piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 9 Zawsze pod góre

Kiedy wreszcie wrócił był bardzo zmęczony. Dziś miał swój ostatni dzień tych śmiesznych praktyk i nie wiedział czy się z tego cieszy czy nie. Z jednej strony były one męczące, ale z drugiej bardzo się przywiązał do wszystkich urwisów. Tym bardziej będzie za nimi tęsknić po takim pożegnaniu, jakie mu urządzili. Miał teraz wielką prace, która nigdy nie zmieści się na żadną lodówkę chyba, że Murasakibara wreszcie kupi taką na swoje potrzeby, przedstawiającą jego, jako super policjanta. Na odwrocie były wspaniałe życzenia napisane i podpisane przez Camile. Oprócz tego podpisy pani dyrektor, Jessi i wszystkich podopiecznych. Uznał to za wspaniałą pamiątkę, z której pewnie kiedyś będzie dumny. Dostanie jeszcze zdjęcia, które robiły panie jemu i dzieciom w trakcie zajęć. Ogólnie całe zajęcia były poświęcone jego pożegnaniu.

Nie wiedział, czemu ale w mieszkaniu wydawało mu się zimno. Nie przejął się tym za bardzo uznając, że jest mu po prostu zimno przez niską temperaturę na zewnątrz. Mimo niechęci uruchomił komputer i czekał aż na skypie pojawi się Satsuki. Obiecał jej to. Była dla niego jak młodsza siostra, więc nie mógł odmówić.  Mimo to musiał ją okłamać. Kuroko wiedział, jako jedyny o jego dziwnych przeczuciach, ale teraz myśli, że one po prostu minęły. Nikt nie wiedział, że spotkał się tutaj z Kagamiego. Taiga go poprosił, aby nikomu nie mówił a on się zgodził i teraz musiał okłamywać resztę. Nie czuł się z tym dobrze, ale czerwono włosy nie chciał żeby inni wiedzieli gdzie jest, a on chciał to uszanować. Był w rozterce.
Z przemyśleń wyrwał go sygnał rozpoczętej rozmowy.
-Cześć mała - odezwał się widząc na monitorze przyjaciółkę.
-Cześć wielki - odpowiedziała kobieta - jak się czujesz?
-A jak mam się czuć. Koniec praktyk, zajęć, więc dużo wolnego przede mną. Jak tu się nie cieszyć.
-A nie cieszyłbyś się bardziej gdybyś wrócił? - spytała nieśmiało.
-Satsuki już mówiłem nie chce wracać. Nie mogę ludzi wywalić z mieszkania tylko, dlatego że naglę postanowiłem wrócić.
-To możesz - nie dokończyła
-Nie mogę. Po prostu nie chce nikomu siedzieć na głowie. Wiem, że mi to proponowaliście i zresztą nie tylko wy, ale nie chciałbym być w sytuacji żebym musiał przez te trzy tygodnie u kogoś mieszkać. Posiedzę tutaj przez okres świąt a potem gdzieś się wybiorę. Stany to czwarty kraj pod względem wielkości, więc jest, co zwiedzać.
-Ale nie będzie ci smutno samego -dopytywała.
-Ja - zaczął, lecz usłyszał hałas z drugiej strony.
-Czekaj chwile - powiedziała i zniknęła z ekranu.
Nie wiedział, czemu wydawało mu się w mieszkaniu zrobiło się jeszcze zimniej. Zrobił sobie dodatkową herbatę.
-Wujek Daiki proszony do nas - usłyszał z komputera.
Podchodząc uśmiechnął się na widok kobiety w różowych włosach z chłopcem na rękach. Takeshi Kuroko. Mały brzdąc z błękitnymi włoskami odziedziczonymi po tatusiu.
-No proszę, kto przyszedł się przywitać - stwierdził radośnie - i dobrze, bo to pierwsze nasze spotkanie.
-Jakbyś wrócił to byście mogli się normalnie przywitać - powiedziała Satsuki.
-Nie, poczekam aż jeszcze trochę podrośnie i będzie można z nim, chociaż pogadać.
-Że ty wytrzymałeś tyle czasu w przedszkolu to aż dziwne jak tak się dzieci boisz - chciała mu dogryźć.
-Oni byli starsi i można było z nimi pogadać, więc to, co innego.
-Ale na pewno dużo mniej spokojni. Ty nie sprawiasz mamusi przykrości. Prawda słoneczko - i pocałowała synka w czółko.
-Taki grzeczny i ułożony jak tatuś - przekomarzał się z nią.
-Bardzo śmieszne. Wujek Daiki był o wiele mniej spokojny. On zawsze był głośny - pokazała mu język.
-Oj tam. Przesadzasz i co on sobie teraz pomyśli o swoim najlepszym wujku - powiedział.
-że jest ambitny, bo dostał się na szkolenie w Stanach. Jak wróci to zostanie szefem wydziału i będzie najlepszym policjantem w Japonii.
-Uznam to za komplement - stwierdził.
-Wszystko porządku - spytała nagle.
-Tak, czemu pytasz - zdziwił się.
-Bo się trzęsiesz.
-Co? Może, dlatego że trochę mi zimno - wstał - poczekaj chwile.
