwierzak wszedł pod kołdrę i ulokował się koło niego.
-Dobranoc.

~~~~

Mam nadzieje, że się podobało i będę mogła wrzucić kolejną część.
Za tydzień powrót do AoKagi, bo CLD chyba się załamie.