poniedziałek, 30 marca 2015

Pięć

Kolejny dzwonek do drzwi oznaczały kolejnego gościa, którego nie chciał. Stwierdził, że sama Naomi przynosząca jedzenie, mu wystarczyła. Nie potrzebował innych. Co prawda nie umiał gotować i nie licząc rzeczy uszykowanych przez kobietę, która z chęcią przynosiła mu uszykowane przez nią jedzenie to żywił się raczej gotowymi daniami ze sklepu.
Nie zmieniało to jednak faktu, że chciał się przeprowadzić. Minęły dwa dni odkąd miał pewność, że Naomi jest narzeczoną Yukio. Prawdopodobnie uda mu się załatwić zamianę mieszkania. Dzięki temu miał nadzieje, że się nie spotka Kasamatsu.
Po prostu się bał. Tak jak obecność obcych mu ludzi przeszkadzała, tak znajomych nie chciał za nic spotkać. Bo, po co? Pewnie w pierwszej chwili by się cieszyli, ale potem co? Musiałby oglądać jak bardzo jest w tyle za nimi. Bez szkoły, pracy, pieniędzy. Bez przyszłości.
Polubił Naomi. Wydawała się bardzo serdeczna i miła, lecz nie wiedziała, co robi. Nie miała pojęcia jak każdym gestem go rani, jak sprawia mu ból. Teraz był pewien. Była to narzeczona i matka dziecka człowieka, którego on kochał i może powiedzieć, że cały czas kocha. Tak bardzo chciał teraz o nim zapomnieć. Żeby nic nie czuć.
-Kise jesteś tam – gość nie odpuszczał.
Poznał ją po głosie. Lubił ją i jednocześnie nienawidził. Nie chciał tego drugiego, wolał życzyć jej, Yukio i ich dziecku jak najlepiej. Żeby cała trójka była razem szczęśliwa, ale nie potrafił. Wiedział, że nie będzie wstanie przyglądać się jak razem mieszkają obok bez nienawiści w sercu. Wydawało mu się, że go zna i wiedział, że nigdy nie zostawi własnego dziecka i jego matki, nawet, jeśli by mu na nim zależało. Wątpił w to, mimo to żywił maleńką nadzieję, że chociaż troszeczkę mu jeszcze na nim zależy. Niby chciał nazwać swojego syna jego imieniem, ale czy nie był to bardziej hołd po nim, po osobie, która kiedy dawno temu istniała w jego życiu i nigdy nie wróci.
Mimo niechęci wstał i poszedł jej otworzyć. Kluczę sama mu oddała, nawet nie musiał o to prosić. Raz, co wtargnęła bez pytania do jego mieszkania, otworzyła go trochę na świat, teraz nie licząc niej widywał też panią Suu, co mieszka naprzeciwko niego i jeszcze jednych sąsiadów.
-Cześć Kise, a już myślałam, że cię nie ma – Naomi jak zwykle uśmiechnięta i radosna.
-A gdzie ja miałbym iść – odpowiedział i wpuścił ją do środka – nie powinnaś tyle dźwigać.
-Mówisz zupełnie jak Yukio – odtrąciła jego rękę jak próbował zabrać od niej plastikowe opakowania z jedzeniem - ciąża to nie choroba żebym nic nie mogła robić.
Westchnął tylko. Tej kobiety nie można było do niczego przekonać. Mimo że inni mówią inaczej robiła swoje.
-Wiesz rozmawiałam z nim wczoraj o tobie – usłyszał, kiedy zamknął drzwi – wy się znacie prawda?
Miał nadzieję ż ten temat nigdy nie będzie miał miejsca. Ale to było pewne, że prędzej czy później do tego dojdzie. Otaczali ją kiedyś bliscy jemu ludzie.
-Można tak powiedzieć – nawet nie wiedział, co powiedzieć.
-Przez rok chodziliście do tego samego liceum. On był w trzeciej klasie a ty w pierwszej. Należeliście razem do szkolnej drużyny koszykówki – w ciągu jednej chwili podsumowała jego całe najważniejsze życie przed wypadkiem.
-A co to zmienia? – wzruszył ramionami.
-Trzeba było powiedzieć – uśmiechnęła się nie zdając sobie sprawy z sytuacji – znasz się też z Daikim? Byliście w jednym gimnazjum.
Nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową.
-Ale fajnie. Pewnie się ucieszy jak mu powiem.
-Nie mów mu – przerwał jej – pod żadnym pozorem mu nie mów.
-Ale dlaczego? Myślę, że się ucieszy – wydawała się bardzo zmartwiona.
-Po prostu mu nie mów. Najlepiej nikomu nie mów – nie wiedział, czemu robił się zły.
Dopiero widząc jej przestraszoną minę zaczął się zastanawiać czy nie podniósł za bardzo głosu. Wątpił żeby Kasamatsu powiedział jej o wszystkich relacjach, jakie ich łączyły, więc nie rozumiała tej sytuacji.
-Dobrze. Przepraszam. Właściwie to nie moja sprawa. Lepiej już pójdę.
-Nie to ja przepraszam, ale na razie nie chce się z nikim widzieć i tyle. Będę wdzięczny jak to uszanujesz i nikomu o tym nie powiesz.
-Oczywiście – kiwnęła głową – Yukio wie, to ewentualnie mu powiem żeby reszcie nie mówił. Poza tym nie wiem czy teraz kontaktuje się z kimś. Pewnie się z nimi zobaczy za kilka dni jak wróci, ale tak to wątpię.
-A gdzie w ogóle teraz jest? – zapytał z ciekawości.
-W Stanach a dokładniej mówiąc z Bostonie – uśmiechnęła się szeroko – wyjechał na dwa miesiące, bo prowadzi jedną sprawę, która okazała się bardziej skomplikowała niż się na początku wydawała.
-Co się stało? – zaniepokoił się.
-Tego dokładnie nie wiem, bo nie może mi wszystkiego powiedzieć, ale prowadził sprawę o oskarżenie kilku facetów o handel narkotykami i się okazało, że działali oni też w Stanach. A raczej tam działał ich gang dopóki nie przenieśli się do Japonii. Stanowi przejęli sprawę twierdząc, że działali głównie u nich, a nasi nie chcieli tego oddać, bo to myśmy zaczęli. W ten sposób Yukio i dwóch jego kolegów wylądowali, jako pomocnicy w tej sprawie. Teraz powinni się oni jednak wymienić i za kilka dni wróci jak tylko silne wiatry nad Ameryką się uspokoją i przywrócą regularność lotów.
Senpai, choć na takiego nie wyglądał to był ambitny, inaczej nie wybrałby prawa. Pamiętał jak cieszył się razem z nim jak się dostał na wybrane studia. Jak zaczęli być razem, to zaczął się martwić jak poradzą sobie, jak ten zacznie studiować w Tokio i będą mieli mniej czasu, aby się spotykać. Mimo to się wtedy nie martwił to chciał się cieszyć razem z nim. Wierzył, że dadzą radę i będą razem mimo trudnością. Będą się spotykać w weekendy jak jeden będzie miał wolne, aby przyjechać do drugiego. Jego praca też pozwalałaby na częstsze wizyty w Tokio, gdzie po sesjach lub pomiędzy nimi mogliby się widzieć. Jak nie to zawsze pozostawały telefony i maile. Wierzył, że będą mieli ciągły kontakt ze sobą. Chciał skończyłby szkołę i przeprowadził się do niego. Może zacząłby coś przy okazji studiować i w tym czasie cały czas pracować, ale i tak mieliby cały czas możliwość bycia ze sobą. Już sobie wyobrażał ich wspólne życie. Wątpił wtedy czy koledzy czy ich rodziny to zaakceptują, ale chciał się tym nie przejmować. Nie liczyło się nic oprócz jego i Yukio. Nie wziął jednak pod uwagę wszystkiego. Na przykład, że przez osiem lat będzie spał.
-Mieliście ze sobą dobre stosunki? - głos kobiety wyrwał go z przemyśleń.
-Może. Czemu pytasz?
-Bo w końcu, gdy urodzi się chłopiec to, jeśli dobrze przypuszczam dostanie po tobie imię - uśmiechnęła się serdecznie.
-To nie mnie musisz o to pytać - wzruszył ramionami - jego zapytaj.