Zaczął się zastanawiać, czemu grzejniki są zimne.
-Wyłączyli mi ogrzewania - chciał ją poinformował, lecz zniknęła z ekranu.
Kiedy wróciła była już sama.
-Położyłam z powrotem małego - powiedziała.
-Niech się wyśpi - odpowiedział -wyłączyli mi ogrzewanie.
-Ale przecież jest zimno tak w ogóle można? - spytała z troską.
-Nie mam pojęcia.
-To się lepiej dowiedz. Daj znać czy wszystko zostanie naprawione - powiedziała - muszę kończyć. Zadzwoń
-Narazie. Pozdrów Tetsu.
Coraz bardziej martwił się czy wszystko jest w porządku. Na zewnątrz było zimno, więc czemu wyłączyli ogrzewanie. Oprócz niego mieszkali tutaj także przecież osoby starsze i rodziny z dziećmi, więc nie można dopuścić do sytuacji, aby grzejniki były zimne. Usłyszał hałas na korytarzu. Pewnie James z żoną, pomyślał. Chciał wyjść i zapytać jak sytuacja u nich wygląda. Wystarczyło, że otworzył drzwi, a już został zagadany.
-O dzień dobry - przywitała się Anna, żona Jamesa - nie wiedzieliśmy, że jesteś. W całym bloku wysiadło ogrzewanie.
-Zauważyłem. Kiedy to zostanie naprawione?
-Właśnie nie wiadomo. Prawdopodobnie po świętach. Dlatego  jedziemy na święta do moich rodziców.
-To nie zapowiada się ciekawie - stwierdził.
-O siema Daiki. Już w domu - na korytarzu pojawił się James - nie było cię jak dozorca informował wszystkich o awarii. Biorę ostatnie torby i jedziemy.
-A, co teraz zamierasz zrobić - spytała jego żona.
-Niby, z czym? - zdziwił się.
-Właściwie wszyscy mieszkańcy wyjeżdżają na czas świąt - powiedziała nieśmiało.
-Aha. Ja raczej zostanę. W przyszłym tygodniu chce wyjechać i zobaczyć trochę kraju, więc te kilka dni to nie będzie problem - widział zakłopotanie u kobiety.
-Ale na pewno - chciała coś powiedzieć.
-Poradzę sobie - uspokoił ją. Pod tym względem przypominała mu Satsuki. Też potrafiła się tak martwić o innych. Chyba ciąża i dzieci zmieniają dużo w psychice kobiety.
-To zabieraj chłopców i jedziemy - pojawił się James.
-To wesołych świąt - pożegnał ich Daiki.
-Wesołych świąt - usłyszał w odpowiedzi.
Wrócił do mieszkania.
-Kilka ciepłych skarpet i dwa swetry i dam radę - starał się przekonać sam siebie.
Jednak po godzinie już nie wiedział czy jest tego pewny.
Zabrał telefon, ubrał się ciepło i wyszedł mając dosyć tego wszystkiego. Na ulicy wydawało mu się przytulniej. Wszędzie ozdobione drzewka, światełka i inne ozdoby. Spacerem udał się do najbliższego centrum handlowego. Podczas drogi obserwował dekoracje wywieszone na ulicach i ludzi, którzy już nie mogli się doczekać świąt. W budynku nie było inaczej. Dzieci oglądały wystawy, na których wystawiono słodycze i najnowsze zabawki. Było na ich twarzach wymalowane szczęście radość. Słyszał wiele rozmów, kto i co chce dostać od Mikołaja. Dorośli natomiast kupowali ostatnie podarki dla własnych pociech, które teraz musieli ukryć aż do chwile, kiedy zostaną umieszczone pod choinką. Oprócz tego ostatnie przedświąteczne zakupy na uroczystą kolacje. Sam się zastanawiał czy czegoś sobie nie kupić, aby chociaż trochę poczuć świąteczną atmosferę. Przechadzając się spotkał czterech swoich  podopiecznych z rodzicami. Wszyscy bardzo się cieszyli na zbliżające się dni. Pewnie i Taiga z chłopcami czekali na święta. Zapewne spędzą święta razem, tak rodzinnie. Chciał wierzyć, że będą szczęśliwi w swoim towarzystwie.
Ostatnio zaczął trochę liczyć i stwierdził, że chłopcy urodzili się mniej więcej w tym czasie, co on zrezygnował z koszykówki. Poświęcił dla nich karierę. Nie był tego pewien, ale tak przypuszczał. Nie wiedział tylko, co ma sądzić o matce chłopców. Zastanawiał się nad sensem słów Taigi o niej, które nie miały najmniejszego sensu.
-Kagamiś czekaj - usłyszał za sobą. Serce zaczęło mu bić szybciej. Odwracając się jednak nie zobaczył nigdzie znajomej wysokiej sylwetki, która wyróżniałaby się w tłumie.
-Ja cię kiedyś zabije - odezwała się jakaś nastolatka, która wcześniej krzyczała.
Osoba, do której wołano nie była nawet facetem. Była to inna młoda dziewczyna.
Musiał się przesłyszeć. Że też wszystko musi mu się od razu z nim kojarzyć.
Wszędzie rodziny z dziećmi. Całe święta mają taką rodzinną atmosferę, której miał już powoli dosyć.