Pewny był, że miała racja. W pewien sposób cieszył się, że Kasamatsu tak chciał nazwać swojego syna. Oznaczało to, że o nim pamiętał i przynajmniej kiedyś był dla niego ważny. Przynajmniej chciał w to wierzyć. Wśród tylu możliwych imion wybrał właśnie to. Teraz pewnie zmieni zdanie i wybierze inne, lecz i tak go to cieszyło.
-Ale się przyjaźniliście? - dopytywała.
-Można tak powiedzieć - nie mógł przecież powiedzieć, że przez pewien krótki czas się spotykali i byli parą.
-Na pewno się ucieszy jak się spotkacie. Co prawda na początku był trochę w szoku jak mu o tym powiedziałam, ale i tak fajnie, że będziecie mogli się spotkać. Później jeszcze z Daikim, Moriyamą i innymi - uśmiechała się - a przy okazji możesz mi pomóc?
-W czym? - zdziwiła go ta prośba.
-Wymienisz mi żarówkę w kuchni? Niby mogłabym sama, ale jakoś nie chce wchodzić na drabinę.
Uśmiechną się pod nosem widząc jak się rumieni zawstydzona tą sytuacją. Niby cały czas twierdzi, że nic jej nie jest i może funkcjonować normalnie a teraz prosi o pomoc w takiej drobnej sprawię.
-Chętnie. Będę mógł się odwdzięczyć za jedzenie - powiedział życzliwie.
W odpowiedzi zobaczył tylko promienny uśmiech.

-Pracowałeś też, jako model? - usłyszał jak schodził z drabiny.
-Kiedyś, ale nie chce do tego wracać - kolejny temat, na który teraz nie chciał rozmawiać.
Praca, którą kochał i której chciał się poświęcić sprawiła, że wszystko stracił. Gdyby zajmował się czymś innym nie miałby tego wypadku i jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Mógł też posłuchać senpai i zrezygnować z tego pokazu. Ostatni raz jak się widzieli pokłócili się właśnie o to. Yukio nie chciał, aby w nim występował, nawet nie potrafił podać konkretnego powodu po prostu uznał, że jest on nieodpowiedni. Żałował, że go wtedy nie posłuchał. Wracając do siebie był na niego zły zamiast się cieszyć kolejnym dniem razem.
-Tak. Przepraszam zapomniałam, że przez to. Gdyby nie ten pokaz to wszystko - widział, że jest jej przykro, że zaczęła ten temat - nie powinnam nic mówić.
-Nie przesadzaj - próbował ją pocieszyć - dlatego narazie nie chce się z nikim widzieć. Każdy będzie zadawać takie pytania a jeszcze nie chce na nie odpowiadać.
-Rozumiem. Masz może ochotę na lody – próbowała zmienić temat – od niedawna mam straszne ochotę na różne smakołyki.
-Nie, będę uciekał do siebie – chciał się wymigać.
-I co będziesz sam robił?
Nawet nie wiedział, kiedy go namówiła. Mimo ciąży wydawała się szczupła, co kłóciło się z ciągłymi bombami kalorycznymi, które aktualnie jedli. Kiedyś nigdy by tego nie zjadł, ale teraz było mu to obojętne. Modelem już nigdy nie będzie. Nie może nawet o tym marzyć. I pewnie nawet nie potrafiłby tego zrobić.
Odciągając się od własnych myśli słuchał opowieści o pracy Naomi. Kobieta pracowała, jako psycholog policyjny i często współpracowała z Aomine. Miło było słuchać, co dzieje się u jednego z jego byłych przyjaciół.

-I co lepsza godzina przy lodach niż siedzenie samemu w pustym mieszkaniu – odprowadziła go do drzwi.
-Niby tak, ale powinnaś uważać, aby za często nie jadać takich rzeczy – próbował jej dogryźć.
Miała coś odpowiedzieć, lecz zamiast tego odsunęła się trochę w bok mając lepszy widok na korytarz.
-Yukio – uśmiechnęła się radośnie.
Odwracając się zobaczył go stojącego na schodach. Czuł, że wszystko mu się wali. Miał się wynieść zanim wróci. Nic by nikomu nie powiedział i ślad by po nim zaginął. Nigdy by się nie spotkali. Po skończeniu tej głupkowatej szkoły poleciałby do siostry i tak jakoś próbował ułożyć swoje życie, a raczej to, co z niego pozostało. To spotkanie tak bardzo go bolało. Nic nie potrafił jednak wyczytać z jego oczu. Bo co miałby czuć jak widzi się po długiej rozłąki z narzeczoną i w tym samym czasie swojego byłego chłopaka, z którym nie widział się osiem lat.

~~~

Coś ostatnio nie mam weny na pisanie, zwłaszcza AoKaga i robię sobie przerwę z nimi na jakieś dwa może trzy tygodnie. Do tego czasu zajmę się innymi opowiadaniami i zamówieniami.

niedziela, 22 marca 2015

Część II

Ciemne chmury i spadające z nich krople idealnie pasowały do jego nastroju. Wszystko w ciemnych barwach. Nie podobał mu się fakt, że musi wyjeżdżać. Zostawić za sobą wszystko. Szkołę, klub i przyjaciół. Z jednej strony wiedział, że dzięki temu jego mama będzie szczęśliwa to z drugiej sam nie potrafił sam się tym cieszyć. Jednak decyzja została podjęta i żadne jego prośby czy błagania nie dały efektu i teraz w to ciemne deszczowe popołudnie jechał do swojego nowego domu.
-Zobaczysz Daiki wszystko będzie dobrze – mama delikatnie klepnęła go po udzie.
-Wiem – jakoś go to nie przekonywało.
-Zobaczysz spodoba ci się nowa okolica. Jest dużo spokojniejsza – próbowała go przekonać.
-Mi się w Tokio podobało – burknął pod nosem – wszystko znałem, miałem gdzie grać.
-Na ogrodzie będziesz miał własne miejsce do grania.
-Co? – odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Dobrze, że prowadziła wolno, bo mogła się przestraszyć jego zachowaniem.
-Na tyłach domu chłopaki urządzili sobie boisko, aby trenować – odpowiedziała spokojnie.
Z jednej strony nie mógł marzyć o czymś lepszym. Własne małe boisko do kosza, gdzie będzie mógł trenować i nie będzie musiał się martwić, że ktoś je zajmie. Dopiero po chwili zrozumiał jej słowa.
-Czekaj. O co dokładnie chodzi?
-Za domem będziesz miał boisko.
-Kto to urządził? – przerwał jej.
-Czy wspominałam, że będziesz miał teraz dwóch braci?
-Co? – tak jak boisko było zaskoczeniem tak ta informacja całkowicie go powaliła.
-Niespodzianka.
I jak ma się cieszyć z tej informacji? Ma skakać z radości?
-I mam teraz robić za niańkę i opiekować się dwójką dzieciaków? Ogólnie to myślałem, że on jest kawalerem – był coraz bardziej zły.
-Jest wdowcem. A nikim nie musisz się opiekować. Są mniej więcej w twoim wieku i raczej bardziej samodzielni niż ty – pogroziła mu palcem – każdy wie, do czego służy pralka czy kuchenka. Jakoś zaglądając do ich pokoi nie widziałam choćby w połowie tak dużego bałaganu, jaki panuje u ciebie.
-Ale – nawet nie wiedział, co powiedzieć.
Ma się przeprowadzić, zmienić okolicę i szkołę, mieszkać z ojczymem a na dokładkę dostaje dwóch braci? Teraz rozumiał, czemu oni nie mogli się przeprowadzić do Tokio, ale i tak był zły. Był przyzwyczajony, że mieszkali we dwójkę a teraz nagle zostanie zmuszony do dodatkowych trzech osoby. W pięciu pod jednym dachem.
Dodatkowo, dlaczego dowiaduje się dopiero teraz, że będzie miał dwóch braci? Przecież musiała o tym wiedzieć.
-Dlaczego dowiaduje się o tym dopiero teraz? – był mocno wkurzony.
-Bo uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Oni też nie wiedzą o tobie – mówiła to z takim spokojem, że go to przerażało – a przynajmniej jakoś teraz powinni się dowiedzieć.
-I to ma mnie pocieszyć? – odwrócił się od niej.
-Dai nie gniewaj się. Wiem dobrze, że ta przeprowadzka nie jest ci na rękę, ale wszystko się ułoży. Z chłopakami się dogadasz, przynajmniej nie będziesz mógł narzekać, że ci się nudzi. Wspólnie będziecie mogli grać w kosza – jakby to miał być argument.
-Wątpię żeby dawali mi radę – nie licząc reszty pokolenia cudów i Kagamiego nikomu się to nie udało.
-Przesadzasz. Mówię ci. Dodatkowo myślę, że nowa drużyna da ci nieźle popalić – próbowała chyba go nieco rozbawić.
-Mnie? To niemożliwe.
-Nie mów hop póki nie przeskoczysz.
-A jak się chociaż nazywa liceum, do którego będę teraz chodził?
Tutaj zapadła cisza. Co miało być strasznego w jego nowej szkole?
-Mamo? – zaczął się niepokoić.
-Czemu tak nagle cię to interesuje. Nie pamiętam. Ale, to dobre liceum – odpowiedź go nie zadowalała.
-Skąd ta pewność?
-Ma drużyny sportowe na krajowym poziomie i jest najlepsze w okolicy. Hayato jest bardzo zadowolony z wyników chłopaków w nauce.
-Aha – mało go obchodziło wszystko, co miało związane z jego przyrodnimi braćmi.
Poczuł wibracje swojego telefonu. Dostał kolejną z rzędu wiadomość od przyjaciółki. Kolejny raz nic nie odpisał. Nie miał na to ochoty. I co miał jej napisać? Że jest wkurzony tą sytuację a teraz jeszcze dowiaduję się, że będzie miał dwóch braci. Nowa okolica, nowy dom, nowa szkoła i nowa rodzina. Czy może być coś gorszego?
Spokojnie jego mama mogła poczekać z tym wszystkim aż będzie pełnoletni i zostałby sam. Czemu muszą się tak z tym aż tak śpieszyć? Zmuszać jego do przeprowadzki.
Okolica nie była taka zła. A przynajmniej osiedle domków jednorodzinnych mu się podobało. Większość budynków były nowe. Część z nich przypominały bardziej nowoczesną europejską architekturę niż klasyczną japońską. Wszystko wydawało się takie nowe i drogie. Stwierdził, że chciałby w takim mieszkać. Mieć do dyspozycji tak duży dom i ogród, a może nawet basen. Był ciekawy jakby się tam mieszkało, bo całe życie był przyzwyczajony, że mieszkał w małym dwupokojowym mieszkaniu, gdzie nie mógł sobie pozwolić, aby zaprosić większą ilość gości.
Czuł, że samochód mocno zwalnia.
-Co się dzieje? – zapytał.
-Jesteśmy na miejscu – poinformowała go skręcając na podjazd.
Jego oczom ukazał się piętrowy dom. Nie był może największy porównując inne budynki w okolicy, ale i tak przerósł jego oczekiwania. Mieszanka stylu europejskiego z japońskim. Krople deszczu pozostające na szybie nie pozwalały mu się dokładnie przyjrzeć, ale wystarczyło, aby stwierdził, że mu się podoba. Żałował, że nie może go jeszcze chwilę podziwiać, bo automatyczna brama garażu się otworzyła pozwalając kierowcy wjechać. Z drugiej strony pozwalało mu to wyjść bez obawy, że będzie za chwilę cały mokry.
-Witaj Mayumi. Jak minęła podróż? – jego nowy ojczym przywitał ich.
Nie miał pojęcia, co ma zrobić widząc jego matkę witającą się delikatnym pocałunkiem z jej przyszłym mężem.
-Trochę mokro, ale droga minęła bardzo dobrze – uśmiechnęła się do niego.
-Witaj w domu Daiki – był zbyt wpatrzony, aby zwrócić na jego słowa większą uwagę.
Samochód jego mamy zajmował jedno z trzech miejsc parkingowych w garażu. Nie znał się na markach ale drugie białe auto było popularne na rynku, trzecie srebrne wydawało się bardzo nowoczesne i drogie, jeszcze bardziej był zafascynowały motorem, który stał obok.
-Uczyłeś się już prowadzić? – usłyszał za sobą.
Pokiwał przecząco głową.
-To będzie cię trzeba nauczyć – lepszych słów nie mógł usłyszeć.
-Serio?
-Toyotą może niekoniecznie, ale Hondą czemu nie. Yamaha nie jest moja, ale myślę, że się dogadacie.
Może nie będzie tak źle?
-Chcesz mu pozwolić jeździć tym czymś? Zwariowałeś chyba? – jego mama była trochę innego zdania.
-Chłopak musi się nauczyć prowadzić - odpowiedział spokojnie.
Nie przejmował się protestami matki. Już widział przed sobą możliwość kierowania którąkolwiek z maszyn.
-Chodź. Kiedy indziej zobaczymy jak ci pójdzie - zawołał jego przyszły ojczym zabierając z bagażnika pudła z rzeczami jego mamy.
Środek również mu się podobał. Cały urządzony w stylu europejskim. Parter stanowił wielki przedpokój, ogromna kuchnia połączona z jadalnią, salon z widokiem na ogród i taras, gabinet a raczej biuro projektowe z biblioteczką. Cała prostota i styl pomieszczeń mu się podobał. Już sobie wyobrażał oglądanie meczy na tym wielkim telewizorze. Tym bardziej nie mógł się doczekać jak zobaczy swój pokój.
-Idziemy na górę - spytała go mama widząc, że cały się rozgląda po pomieszczeniach.
-Tak - uśmiechnął się szeroko.
Zaczęło mu się tutaj po prostu coraz bardziej podobać. Był tak bardzo pod wrażeniem tego wszystkiego, że zapomniał o swoich nowych dwóch braciach.
Góra składała się z dwóch części. Trzy pokoje po prawej, trzy po lewej i na środku łazienka.
-W lewej części na wprost jest sypialnia moja i Hayato sypialnia, obok jego drugi gabinet i pokój gościnny, prawa część jest wasza - wskazała na pierwsze drzwi po prawej stronie - a to twój pokój.
Otworzyła jedne drzwi pozwalając mu wejść do środka. “Ja tu zostaje” to była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy. Przestał słuchać jak mama coś dalej tłumaczy. Ten pokój był dużo większy niż jego stary. Wielkie łóżko w niczym nie przypominało poprzedniego gdzie stopy trochę wychodziły poza jego krawędzie, biurko, które pewnie już niedługo będzie zawalone papierkami, teraz elegancko się prezentowało się nowy laptop. Cały pokój mu się podobał. Pełno miejsca na wszelkie pierdoły.
-Widzę, że ci się podoba - mama delikatnie przytuliła się do niego.
-Bardzo - odpowiedział bez zastanowienia.
-Widzę, że postawił na swoim - z jakiegoś powodu nie wydawała się zadowolona.
-I jak wrażenia? - zapytał mężczyzna pojawiający się w pokoju.
-Genialnie - stwierdził..
-Przecież o tym rozmawialiśmy - oburzyła się i wskazała na biurko gdzie leżał laptop..
-Wiem, ale uznałem, że jak każdy z chłopaków ma podobny to Daiki też na taki zasłużył - wzruszył ramionami - jak będziesz chciał coś tu zmienić to mów.
-Nie trzeba - odpowiedział.
-Jesteśmy - usłyszeli krzyk z dołu.
-Trzy, dwa, jeden - wyliczał Hayato.
-Siema - w drzwiach jego pokoju pojawił się jego nowy brat.
Chłopak w porównaniu z nim był średniego wzrostu, lecz jego, że on raczej wyróżniaj się pod tym względem to aż tak niski nie był. Mógł mieć jakieś metr siedemdziesiąt. Miał czarne nastroszone włosy i zielone oczy zupełnie jak ojciec. Ogólnie wyglądał prawie jak trochę młodsza kopia swojego taty. Jedynym wyjątkiem było blond pasmo włosów tuż nad czołem.
-Noya a chociaż byś kurtkę zdjął - rodzic zwrócił mu uwagę.
-Nie czepiaj się go tak - jego mama zupełnie inaczej podchodziła do tej sprawy - czy ostatnio nie były one czerwone? - zwróciła uwagę na jasny fragment jego fryzury.
-Znudziły mi się - stwierdził.
-Dai to jest Noya. Noya to jest twój nowy brat Daiki - przedstawiła ich sobie i dodała - Daiki jest od ciebie o rok starszy.
-Siema. Miałem jednak cichą nadzieję, że będzie młodszy, bo jednego starszego brata już mam, ale spoko - podał mu rękę na przywitanie.
-Hej - odpowiedział z dystansem.