Nie wiedział jednak czy dobrze zrobił, bo chłód, jaki panował w mieszkaniu jeszcze bardziej go denerwowała. Już przystał liczyć ile razy zrobił sobie herbatę, aby się rozgrzać. Chciał sobie zaplanować trasę wyjazdu, kiedy nagle zgasło światło w cały mieszkaniu.
-Serio - wrzasnął.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił było dzwonienie do dozorcy. Starszy pan był oburzony obecną sytuacją. Myślał, że wszyscy opuścili budynek i nie ma sensu, aby marnować energię. Jednak dał się namówić, aby ponownie włączyć prąd. Musiał jednak na to czekać kolejne dwie godziny. Kiedy dozorca się pojawił zdążyli się pokłócić, dlaczego on, jako jedyny nie mógł gdzieś wyjechać.
Doczekał się jednak włączenia elektryczności. Nie minęło jednak pięć minut, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
-Jak to znowu ten staruch to się wkurzę.
Otworzył drzwi.

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 1



Pierwszy rozdział nowego opowiadania, które będzie miało kompletnie dziwną fabułę. Wyszło mi takie trochę fantasy, gdzie na szóstce bohaterów dojdzie do materialnej przemiany, która zmieni ich życie. Ogólnie taka dziwna komedia a bardziej parodia.

~~~~

Dla swojego psa każdy jest Napoleonem.

Rozdział 1

Obudził go okropny ból głowy. Nie pamiętał w ogóle, co się stało. Nie wiedział gdzie jest. Leżał na kanapie w jakiś mieszkaniu, którego nie zna, w którym nigdy nie był. Starał się przypomnieć, co się stało.
Pamiętał jak szykował się na spotkanie, które zorganizował Kuroko. Mieli się na nim pojawić wszyscy członkowie pokolenia cudów. I przybyli. Zdążyli się nawet pokłócić zanim przyszli Kuroko z Momoi. Dalej już nie pamiętał, co się wydarzyło. Zawodnik Seirin coś powiedział, że mu jeszcze za to podziękują, co potwierdziła dziewczyna i pstryknął palcami. To ostatnie, co pamiętał.
A teraz nie miał pojęcia gdzie był i dlaczego, chociaż ważniejsze jak się tutaj znalazł. Leżał  na jakiejś wielkiej kanapie w salonie wielkiego mieszkania. Wszystko było nadzwyczajnie duże. W drugim pokoju słyszał jakieś odgłosy. Dwójka ludzi rozmawiała o czymś. Znał te głosy, lecz nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należą. Nie mógł też zrozumieć sensu ich rozmowy. Jeden był wyraźnie czymś oburzony, a drugi wydawał się bardzo spokojny. To chyba był Kuroko. Pamiętał jak kiedyś nazywał go Kurokochii, ale już dawno zrezygnował z tych głupich końcówek. Ale, do kogo należał drugi głos.
Nim zdążył się zastanowić do pokoju wszedł zawodnik widmo i jego kapitan z liceum.
-A to w ogóle legalne żeby on tu był - denerwował się senpai.
-Jak nikt nie będzie wiedział, że tu jest to nic się nie stanie.
Kasamatsu spojrzał na niego i raczej się nie ucieszył.
-Obudził się - stwierdził z wyrzutem.
-Rzeczywiście to ja uciekam. Dasz sobie radę - odpowiedział Kuroko - mam u ciebie dług.
Kiedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi chciał coś powiedzieć, lecz senpai go wyprzedził.
-I, co mam z tobą zrobić sierściuchu?
Sierściuch?! To o mnie. Już chciał do niego podejść i zażądać wyjaśnień za to określenie, kiedy spadł z kanapy. Musiały mi zdrętwieć wszystkie mięśnie, pomyślał. Chcąc przytrzeć rękoma oczy zorientował się, że ich nie posiada. Zamiast tego zobaczył czarne łapy. Dopiero teraz zauważył, że jest niższy niż kanapa w pomieszczeniu. W największym szoku był jednak jak poczuł, że posiada ogon. Puszystą lisią kitę. Ogólnie cały zamienił się w lisa.
To zły sen to musi być zły sen, powtarzał sobie i zaczął chaotycznie biegać po pokoju. Chciał się obudzić z tego koszmaru.
-Hej przestań - zawołał za nim Kasamatsu próbując go złapać.
Nie posłuchał jednak. Biegał cały czas z marnym skutkiem. Nie potrafił się poruszać na czterech łapach i efektem tego były liczne wywrotki.
-Zaraz sobie coś zrobisz i Kuroko mnie zabije - próbował go złapać.
Nic go nie powstrzymywał. Wbiegał pod ławę, kanapę, za szafkę nie zwracając uwagi na szkody, jakie po drodze wyrządził starając się też, aby go nie złapał. Nie zwracał uwagi na przekleństwa, jakie słyszał za sobą.
-Mam cię - nim się zorientował został złapany - i co ładnego żeś zrobił.
Starał się wyrwać, lecz małe ciało bardzo mu to utrudniało, a był trzymany w taki sposób, że nie był w stanie go ugryźć czy podrapać.