Podziwiał jego nastrój. Dostaje nowego brata i się tym nic nie przejmuje traktuje to jak coś oczywistego.
-Aleś ty wielki. Trenujesz coś? - spytał, kiedy zdjął z siebie mokrą kurtkę, którą jego mama poszła odwiesić.
-Zejście za chwilę na obiad - stwierdził Hayato i również wyszedł.
-Kosza - powiedział, na co młody zrobił wielkie oczy.
-Żartujesz? Serio To genialnie - podekscytował się - ja z Nii-san też trenujemy.
-Wiem - stwierdził ozięble.
-Dai, Noya chodźcie na dół - usłyszał głos swojej mamy.
-Idziesz? - zapytał Noya wychodząc z pokoju.
-Za chwilę.
-Ok - uśmiechnął się i wyszedł.
Jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym będzie mieszkał przez najbliższe lata. Znał już jednego z braci. Drugi był albo w jego wieku albo starszy. Osobiście wolałby to pierwsze. Chociaż obojętnie, w jakim byłby wieku to i tak będzie to dla niego ciężkie. Nie miał pojęcia jak się zwracać do braci. Oni mieli siebie nawzajem przez całe życie. Jeden więcej chyba nie robi różnicy.
-Daiki - mama zawołała go jeszcze raz.
-Idę - odpowiedział jej.
Zupełnie inaczej niż w domu gdzie wystarczyło zrobić kilka kroków, aby z pokoju znaleźć się w kuchni. Schodząc po schodach słyszał rozmowę pozostałych domowników. Jego mamy, przyszłego ojczyma, Noyi i drugiego z braci. Rozpoznał wszystkie cztery, tym bardziej, że ten ostatni wydawał mu się taki znajomy. Jeśli dobrze mu się wydawało to znał właściciela tego głosu i wiedział, że nie będzie z tego faktu zadowolony.

~~~

Historia nie trzyma się ściśle fabuły, ale mam nadzieję, że się spodoba. Ogólnie jeszcze nie mam planów na parę, lecz ten wybór zostawię na później (i nie będzie to mój osobisty pomysł).
Za tydzień jeszcze nie wiem co, ale w środku tygodnia powinno się coś pojawić.

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 18 Skąd ty

Rozdział troszeczkę dłuższy niż planowała, ale mam nadzieję, że nieźle wyszło. Jak nie to pretensje do CLD, bo tak bardzo chciała rozdział, że musiałam go na szybko kończyć i poprawiać. Za tydzień na pewno coś innego, a potem wracam do perspektywy Aosia:P

Zapraszam do czytania i komentowania.

~~~

Silne dłonie delikatnie dotykały jaśniejszej skóry, odsuwając czerwone pasma włosów zasłaniające młodą twarzyczkę. Palce czule dotykały zaróżowionych policzków, zostawiając swój dotyk wzdłuż szczęki, aby w końcu zatrzymać się na ustach. Dwa ciała tak bardzo się różniące od siebie teraz wydawały się pragnąć siebie nawzajem. Młode, nietknięte nigdy ciało chciało bliskość innego starszego od siebie. Złączone dłonie jasnej mniejszej i ciemniejszej większej. Dwie twarze zbliżające się do siebie chcąc połączyć swoje usta w pocałunek.
Scena tak bardzo przypominająca fragment jakiegoś romansu była jednak koszmarem.
Z niewiadomych powodów ten sen wywołał w nim negatywną reakcje tak, że obudził się zlany potem.
Wierzył, że sny były wytworem ludzkich wyobraźni, pokazują to, co siedzi w człowieku. Nie pamiętał już jak dawno temu śnił mu się jakiś koszmar. Bo to był koszmar. Widzieć przyjaciela z nastolatką, która mogłaby być jego córką, może nie dosłownie, bo za bardzo się pod względem fizycznym różnili, ale z medycznego już tak, w takiej jednoznacznej sytuacji było koszmarem.
Może Satsuki miała rację, że trzeba coś z tym zrobić. Bo to przecież nie było ani normalne, ale w ogóle legalne, aby taki związek powstał.
-Uspokój się – próbował przekonać sam siebie.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest sam w sypialni.
-Przyśnił ci się Aomine? – usłyszał jak wszedł do kuchni szukając swojego partnera.
-Skąd wiesz? – zdziwił się.
-Nie tobie jednemu Shin-chan– z niewiadomych powodów Takao wskazał na telefon komórkowy.
-Nie rozumiem.

Nie byli, bowiem jedyni, którym złe sny o ich przyjacielu i nastolatce nie pozwalały spać.
-Co z tym zrobimy Tetsu? – kobieta martwiła się o przyjaciela.
-Nie mam pojęcia. Chyba będzie lepiej od razu iść do Akashiego, aby z nim pogadał – odpowiedział żonie.
Mimo, że widok męża trzymającego na rękach ich rocznego synka rozczulał ją za każdym razem tak teraz jej myśli były zbyt zajęte szukania rozwiązania tej całej sytuacji, aby zwrócić na to uwagę.
-Rozmawiałem już nawet z Furihata-kun i Akashi jutro powinien mieć wolne.
-To dobrze. Trzeba się zając tym jak najszybciej.

Tak też się stało. Sześć osób, które dzień wcześniej były bliskie zawału widząc, co się dzieje i dwie nowe czekały teraz aż pewna nastolatka skończy zajęcia, aby potem dowiedzieć się gdzie ciągle przesiaduje Aomine.
-Wiecie co może dajmy sobie spokój. Większość już skończyła lekcje – stwierdził Takao.
-Nie możesz tak mówić Takaocchi.
-Więc możesz mi wyjaśnić Ryouta, gdzie niby jest jakby to określić? Panienka Daikiego? – na te słowa Kise zaczął się cały denerwować.
-Możliwe, że w tym tłumie jej nie zauważyliśmy albo wyszła innym wyjściem Akashi-kun – próbował wytłumaczyć Kuroko.
-Zauważ, że jest ta godzina, że często kluby sportowe mają wtedy jeszcze zajęcia. Rozmawiali wczoraj o jakiś butach i stroju to może coś trenuje i ma teraz trening.
-Obyś miał racje Kasamatsu-san – jeśli był osoba do której Akashi zwracał się po nazwisku to był nią senpai choć nikt nie wiedział dlaczego.
-Chować się – zawołał Takao.
Obserwując wyjście zauważyli znaną większości już dziewczynę. Duża torba sportowa i dres udowadniały, że należy do jakiejś drużyny sportowej. Nie czekała na nikogo tylko z koleżanką udała się pewnym kierunku.
-Idziemy za nią – powiedziała Satsuki.
-Niby, po co? – zapytał Murasakibara.
-Zobaczymy gdzie idzie i może spotkamy tak Aomine. Skoro teraz nie ma go w domu to gdzieś musi być – podsumowała.
W obawie, że się zorientuje, że jest śledzona to tylko Akashi z Murasakibarą szli za nią. Reszta obserwowała ją z większej odległości z obawy, że ich zauważy i rozpozna. Atsushi był na tyle wysoki, że nie byłoby sensu, aby ten się chował, bo to byłoby po prostu trudne, więc szli za nią udając, że przez przypadek idą w tym samym kierunku.
Po jej zachowaniu uznali, że nie wie, że jest śledzona nic przynajmniej na to nie wskazywało. Rozstała się w pewnym momencie z koleżanką i każda poszła w swoją stronę. Zatrzymała się dopiero przed piętrowym domem gdzie weszła.
-I co teraz? – spytał Midorima, kiedy wszyscy stali przed budynkiem.
-Trzeba się jakoś dowiedzieć gdzie jest teraz Dai-chan.
-A jak chcesz to zrobić? – spytał Murasakibara.
-Tego jeszcze nie wiem – odpowiedziała.
-Ale nawet jak założymy, że jest w środku to co zrobimy – zaniepokoił się Kise.
-To się wtedy coś wykombinuje.
-Widzisz mówiłam ci, że mnie śledzili – usłyszeli za swoimi plecami.
Aomine, który stał z dziewczyną za nimi westchnął i dodał.
-Co za idioci. Z kim ja się zadaje?
Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć. Jak dzieci dali się przyłapać na gorącym uczynku.
-Aomine-kun, co ty tutaj robisz? – zapytał Kuroko.
-Lepsze pytanie, co wy tutaj robicie – odpowiedział.
-Szukamy cię – oburzyła się Satsuki.
-Mnie niby po co? – wydawał się zdziwiony wypowiedzią kobiety.
-Jak to po co? Bo – Takao nie wiedział, co powiedzieć.
Dopiero wtedy zauważyli, że dziewczyna zniknęła.
-Bo zachowujesz się jak idiota – dokończył.
-Aominecchi jak możesz?
-Ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, co robisz? – stwierdził Midorima.
-Mine-chin będzie miał przez to kłopoty.
-Spodziewałem się po tobie większej rozwagi Aomine-kun.
-Czy tobie się już naprawdę w głowie poprzewracało – dodał Kasamatsu.
-Zawiodłem się na tobie Daiki.
-Ty zdemoralizowany idioto – wrzasnęła kobieta.
-Co znaczy zdemosadowany? I czemu reszta jest taka zła – usłyszeli nagle.
Nie licząc Daikiego wszyscy się przerazili.
-Nie mam pojęcia. Nimi się lepiej nie przejmować zawsze gadają takie dziwne rzeczy – odpowiedział Aomine spoglądając na swoje stopy.
Dopiero wtedy zauważyli, że koło jego nóg stoją dwaj chłopcy. Bliźniacy, który różnili się tylko tym, że jeden miał na sobie niebieską a drugi zieloną koszulkę.
-Ale to jest głupie – stwierdził ten po prawej stronie.
-Nie można mówić słów – dodał drugi.
-Których inni nie rozumieją – dorzucił ten pierwszy.
-Sam tak mówiłeś wujek – skończył ten po lewej.
-Kiedy ja tak mówiłem? – zdziwił się Daiki.
-W przedszkolu – powiedział brat w niebieskiej koszulce.
-Żebyśmy nie używali japońskiego – dodał ten w zielonej.
-Ale to było inna sytuacja. A teraz wracać do środka, bo się pochorujecie – stwierdził Daiki i zaprowadził chłopców do domu.
Jak cała trójka zniknęła w środku pozostałych jeszcze bardziej zamurowało.
-Ktoś mi powie, o co tutaj chodzi? – odezwał się pierwszy Akashi.
-Najpierw trzeba by to zrozumieć – stwierdził Midorima.
-Dobrze rozumiem, że jak był w Ameryce na praktykach to ci mali byli u niego w grupie? – spytał Kasamatsu.
-Chyba tak – odpowiedziała Satsuki.
-A widzicie jacy oni podobni do dziewczyny? – zauważył Takao.
-Chyba nie myślisz, że to ich matka? – powiedział Murasakibara.
-Kto wie? – odpowiedział.
-Nie róbmy z niego potwora, a i tak to nielegalne – stwierdził Kuroko.
-Niby czemu? – spytał Kise.
-Bo jak ona jest w gimnazjum to znaczy, że jest nieletnia, więc to nielegalne – wytłumaczył mu senpai.
-Ile lat mu grozi za taki związek? On jest za młody, aby iść na dożywocie. A ona to dopiero dziecko i już została matką sobie sama poradzi jak jego nie będzie? - zaczął panikować Kise.
-To wtedy będzie idealny materiał na program - podsumował Takao.
-To nie jest raczej możliwe. Jest za młoda. Porównując ich do jej wieku to jest po prostu niemożliwe – Midorima starał się wszystkich uspokoić.
-Shintaro ma racje, bo przecież – próbował coś dodać Akashi.
-Hej wchodzicie czy nie – usłyszeli z środka wrzask Aomine.
Wszyscy spojrzeli na siebie i nie mając pojęcia, co zrobić weszli do środka. W wielkim salonie połączonym z kuchnią i jadalnią siedziała czwórka ludzi, którzy kłócili się, jaki program w telewizji włączyć.
-Aomine-kun musimy porozmawiać -  stwierdził Kuroko.
-A to o czym? – zdziwił się a potem zwrócił się do chłopców - a wy z czego się tak śmiejecie?
-Daiki – zwróciła mu uwagę dziewczyna.
-Co?
-A pamiętałeś żeby jego zamknąć – słowo jego bardzo zaakcentowała, lecz nic nikomu to nie mówiło.
-Nie rozumiem – stwierdził, lecz po chwili dostał olśnienia i wrzasnął do reszty – uwaga.
Nie wiadomo, co to było, lecz ostrzeżenie nic nie dało. Midorima i Akashi leżeli pod wielkim włochatym czymś. To coś miało cztery łapy, ogon i wystający język, który teraz lizał twarz Shintaro.
Wszyscy pozostali wrzasnęli z przerażenia na ten atak.
-Burger złaź – Aomine próbował zrzucić z nich psa.
-Hamburger zły pies – wołała dziewczyna.
-Ale on chce się tylko przywitać – powiedzieli bliźniacy.
-Tylko szkoda, że w taki bolący sposób – stwierdził Takao, a reszta pokiwała głowami zgadzając się z nim.
-Tetsuya – pisnęła Satsuki.
W tym całym zamieszaniu nikt nie zauważył, że wylądował on na samym dole tej góry złożonej z ludzi i psa na szczycie.
Aomine ledwie odciągnął psa od przyjaciół to ten się na niego rzucił, aby się przywitać.
-Dlatego koty są lepsze – powiedziała dziewczyna biorąc czarnego przedstawiciela tej rasy na ręce.
-Jasne. Szkoda tylko, że Kuro wczoraj mi nasikał do butów – zrzucił z siebie czworonoga i wyrzucił go na podwórko.
-Ale je mniej – oburzyła się.
-Ale to i tak wujka Daikiego kot – zawołał jeden z bliźniaków.
-Ty go sobie tylko przygarnęłaś – skończył drugi.
Podczas kiedy chłopcy próbowali dogryźć dziewczynie i kłócili się, co jest lepsze kot czy pies reszta nie miała pojęcia, o co chodzi.
-Trzymajcie – zwrócił się do poszkodowanych Aomine – szczotki i ręczniki do kłaków. Midorima tam jest łazienka.
-Tylko się dobrze umyj albo się do mnie w nocy nie zbliżał – zaczął się śmiać Takao.
-Weź się uspokój nie przy nich z takimi tekstami – powiedziała cicho Satsuki.
-Spokojnie – uśmiechnął się Daiki.
-Wujek – zawołał go jeden z bliźniaków.
-Olej się pali – dodał drugi.
-Co? – wrzasnął i pobiegł do części kuchennej.
Na szczęście nic się nie spaliło.
-Co szykujecie? – zapytała Satsuki chłopców.
-Frytki – odezwali się chórem.
-A bym zapomniał. To jest Hiro i Nobu. A to Asami – przedstawił przyjaciołom podopiecznych - to jest ciocia Satsuki, wujek Tetsu, wujek Ryouta, wujek Yukio, wujek Atsushi, wujek Kazunari i wujek Akashi.
-A czemu Akashi zamiast Seijuro? – spytała dziewczyna.
-A możesz mi, chociaż raz zaufać? – odpowiedział jej Aomine.
-No ewentualnie mogę, chociaż i tak ci nie ufaj jak chodzi o wybieranie bielizny.
-O co? – przeraziła się Satsuki.
-Nieważne – odpowiedział szybko Aomine, zasłaniając Asami buzie żeby nic nie odpowiedziała.
-A tak dokładnie który to który? – zapytał Kasamatsu.
-Mnie nie pytaj. Ja ich nie rozpoznaje – odpowiedział Aomine.
-A to kto? – spytał jeden z chłopców na wracającego z łazienki Midorimę.
-A to wujek Shin-chan – stwierdził wesoło Takao.
-Weź się zachowuj – wrzasnął na niego.
-Aomine-kun jesteś pewien, że tak to powinno wyglądać – Kuroko zwrócił uwagę na garnek z rozgrzanym olejem, który dziwnie bulgotał.
-Daiki kukurydza - wrzasnęła Asami.
Nad szafką gdzie Daiki odłożył garnek wisiała półka z różnymi słoikami. Jeden z nich był przewrócony i zawartość jakby wleciała do środka.
-Co to jest? – spytał ze strachem Kise.
-Nie chcesz wiedzieć – odpowiedział mu.
Ziarna kukurydzy, które były kiedyś w tym słoiku zanim się przewrócił i wpadł do gorącego oleju nie potrzebowały dużo czasu. Prażona kukurydza zwana też popcornem zajmowała całą część kuchenna i rozstrzeliwała się dalej. Nie można było nawet tego przerwać, bo niby jak. Wyciągać ziarna to gwarantowane poparzenie, gorącego oleju nie można wylać, a jest za dużo ziaren żeby przykryć garnek.