-I, co mam z tobą zrobić byś znów nie zaczął wariować - spojrzał na niego. Lecz mimo chęci odpowiedzenia w normalnych słowach z jego ust a raczej pyska wydobył się tylko pisk.
Wyniósł go z pokoju, wszedł do łazienki i wrzucił do wanny.
-I z niej nie wyłaź - skarcił jak jakiegoś psa. Na wszelki wypadek zamknął jednak drzwi.
Śliskie ściany bardzo utrudniały ucieczkę. Mimo wielu prób wanna całkowicie uniemożliwiła wyjście. Zostało tylko wołanie o pomoc, lecz jedyna osoba, która teraz mogła to zrobić to go w ogóle nie rozumiała.
-Zadowolony jesteś z swojego zachowania - usiadł na skraju wanny, aby mieć na oku swojego nowego zwierzaka. Kise dopiero wtedy zauważył, że krwawi mu cała noga. Przypomniało mu się, że uciekając zrzucił z szafki jakąś roślinkę i doniczka chyba się stłukła. Podobny los spotkał szklany wazon z ławy. Miał wyrzuty sumienia, że wyrządził tyle szkód to jeszcze senpai na coś nadepnął jak próbował go złapać. Chciał przeprosić zapominając, że nie potrafi.
-Mam nadzieje, że ci przykro - prychnął opatrując sobie stopę.
Chciałby się z tym zgodzić, ale nie wiedział jak. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Nie ucieszyło to senpaia, który nie wiedział, co ma teraz zrobić. Po chwili wahania powiedział jednak do niego.
-Siedź cicho i nie wyłaź - i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Kise starał się zrozumieć jak znalazł się w tak głupiej sytuacji. Skoro Kuroko tu był i tutaj go zostawił to musiał mieć coś wspólnego z jego przemianą. Jak on to jednak zrobił? I co ważniejsze jak on ma teraz wrócić do normalnej postaci?  Nie było jednak nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Senpaia też dość długo już nie było. Z jednej strony kazał mu siedzieć cicho a z drugiej bał się tego wszystkiego. Był małym liskiem, który nawet nie potrafił wyjść z wanny. Jak ma sobie z wszystkim poradzić? Chciało mu się płakać, lecz jak zwykle potrafił wydobyć z siebie tylko pisk. Zwinął się w kłębek i zapadł w sen zmęczony gonitwą. Miał nadzieje, że jak się obudzi to wszystko wróci do normy.

Niestety jego życzenie nie zostało spełnione. Otwierając oczy ciągle był mały. Co gorsza znajdował się teraz w jakimś dużym kartonie, który wydawał się za wysoki, aby z niego wyjść. Mimo to chciał spróbować. Niestety skończyło się to niepowodzeniem. Miał już dosyć tej sytuacji. Chciał, że to się wszystko skończyło. Sufit, który widział z dna kartonu różnił się od łazienkowego, czyli był już gdzieś indziej. Lecz nie był sam. Słyszał kogoś. Pewnie Kasamatsu pomyślał. Nie mając innego wyjścia chciał go wołać, aby go stąd wydostał, lecz jak zwykle nie potrafił. Na szczęście jęki z kartonu zwróciły czyjąś uwagę. Tak jak przypuszczał w pokoju był senpai.
-I było tyle wariować - spytał, lecz w odpowiedzi otrzymał tylko piski - ty mi lepiej powiedz, czym mam cię karmić?
Pochylił się nad kartonem i potargał go za uszami. Mimo niechęci i złości za takie zachowanie, to zwierzęca natura zrobiła swoje. Zaczął radośnie piszczeć tak mu się to podobało. Nie mogąc się opanować zaczął jeszcze bardziej podstawiać łepek, aby ten nie przestawał.
-Ale się zrobił przytulaśny - przestał i wziął go na ręce - tylko mi tutaj nie wariuj. A ja skończę szykować jedzenie. Nawet nie myśl, że uszykuje ci coś, co powinieneś jeść.
Kiedy został postawiony na podłogę, zaczął się zastanawiać, o co właściwie mu chodziło z tym jedzeniem. Co właściwie jedzą lisy, myślał i stwierdził, że nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Zaczął się bać, co dostanie. Chyba już wolał nic nie dostać, mimo że poczuł burczenie w brzuchu. Zapach był jednak ładny, nie wiedział czy robił to jedzenie dla siebie czy dla niego. Cały czas przyglądał się Kasamatsu w nadziei, że szykuje mu coś normalnego. Zastanawiał się także jak ma mu właściwie powiedzieć, kim tak naprawdę jest i co się stało, ale nie miał żadnego pomysłu jak to zrobić. Poza tym tylko ktoś, kto postradał wszystkie zmysły by w coś takiego uwierzył. Człowiek zamieniony w lisa. Ciekawa historia.
Tak bardzo zaczął się zastanawiać, co ma teraz zrobić, że nie zauważył, że jest od pewnego czasu obserwowany. Doznał wielkiego szoku, kiedy senpai nogą przeturlał go tak, że teraz leżał na grzbiecie.
-Co robisz futrzaku? - spytał, lecz jak zwykle odpowiedzi nie uzyskał - pewnie jesteś głodny.