Wielki huk odwrócił na chwilę uwagę od kuchennej katastrofy.
Tym razem Kise z Takao leżeli na podłodze z wielkim psem, który jakimś cudem wrócił do środka. Chyba w tym czasie stało się coś jeszcze, bo chłopcy nagle zaczęli płakać
-Burger skąd ty tutaj? – Asami próbowała odciągnąć czworonoga.
-Kto go tu wpuścił? – wrzasnął Aomine, który za nic nie potrafił zapanować nad sytuacją.
Dziewczyna z Murasakibarą i Midorimą próbowali odciągnąć psa od leżących, Akashi, Kasamatsu i Kuroko próbowali uspokoić malców.
Kukurydza nie była problemem, bo się szybko skończyła, pies z niewiadomych powodów przestał się witać i grzecznie usiadł obok. Bliźniacy też jakoś przestali płakać tylko krzyknęli.
-Tata.
-Ktoś mi powie, co się tutaj dzieje? – w progu stał Kagami.
-To jego wina – Asami od razu wskazała na Aomine.
-Co moja? A kto chciał frytki? – odpowiedział jej.
-Oni – tym razem wskazała na bliźniaków, który już byli obok Taigi, który kucając uspokajał synów.
Aomine natomiast zaczął się śmiać.
-Z czego się śmiejesz – spytała go Asami.
-Bo oni mają świetne miny – wskazał na pozostałą ósemkę, która była w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek powiedzieć.

piątek, 13 marca 2015

Wielki problem Midorimy

-Coś się stało Shin-chan?
-Nie wiem, o czym mówisz Takao – stwierdził Midorima.
-I kolejne pudło – nie wiedział czy ma się śmiać czy być przerażonym, że jego kolega, który był znany ze swoich rzutów za trzy punkty zaczął tak nagle pudłować.
-Zamknij się – odpowiedział zły i kolejną piłkę rzucił zamiast do kosza to w stronę rozgrywającego.
-To bolało – zaczął masować czubek głowy gdzie oberwał.
Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. As ich drużyny opuścił boisko i udał się do szatni.
-A temu, co się stało? – zapytał kapitan.
-Żebym to ja wiedział – w odpowiedzi wzruszył ramionami.
-Chyba nie denerwuje się przed poniedziałkowym meczem towarzyskim z Seirin – powiedział któryś z zawodników – jak będzie tak rzucać to możemy mieć problem z wygraniem.
-I to wielki.
-Nie tylko to jest problemem – stwierdził kapitan.
-A może być coś gorszego? – zapytał któryś z rezerwowych.
-Tak. Zapomniał zabrać z sali swoich szczęśliwych przedmiotów – wskazał na figurki trzech mądrych małp. Na bardzo duże figurki.
-O nie Shin-chan zwariował.
-Albo się załamał.

O nie. Nie pozwoli na to. Shin-chan nigdy nie zapomina swoich szczęśliwych przedmiotów. Nigdy. Coś musiało się stać i on, jako jego przyjaciel mu pomoże.
-Że też to musi tyle ważyć – powiedział sam do siebie wkładając Kikazaru do rikszy. Teraz tylko zostaje znalezienie Midorimy i porozmawianie z nim. Wyszedł wcześniej z szatni, lecz na dworze nigdzie go nie było. Zawsze czekał na niego.
-Hej widzieliście Shin-chana – zawołał do kolegów z klasy.
-Midorimę? Tak poszedł już – usłyszał w odpowiedzi.
-Co? – wrzasnął bardziej sam do siebie.
Zawsze na niego czekał i nigdy nie szedł sam do domu, ale co jeszcze bardziej przerażało Takao to fakt, że gdzieś teraz był bez swoich cennych szczęśliwych przedmiotów.
Wsiadł na rower i najszybciej jak potrafił jechał w kierunku domu Midorimy, bo przypuszczał, że właśnie tam się udał. I dobrze myślał tylko nie spodziewał się, że zamiast iść prosto ten chwiał się jakby naćpany.
-Shin-chan – wołał za nim, lecz ten albo udawał, że go nie słyszy albo był zbyt zajęty własnymi myślami żeby zwrócić na to uwagę.
-Shin-chan – zatrzymał się tuż przy nim.
Został zauważony dopiero, kiedy zszedł z roweru i stanął przed przyjacielem.
-Takao – zdziwił się, że go zobaczył – skąd ty tutaj?
-Mieliśmy razem wrócić do domu, poza tym zapomniałeś swoich szczęśliwych przedmiotów – zaczął się coraz bardziej martwić.
-Możliwe, ale mi już i tak nic nie pomoże.
-O czym ty mówisz? – im dłużej go słuchał tym bardziej zaczynał się bać.
-Jestem przeklęty.
Ten głos i ta poważna mina wywołały strach u Takao.
-O czym ty mówisz? – powtórzył pytanie.
-Jaki dziś mamy dzień? – spytał członek pokolenia cudów.
-Dziś? Piątek – odpowiedział na to najprostsze pytanie.
-Ty prymitywna maso.
-Że jak? – oburzył się.
-Dziś jest trzynasty – chwycił go za ramiona.
-I co z tego? – dopiero po chwili zorientował się, o co chodzi
–Dziś piątek trzynastego. Przez większość świata uważana za najbardziej pechową datę – potrząsnął nim.
-I co z tym fantem? Żyjemy w Japonii i tu chyba to nie obowiązuje.
-Że nic mi dziś nie wychodzi. To fatum, zbyt wiele rzeczy w moim życiu zależy od szczęścia i teraz to się zemściło. Aura tego fatalnego dnia spadła teraz na mnie – załamał się.
-Ale Shin-chan – nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić – nie może być aż tak źle.
-Jak nie jak tak. Nawet Oha Asa jest przeciwko mnie i wyznaczyła, że najmniej szczęścia będą miały tego dnia raki. Rzuty mi nie idą. Biorąc śniadanie rozsypałem sól, zbiłem lustro, czarny kot przebiegł mi drogę, nie zauważyłem, że przechodzę pod drabiną i nadepnąłem na pęknięty chodnik – wrzasnął.
-I co z tym? – jego zachowanie przerażało go jeszcze bardziej.
-To wszystko przynosi wielkiego pecha. To samo zło w czystej postaci.
Widział jak jego przyjaciel siedzi na chodniku załamany i nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Bo co on biedny człowieczek miał zrobić skoro za przeciwnika miał wielką wiarę Midorimy w coś, co nazywało się horoskopem. Może go tylko uchronić przed zrobieniem z siebie pośmiewiska.
-Shin-chan, ale wstań, chociaż z ulicy, bo to głupio wyglądasz.
-Nie ja tu zostaje do jutra – usłyszał w odpowiedzi.
Ludzie coraz bardziej się na nich gapili.
-Chodź pójdziemy gdzieś i będę pilnował abyś już nic podobnego nie zrobił – chociaż nie miał pojęcia, co jeszcze takiego może być.
-Serio?
Czy on miał łzy w oczach? Ten widok jeszcze bardziej przeraził Kazunari. Jak można tak bardzo wierzyć w jakieś przesądy?
-Serio a teraz wstawaj zanim zmienię zdanie.

Co można zrobić, aby nie narazić się na więcej nieszczęść? Dlatego zaprosił go do siebie. Na pewno bezpieczniej niż na zewnątrz, bo nie ma żadnych kotów, drabin i pękniętych krawężników, które mogłyby przynosić pecha. Nie pójdzie do kuchni, aby nie mieć soli pod ręką i zasłoni lustro w łazience. Kto wymyślił, żeby którykolwiek z tych przedmiotów miał przynosić pecha? Chociaż bał się ile jeszcze może być głupich przedmiotów, co przynoszą pecha. Chociaż chyba lepiej tego nie wiedzieć.
-Na coś jeszcze trzeba uważać?
-Nie rozumiem
-Co jeszcze przynosi pecha?
-Wiele rzeczy.
-Ej przestań lamentować – próbował go pocieszać.
Siedzieli już godzinę u niego i cokolwiek chciał, aby zrobili to Midorima zaraz znalazł powód, aby tego nie robić. Czy jest przesąd, którego on nie zna?