Postawił przed swoim nowym zwierzakiem jedzenie. Kise jednak podszedł do miski z wielkim niepokojem. Nie wyglądało źle, ale nie miał pojęcia, co mu uszykował. Zaczął nerwowo obwąchiwać jedzenie.
-Jedz. Mam to samo - szturchnął go nogą Kasamatsu - Kuroko kazał dawać ci normalne jedzenie.
Rzeczywiście dostał ryż z kurczakiem i warzywami. Dziwnie się czuł, kiedy musiał jeść w taki sposób, ale co miał zrobić jak był głodny.
Powstał potem jednak następny ważny problem. Musiał się udać na stronę, a nie miał pojęcia jak ma to zrobić. To problem. Wielki problem. Wręcz katastrofa. Zaczął się kręcić w kółko nie wiedząc o ma zrobić. Jego nerwowe zachowanie zwróciło jednak czyjąś uwagę. Yukio najpierw zaczął mu się przyglądać zastanawiając się, o co chodzi. Gdy się zorientował, wpadł w równie wielką panikę.
-Co robić? Co robić - powtarzał. Po chwili jednak nie znajdując lepszego rozwiązania podsunął mu gazety.
Czym sobie na to zasłużyłem. To krępujące i żenujące. A on nawet nie wie, kim jestem. Albo wie i nabija się z tej sytuacji. Jednak po zachowaniu Kasamatsu wątpił w to. On myśli, że dostał zwyczajnego zwierzaka pod opiekę. 
Kiedy jego "opiekun" wrócił z łazienki rozmawiał z kimś przez telefon.
-Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyny w takiej sytuacji - powiedział do kogoś - co Kuroko sobie myślał rozdając taki zwierzyniec. Bo raczej posiadanie wszystkich jest nielegalne.
Chwilę nic nie mówił słuchając swego rozmówcy.
-Po Takao można się tego spodziewać, chociaż jemu nigdy bym tego nie powierzył.
Wreszcie dotarł do niego sens usłyszanej rozmowy. Czyżby inni też zostali zamienieni i tak jak jego Kuroko ich gdzieś zostawił. Zaczął krążyć wokół senpaia chcąc się czegoś dowiedzieć.
-A ty, czego znów chcesz - spytał go - nie, nie mówiłem do ciebie. Kręci się cały czas. Dobra Miyaji. Tak, jak tylko Kuroko zabierze go z powrotem to się wszyscy zbierzemy i zagramy. Narazie.
Rozłączył się i ukucnął drapiąc liska za uszami jak wcześniej. Podobało mu się to, ale cały czas zastanawiał nad sensem rozmowy. Pominął już fakt, że inni też prawdopodobnie zostali zamienieni. Senpai miał kontakt z Miyaji. Zdziwił. Mówił tak o Takao jakby również utrzymywali znajomość. Jakoś po zakończeniu liceum przestał się z większością, a raczej ze wszystkimi widywać.
-I, co ja z tobą mam skoro nie wolno mi cię zostawić samego?
Kiedy przestał się nim zajmować, usiadł na kanapę i zaczął czytać książkę. Nawet próbując wysilić wzrok Kise nie potrafił przeczytać okładki. Zaczęło mu się nudzić. Zaczął, więc się rozglądać po pomieszczeniach. Łazienka, kuchnia, salon i jeszcze jeden pokój, w którym jeszcze nie był. Korzystając z okazji, że Kasamatsu był zajęty czytaniem wszedł niepostrzeżenie. Tak jak przypuszczał była to sypialnia. Urządzona prosto tak jak i całe mieszkanie. Bez żadnych ozdób. Jedynie, co zwróciło jego uwagę to zdjęcia wiszące nad komodą. Trzy przedstawiały pełny skład drużyny koszykówki liceum Kaijo, z poszczególnych klas. Zauważył coś, o czym wcześniej nie miał pojęcia. Kasamatsu w pierwszej i drugiej klasie miał numer 7 na koszulce. Taki, jaki on później nosił. Kolejne zdjęcia z rodzicami i dziadkami. Ostatnie przedstawiało boisko do kosza a na nim mnóstwo zawodników. Przypuszczał, że zrobili je kiedyś jeszcze w liceum. Jednak po chwili stwierdził, że to niemożliwe. Wszyscy byli tutaj starsi, wiec zdjęcie musiało być zrobione niedawno. Rok góra dwa lata temu. Wśród osób zauważył Kasamatsu, Moriyama, Kobori, Hayakawa czy Nakamura a także gracze innych zespołów. Byli tutaj Takao, Miyaji, Otsubo z liceum Shutoku lub z akademii Too Wakamatsu, Sakurai czy Imayoshi. Rozpoznał zawodników Yosen Okamura, czy Fukui. Oprócz nich Hiromu, brat Kagamiego, obok którego stał. Oprócz asa Seirin była tutaj także cała jego drużyna Hyuga, Izuki, Mitobe, Koga, Kiyoshi i Furihata. Zdziwił się, kiedy zobaczył tutaj także swojego byłego kapitan z liceum, Nijimura.
Właściwie było tutaj większość graczy z drużyn, do których należeli członkowie pokolenia cudów, lecz żadnego z nich tutaj nie było. Nie, był jeden. Dopiero teraz go zauważył. Wśród nich stał Kuroko. Czyżby utrzymywał ze wszystkimi kontakt, zastanawiał się. 
-Tutaj jesteś. A zastanawiałem się gdzie się schowałeś - dopiero teraz zauważył Kasamatsu - jeśli mnie nie ma to tutaj nie wolno wchodzić.
Wziął go na ręce w wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Wszedł do salonu i wrócił do czytania. 
-Nie marudź. Muszę się uczyć - powiedział do niego, kiedy ten z nudów zaczął piszczeć chcąc zwrócić na siebie uwagę. 
Nic to jednak nie dało, więc starał się wdrapać na kanapę, lecz zaliczył tylko dwa wspaniałe upadki.
-No dobrze - usłyszał i został położony na kanapę. Zadowolony, że udało mu się zwrócić na siebie uwagę położył się na kolanach i podstawił łepek.
-Ty się naprawdę robisz rozpieszczony - powiedział Yukio i zaczął go głaskać.

Cały dzień spędził na chodzeniu za Kasamatsu i przyglądaniu się, co robi. Nie mając nic lepszego do roboty, więc nawet to wydawało się ciekawe. Był zły na siebie, bo pozwalał swojej zwierzęcej naturze przejmować nad sobą kontrolę. A on nawet nie chciał takiej mieć. A teraz jeszcze chciało mu się bardzo spać.
-Chyba już pora spać- powiedział senpai.

Mam dosyć. Mam uszy, ogon. Muszę jeść z miski i sikać na gazetę. Na dodatek muszę spać w kartonie. Czy coś gorszego może mnie spotkać? 
Kiedy zbierając się do spania Kasamatsu wrzucił go do kartonu, zrobiło mu się przykro. Co prawda dostał jakiś koc, ale to i tak nie była przyjemna sytuacja. To wszystko go przerażało.  Nie zdawał sobie sprawy, że w tym czasie zaczął piszczeć i przy tym nie bardzo można było spać.
-Niech ci będzie - usłyszał, po czym został wyciągnięty z kartonu i położony w narożnik łóżka - a teraz śpij.
Nawet już nie zwrócił uwagi albo raczej nie chciał jej zwracać, że zwierzak wszedł pod kołdrę i ulokował się koło niego.
-Dobranoc.

~~~~

Mam nadzieje, że się podobało i będę mogła wrzucić kolejną część.
Za tydzień powrót do AoKagi, bo CLD chyba się załamie.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 8 Pożegnanie

Część 2
Wyrastają nie po to, by nas powstrzymać.

Rozdział 8


Od połowy grudnia ciągłe deszcze zamieniły się w opady śniegu. Sam się zaczął zastanawiać, co gorsze. Okres zimowy sprawiał, że wszędzie rozwieszane były już świąteczne dekoracje. Trochę przypominało to czas grudniowy w Japonii. Tam również się wszystko przystraja i to równie wcześnie, co tutaj, ale brakowało w tym jakiegoś głębszego sensu. Staruszek z siwą brodą z bandą reniferów czy choinka są bardziej uważana, jako rozrywka. Brak w tym jakiś aspektów religijnych, które są tutaj. W domu rano wszyscy życzą sobie "Wesołych Świąt" i idą normalnie do pracy. Ewentualnie wieczorem pary wychodzą do restauracji, traktując to, jako drugie walentynki. A rodzice z  dziećmi jedzą obowiązkowe "Kurisumasu keiki". Wśród znajomych największe znaczenie ma to dla Murasakibary i Hiromu. Ten drugi wywodzący się z Ameryki bardziej celebruje Wigilie niż cała reszta. A ponieważ głównym punktem świętowania jest kolacja to wyższy chętnie się do tego przyłączył.
Tutaj jednak traktowano to inaczej w tak zwaną Wigilię Bożego Narodzenia ludzie jedli uroczystą kolacje a na drugi dzień obdarowywali się prezentami.
On natomiast miał mieć wolne dwa ostatnie tygodnie grudnia i pierwszy stycznia i nie miał pojęcia, co w tym czasie robić. Większość jego kolegów wracała w tym czasie do swoich krajów najczęściej do rodzin czy ukochanych. On nie miał, do kogo. I nawet nie miał gdzie.  Swoje mieszkanie wynajął na czas szkolenia a nie chciał szukać noclegów po przyjaciołach, więc zdecydował się zostać tutaj. Zwiedzi trochę kraju i zobaczy, co warte do obejrzenia.