Im bardziej starał się go czymś zając tym bardziej był nerwowy. Już brakowało mu pomysłów. To ni, tamto nie.
„Chyba, że?” pomyślał Takao.
Jeśli mu się uda to może zajmie go to na tyle, że zapomnie o tym cały pechu.
-Shin-chan a co u twojej dziewczyny?
-Nie mam dziewczyny – odpowiedział oburzony.
-No wiesz. Ta co tak ostatnio przychodziła z koleżanką na mecze i zaczepiły nas w stołówce? – próbował.
-Nie jest w moim typie – stwierdził.
-Ale myślę, że dziewczyna by ci się przydała, zająłbyś się czymś i teraz zamiast siedzieć ze mną to robiłbyś inne rzeczy z nią – widział, że po jego słowach przyjaciel się zarumienił – chyba, że wolisz znaleźć sobie chłopaka to by było jeszcze ciekawiej.
-Takao – wrzasnął cały czerwony.
-No co? Skąd mam wiedzieć, co wolisz? Mi to nawet obojętne – wzruszył ramionami.
-Ty tego nie mówisz poważnie – tym razem to Midorima był przerażony.
-Mówię. A co w tym dziwnego? – zdziwił się.
-No bo. Dlatego, że – jąkał się nawet nie wiedząc, co powiedzieć.
-Zaczynasz się mnie bać? – spytał pochylając się nad nim.
Ucieszyła go reakcja Shintaro. Był przerażony, siedział na kanapie i starając się przesunąć jak najgłębiej. On natomiast stał nad nim z rękoma po obu stronach jego głowy pochylał się nad nim.
-To co jak jest z tobą Shin-chan.
-Ja, ja, nie wiem – próbował coś wyjąkać.
-Nie wiesz? To dam ci okazje abyś się przekonał.
Midorima nie zdążył zareagować na jego ruch. Usiadł na nim okrakiem i go pocałował. Był tak sparaliżowany, że pozwolił na to wszystko i nawet nie próbował go zrzucić.
Takao nie przypuszczał, że przyjaciel może mieć tak smakowite usta. Delikatnie zagarniał najpierw górną potem dolną wargę. Miał się odsunąć, kiedy czuł, że Midorima zareagował. Nie zrzucił go jednak, nie przywalił mu. Zamiast tego odwzajemnił pocałunek.
Po tym trudno było stwierdzić, który był bardziej zszokowany.
-I co o tym myślisz? – zapytał Takao.
-Ty idioto – wrzasnął Midorima i zrzucił go z kolan.
-Jakoś nie czułem, żeby ci to przeszkadzało – masował obolałe miejsca po upadku na podłogę.
-Ale przecież – wstał i zaczął krążyć po pokoju – to było tylko normalna reakcja. To nic takiego.
-Ale ci się podobało – zasugerował Takao.
-Wcale nie – wrzasnął cały czerwone na twarzy.
-Ta. Jasne – zaczął się śmiać.
-Wracam do domu.
-Ej nie obrażaj się – próbował zachować powagę – przecież nic się nie stało.

Nie dał się jednak przekonać, aby zostać i Takao zostało tylko obserwować jego znikająca postać za zakrętem.
-Widzisz jednak ci pomogłem – powiedział sam do siebie – jesteś teraz tak zajęty myśleniem o tym, że nie zauważyłeś, że czarny kot ci przeszedł drogę.
Nigdy nie myślał o sobie, że jest gejem, ale nawet mu się to spodobało. Mógł nawet powiedzieć, że go to podnieciło. Chciał jeszcze raz tego doświadczyć.
-No Shin-chan teraz mi się już tak łatwo nie wywiniesz.


~~~

Wiem CLD że miałam wstawić KagaAo, lecz stwierdziłam, że wstawię to co chciałam, bo inaczej musiałabym czekać z tym do listopada, a to dalej niż AkaAka w moim wykonaniu. Może w niedziele wstawię kolejny rozdział, ale to morże, a morże jest głębokie i szerokie.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 17 Strach

Z okazji dzisiejszego dnia kobiet wszystkiego najlepszego wszystkim czytelniczką i bohaterką opowiadania (jest ich tak dużo, że coś im się należy) :)

~~~

Część 3
Wyrastają po to, by nam pokazać, jak bardzo czegoś pragniemy.

Rozdział 17


-Ja wam mówię coś z nim jest nie tak.
Dziwnie się czuła obgadując przyjaciela, mimo że znali się od dzieciństwa, lecz chciała mu pomóc. Martwiła się o niego. Widziała, że się zmienił. Po powrocie z Ameryki, chociaż już wcześniej jak z nim rozmawiała przez internet czuła, że coś jest nie tak. Dlatego teraz umówiła się z przyjaciółmi na kawie. Chciała, aby wspólnie omówili całą tą sytuacje i co powinni dalej w tej sprawie zrobić.
-Nie przesadzasz Satsuki? Aomine może zachowuje się trochę dziwnie, ale to nie powód do paniki - próbował wtrącić Midorima.
-Ale ma racje Aominecchi zachowuje się bardzo dziwnie odkąd wrócił z Ameryki.
-Zauważ, że już tam zachowywał się dziwnie - dopowiedział Kasamatsu
-Może te dziwne objawy, o których mówił Kuroko mają jakieś znaczenie? - stwierdził Takao.
-Może, ale Aomine-kun stwierdził, że one minęły. Nawet jak teraz pytałem to stwierdził, że po prostu dostał paranoi i tyle - podsumował Kuroko.
-Ale myślę, że i tak należy z nim porozmawiać – kobieta nie ustępowała.
-Ale Aomine jest przecież dorosły i nie możemy się wtrącać w jego sprawy.
-Nie wiem czy pamiętasz Shin-chan, ale ostatnio od tego się właśnie zaczęło. Zaczął się dziwnie zachowywać a wszyscy pamiętamy jak to się skończyło.
-Zgadzam się z Takao, chociaż teraz nic nie wskazuje żeby zaczął znowu pić, więc może nie będzie tak źle – stwierdził Kasamatsu.
-A jak z powrotem zacznie? –przeraził się Kise.
-Dlatego będzie lepiej z nim od razu porozmawiać, aby tego uniknąć – Satsuki próbowała ich przekonać do swojej racji - najlepiej, aby codziennie ktoś do niego poszedł i sprawdzał, co u niego
-A nie wyda mu się to dziwne? I tak się z nas śmiał, że jak był w Stanach to ustaliliśmy grafik, kto i kiedy będzie do niego dzwonił. Po tym to tym bardziej się zorientuje, że go pilnujemy jak nagle codziennie ktoś będzie go odwiedzał – Midorima wydawał się być pesymistycznie nastawiony do tego pomysłu.
-Najpierw to trzeba by go zastać – dopowiedział Kasamatsu.
-Niby dlaczego? – spytał Kuroko.
-Bo go nigdy nie ma – odpowiedział mu Kise.
-Jak nie ma? – dopytywał Takao.
-No bo – próbował powiedzieć Kise.
-Miałem od niego zabrać pewne papiery – przerwał mu senpai – i ani go zastać w domu ani się dodzwonić. A gadałem z jego szefem i nie był wtedy w pracy. Jak wreszcie odebrał to musiał specjalnie do domu wrócić, aby mi je wreszcie dać.
-Czyli nie był ani w pracy ani w domu. Tak? – podsumował Kuroko.
-Dokładnie – pokiwał głową.
-A pytałeś gdzie był? – spytał Takao.
-Pytaliśmy i powiedział, że to tajemnica – odpowiedział Kise.
-Ale skoro nie był ani w domu, ani w pracy to gdzie właściwie wtedy był? – niepokoiła się Satsuki.


Wychodząc niewiele ustalili. Przez cały czas kłócili się, co powinni w tej sytuacji zrobić. Nie zmieniało to faktu, że każdy na swój własny sposób się martwił. Ich przyjaciel się zmienił i wszyscy to widzieli niestety nikt nie miał pojęcia, co wywołało u niego tą zmianę. Każdy pamiętał jednak, co się z nim działo wcześnie. Jak musieli obserwować jak ich przyjaciel się stoczył i jak musieli go z tego dołka wyciągać. Teraz obawiali się powtórki.
-To może któryś z was z nim porozmawia – próbowała jeszcze raz namówić przyjaciół do działania.
-To nie potrzebne. Da sobie radę sam – odpowiedział Midorima.
-A jak nie? –Kise nie licząc Satsuki się najbardziej tym przyjmował.