Trochę żałował, że po tej przerwie skończy zajęcia w przedszkolu. Przyzwyczaił się już do dzieci, a został mu tylko tydzień z nimi. Jak sobie przypomniał jak się bał przed pierwszym dniem to chce mu się śmiać. Teraz robiło mu się smutno, że te dwa miesiące prawie minęły. Polubił Jessice, która była matką trzyletniej dziewczynki i z mężem planują w przyszłym roku następne i Camile wychodzącą w przyszłym miesiącu za mąż. Zdążył się przyzwyczaić do gadatliwej Emmy, zarozumiałej Juliet, nieśmiałej Kate i poważnej Florency. Będzie mu brakować inteligentnej Anny, energicznej Cleo, marudnej Ruby i delikatnej Lili. Skromna Lea, lekkomyślna Ros, pewna siebie Isa, łakoma Olivia i pełna życia Sophia wywarły na nim bardzo duże wrażenie. Mimo swoich obaw bardzo szybko nauczył się imion. Lubił wszystkie dziewczynki jednak bliższy kontakt miał jednak z chłopcami. Był tutaj  Max, który interesował się samochodami i potrafił wymienić naprawdę dużo marek i modeli. Peter czytał bardzo dużo komiksów, nauczył go rozróżniać Spidermana, Ironmena czy poszczególnych X-men-ów. Imiennik człowieka pająka nawet stwierdził, że powinien zostać Wolverinem. Daiki "Wolverin" Aomine. Innego zdania był Johny, który czytał komiksy o Batmanie, Supermenia i Flashu. Jego zdaniem bardziej pasował Batman. Żaden z  bohaterów nie za bardzo przypominał Aomine, lecz cieszył się, że chłopcy tak bardzo go podziwiają i określają go tak genialnymi bohaterami. Często lubił słuchać ich kłótni. Wielki konflikt między DC Comics a Marvel Comics. Michael natomiast to wielki fan piłki nożnej. Potrafił wymienić wszystkich angielskich i hiszpańskich piłkarzy. Nawet on, jako fan koszykówki aż tak wielu zawodników nie potrafił wymienić. Tym bardziej przy takiej różnicy wieku. Nigdy natomiast nie mógł zapomnieć o Hiro i Nobu. Dwójki dla siebie bardzo ważnych. Z jednej strony bardzo ich lubił. Często rozmawiał z nimi o Japonii. Interesowali się kulturą i zwyczajami panujących w tym kraju. Jedynie ból sprawiał mu ich ojciec. Od czasu wycieczki do remizy strażackiej minął miesiąc a on nie odezwał się po tym ani słowem. Kochał go. Już nie bał się tego powiedzieć i on o tym dobrze wiedział, ale nie potrafił tego odwzajemnić. Nie czuł do niego żalu. To był jego błąd. Mógł mu już dawno powiedzieć, że go kocha to może wtedy ich życie potoczyłoby się inaczej. Gdyby wtedy mu pokazał jak bardzo mu zależy nie skończyłoby się w ten głupkowaty sposób. Teraz wiedział, że jest już za późno. On nic do niego nie czuje. Pokazał mu to. Mimo że go pocałował to tego nie odwzajemnij. Żałował tego, co zrobił. Przecież minęło tyle lat i  miał prawo się zakochać w kimś innym. Założyć normalną rodzinę, której oni nigdy by nie stworzyli i to bolało. Żył normalnie jakby nic się nie stało, kiedy on nie potrafił o nim zapomnieć. Dlatego się nawet troszeczkę cieszył, że kończy zajęcia w przedszkolu, bo przynajmniej nie będzie miał okazji, aby o nim myśleć lub co gorsza go spotkać.

Nawet się nie obejrzał jak przyszła środa. Ostatni dzień przed świętami i jego ostatnie zajęcia z dziećmi, na które jeszcze się spóźnił. Był prawie pół godziny spóźniony. Wszystko przez to, że dozorca zmieniał zamki w drzwiach wejściowych i musiał czekać dwadzieścia minut aż skończy. Dodatkowo jak wyszedł to złapała go jedna z sąsiadek, które niestety zaczęły go rozpoznawać poprosiła go o wniesienie zakupów. Ten dziwny zbieg zdarzeń sprawił, że tak późno dotarł na miejsce. Drzwi już były zamknięte a nie wiedział, czemu jego wspaniała karta, która powinna mu je otworzyć nie zadziałała. Musiał, więc jeszcze dodatkową chwilę czekać aż pani dyrektor mu je otworzy. W ramach kary za spóźnienie dostał łopatę i miał odśnieżyć plac przed budynkiem.
Nie żeby mu to bardzo przeszkadzało, odkąd zaczęło padać często to robił. Ale dziś był to jego ostatni dzień i miał nadzieje spędzić czas z wszystkimi dziećmi, które tak polubił. Kiedy skończył i mógł wreszcie wejść do swojej grupy miał blisko półtora godzinny poślizgu.
Nie poznał tej sali. Myślał, że się pomylił i już chciał wychodzić, kiedy się zorientował, że to jego grupa.
Wszystko było dziwnie ozdobione. Białe tło a na nich różowe kwiatki. Kwiaty wiśni. To miała być sakura.
Nie poznał także swoich podopiecznych, którzy dzisiaj byli ubrani w specjalne stroje. Dziewczynki i panie miały na sobie kolorowe stroje, które bardzo przypominały japońskie kimona, a chłopcy wyglądali jak samurajscy wojownicy.
Aż mowę mu odebrało jak to zobaczył. Jeszcze bardziej nie wiedział, co powiedzieć, kiedy się odezwali, wszyscy po japońsku.
-Ohayo gazaimasu - co oznacza dzień dobry.
-Dzień dobry - opowiedział im końcu, lecz już po angielsku.