-Wątpię żeby chciał z nami rozmawiać. Już w Stanach nie chciał a teraz zachowuje się tak jakby nic się nie działo – podsumował Kasamatsu.
-Ale to nie zmienia faktu, że zachowuje się dziwnie i trzeba coś z tym zrobić inaczej sytuacja może się powtórzyć – Tetsu próbował zwrócić reszcie uwagę na powagę tej sytuacji.
-Tak, ale gadałeś z nim i Kise też i nic to nie pomogło – Midorima najbardziej bagatelizował całą sprawę.
-To trzeba spróbować jeszcze raz – przekonywała kobieta.
-Jak nic to nie da to wyślemy Akashiego do niego. Kto, jak kto, ale Akashi z niego wydusi, co się dzieje – stwierdził wesoło Takao.
Reszta nie miała takich wesołych min, lecz każdy wiedział, że to dobry pomysł. Były rozgrywający pokolenia cudów nie należał do osób, które można było okłamać. Dodatkowo miał on swoje sposoby i prędzej czy później a większość osób zawsze szła po dobroci i szybko robili to, co chciał. Często nie musiał nawet dużo robić. Wystarczyło, że na ciebie spojrzał i już go słuchałeś.
-Czyli podsumowując pogadacie z Dai-chanem a jak nic wam nie powie to zwrócimy się o pomoc do Akachiego.
-Dokładnie – zgodzili się mimowolnie.
-To teraz macie do tego okazje – stwierdził Kasamatsu.
-Niby czemu? – odpowiedzieli chórem.
Senpai wzruszył ramionami i wskazał ręką na parking znajdujący się niedaleko nich. Przyglądając się zauważyli, że wśród zaparkowanych samochodów wyróżnia się znajoma sylwetka. Aomine stał oparty o swoje autko. Wyglądał jakby na kogoś czekał.
-O Aomine – powiedział Takao.
-To kto z nim porozmawia? – zapytał Kuroko.
-Wy mi lepiej powiedzcie, co on tutaj robi? - niepokoiła się Satsuki.
-To może lepiej podejść i zapytać? - zaproponował Midorima.
-Nie lepiej go śledzić i zobaczyć gdzie - próbował powiedzieć Kise, lecz przerwał w połowie zdania, bo zdał sobie sprawę, że ich zauważył.
-Siema. Co się tak wszyscy tutaj zebrali?
Wszyscy spojrzeli na siebie.
-A tak żeśmy się umówili na kawę - próbowała wybrnąć z sytuacji Satsuki.
-Beze mnie? - oburzył się Aomine.
-A ty, co tutaj robisz? - zapytał Takao.
-Czekam na kogoś. Czemu pytasz? - odpowiedział.
Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. W końcu Kuroko chciał go wprost zapytać o powód jego dziwnego zachowania.
-Wiesz Aomine-kun tak tylko się zastanawialiśmy, że.
-Cześć Daiki - nie wiadomo skąd podeszła do Aomine młoda dziewczyna i pocałowała go w policzek - możemy już jechać?
Miała na sobie mundurek z pobliskiej szkoły. Gimnazjum. Ona była w gimnazjum, więc miała nie więcej niż piętnaście lat.
-Cześć słoneczko - odpowiedział jej i pozwolił, aby teraz przytuliła się do jego ramienia.
Nikt nic nie powiedział. Sześć osób stało jak zamurowanych. Patrzyli tylko jak piętnastolatka przytula się do ramienia prawie trzydziestoletniego faceta.
-Ojej przepraszam, że przeszkodziłam w rozmowie - powiedziała do pozostałych, po czym spojrzała na Aomine i dodała - ale po prostu nie mogłam się powstrzymać, aby się do kogoś przytulić.
-Od kiedy ty taka miła? - zapytał dziewczynę uśmiechając się do niej.
-Ja zawsze jestem miła – powiedziała gimnazjalistka.
-Rzeczywiście zwłaszcza jak czegoś chcesz.
-Oj ty wiesz, czego ja chce – jeszcze bardziej przytuliła się do niego.
-Przestaniesz? – niby ton jego głosu próbował być wredny, lecz kto znał go trochę dłużej wiedział, że tylko żartuje.
-Nie.
-Ty to byś chciała żeby tobie zawsze usługiwać – śmiał się z niej Daiki.
-Nie jesteś lepszy – oburzyła się odsuwając się od niego.
-Podasz mi to, albo kupisz mi tamto. Potrzebuję nowy telefon i co z tego, że ten ma tylko miesiąc – powiedział próbując chyba ją udawać.
-Pół roku minimum. Ale przynajmniej nie wiercę się tak jak śpię. Przecież z tobą i chłopakami nie dało się spać na tej kanapie – oburzona położyła ręce na biodra.
-A czegoś się spodziewała, że w piątkę się tam wyśpimy?
-Tego, że z niej nie zlecę. A tak to mnie czterech gości z niej zrzuciło, a byłam tam jedyną dziewczyną.
Gimnazjalista i murzyn przestali zwracać uwagę na resztę ludzi, jacy ich otaczali. Każdy obserwujący rozmowę tej dwójki był blady jak ściana. Wszyscy byli coraz bardziej przerażeni słuchając tej dwójki. Raczej nie było normalne, aby piętnastolatka spała na jednej kanapie z czwórką dorosłych mężczyzn, dodatkowo rozmawiali o tym tak jakby było to coś normalnego. Wydawało się, że rozmawiają o czymś codziennym, co nie wyróżnia się niczym od normy.
-Ale się wyspałaś – Aomine próbował zlekceważyć całą sprawę.
-Tak na dwóch złączonych fotelach – pokazała mu język.
-To trzeba było iść spać do siebie – odwdzięczył się tym samym.
-Jak widać trzeba było, ale nie wiem czy pamiętasz o tym, co się wcześniej wydarzyło i że nie byłam wstanie się ruszyć.
-Bez przesady – dźgnął ją delikatnie w bok tak, że na odsunęła się od niego.
-Daiki a pojedziemy na zakupy? – uśmiechnęła się figlarnie.
-Po kolejne buty? Nie za dużo ty ich masz? – westchnął głośno.
-Co ty? Na butach się nie znasz – oddała mu – możemy też jechać po nowy strój.
-Ty zachłanna materialistko
-Przesadzasz.
-Raczej nie.
-Raczej tak.
-Ja przesadzam? A kto potrafi się wydzierać w sklepie jak czegoś chce?
-Nie prawda. Ale przynajmniej nikogo w nocy nie budzę. Jak tak dalej pójdzie to przez te twoje nocne wrzaski sąsiedzi będą przychodzić ze skargami. To wtedy będzie dopiero problem jak wszystko się wyda. Chociaż z drugiej strony to jak można być takim głośny w łóżku? – bezradnie rozłożyła ręce.
Aomine chyba dopiero teraz sobie przypomniał, że nie są sami. Zrobił się cały czerwony na twarzy i nawet nie spojrzał na przyjaciół.
-Dobra nie ma czasu. Jedziemy. Narazie - zawołał do reszty i pociągnął dziewczynę w stronę swojego samochodu.
-Coś ty się tak nagle obraził? – próbowała się wyrwać rozbawiona jego reakcją.
-Bądź cicho – upomniał ją.
-Daiki. A kupisz mi te nowe buty, o których rozmawialiśmy? – próbowała namówić go na kolejną rzecz.
-A co ja jestem? Twój sponsor?
-Niby nie – uśmiechnęła się figlarnie - ale wiesz mógłbyś nim zostać.
-Jak przestaniesz tak gadać - wrzasnął i zmusił ją, aby zajęła miejsce obok kierowcy, następnie sam wsiadł do samochodu.
Reszta natomiast obserwowała tą dwójkę a następnie samochód ich przyjaciela wyjeżdzający z parkingu. Minęło kilka minut jak stracili go z oczu a i tak nikt nie potrafił się odezwać. Choćby słowa. Tak ich zamurowało.
-Aomine zwariował - odezwał się w końcu Kuroko.
-Zwariował to mało powiedziane - podsumował Midorima.
-Jak trzydziestoletni facet może się spotykać z gimnazjalistką - powiedział Takao.
-Zgadzam się. Przecież za coś to on pójdzie siedzieć - stwierdził Kasamatsu.
-Ale Aominechii nie może pójść do więzienia.
-Dai-chan w coś ty się najlepszego wpakował.