Nawet nie chciał wiedzieć jak teraz wygląda, bo uśmiech mu nie schodził z twarzy tak mu się podobał ten widok. Nad ich głowami był uszykowany transparent z napisem "Najlepszy policjant na świecie" napisany po japońsku. Hiro i Nobu, mimo że mówili dosyć płynnie w jego ojczystym języku to pisać raczej nie umieli,  więc musiało to być dzieło Taigi.
Potrafił chować swoje emocje i dzięki temu się nie rozpłakał, bo taki widok był bardzo wzruszający. Tak się namęczyli dla niego. Odczuwał nie tylko radość, ale także dumę.
Nim się zorientował został otoczony przez wszystkich swoich podopiecznych tak ja za pierwszym razem.

Kiedy już ostatnie dziecko zostało odebrane przez rodziców a musiał odprowadzić wszystkie, bo żadne nie chciało być odprowadzone przez panią, był bardzo zmęczony. Z każdym z rodziców zamienił dwa zdania, co też zajęło trochę czasu. Cieszył się tylko, że po bliźniaków przyszedł tata Sophie, który miał ich odprowadzić do jednostki do ojca. Nie chciał go widzieć. Nie po tym, co się stało. Czuł, że nie byłoby to dobre pożegnanie. Nawet nie miał pojęcia, co miałby mu powiedzieć. Że mu przykro, że go to boli. To byłoby bezsensu. 
Chociaż nie był o to proszony to ostatni raz chciał odśnieżyć podjazd. I tak nie miał już nic do roboty przez najbliższe trzy tygodnie, więc co mu szkodzi.
-No to zacznie się kolejne marudzenie o odśnieżanie - usłyszał nagle za sobą. Pamiętał go z odwiedzin straży w placówce, podczas ulewy, był dowódcą jednostki, która przyjeżdżała.
-Już się powoli przyzwyczaiłem do tej roboty - odpowiedział.
-Przynajmniej nie musiałem wysyłać tutaj chłopaków, aby pomogli. A teraz już się skończy i Angelica znów zacznie marudzić żebym kogoś przysłać. Co ja mam z tą kobietą - stwierdził i zabrał się do pomocy.
-Rodzina?
-Teściowa. Tak niby marudzę, ale lepszej nie mogę znaleźć. Zapomniałem się przedstawić  Edward najsłynniejszy policjant na świecie to już nawet przedstawiać się nie musi - stwierdził -jeśli można spytać. Długo się znacie z Taigą?
-Z czasów liceum się przyjaźniliśmy - odpowiedział z niechęcią. Chciał choćby na chwilę o nim zapomnieć to musiał być zapytany właśnie o niego. A odpowiedź i tak nie była szczera, bo jak tu powiedzieć, że byli parą.
-Graliście razem w kosza?
-Raczej zawsze przeciwko sobie, ale tak. Można powiedzieć, że byliśmy rywalami.
-Tak większość obstawiała jak widziała wasz mecz. Nie widziałem tego, ale reszta mówiła, że był genialny. Musicie się kiedyś jeszcze raz umówić i zagrać, żebym mógł to obejrzeć. Chyba możnaby sprzedawać bilety.
-Niby, czemu? - zdziwił się - jakoś wątpię żeby miał być jakiś szczególny.
-Byłby. W całej jednostce przez dwa tygodnie nie mówiło się o niczym innym - stwierdził Ed.
-Znając Taigę jak gra w kosza to zawsze daje z siebie sto procent, więc nie rozumiem, co w naszym meczu było takiego niezwykłego.
-Bo Taiga nie gra w kosza, dlatego - usłyszał w odpowiedzi.
-Jak nie gra? - zdziwił się.
-Odkąd zaczął z nami pracować to nie raz chcieliśmy by zagrał a on za każdym razem stwierdzał, że zrezygnował z kosza i już nie zamierza nigdy grać. Mimo próśb naszych, znajomych czy nawet bliźniaków to nic to nie dawało i zawsze odmawiał gry. 
-Na serio zrezygnował z gry? - był w takim szoku.
-Naprawdę. A teraz wystarczyło twoje pojawienie i mieliśmy mecz stulecia. Szkoda tylko, że nikt tego nie nagrał, więc musicie jeszcze raz zagrać. Rozgrywka na takim poziomy. Wyście tam podobno świata nie widzieli poza grą. Wołali was a wy nic. Tak wpatrzeni.
-Zawsze gra na sto procent - stwierdził nie wiedząc, co powiedzieć. Po prostu nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
-Z taką zaciętością nie trudno się domyślić, że o to się pokłóciliście.
-Kiedy? - zareagował nerwowo.
-Wtedy w jednostce. Chłopaki mówili, że tam prawie do bójki wybuchło zanim zniknęliście. Który lepszy nie?
-Tak o to. Kto był lepszy? - potwierdził, chociaż wiedział, że to nie do końca prawda.
-To, który?
-Co który?
-Który był lepszy w liceum?
-Na początku chyba ja, potem on. A następnie to już na zmianę. Ale każdy potem dostawał baty od Kise, więc najlepszy to był on. My toczyliśmy walkę o drugie miejsce.
-Jeszcze lepszy niż wy? -zaciekawił się.
-Może trudno w to uwierzyć, ale tak. Gościu był nie do zatrzymania. Nawet jak dla mnie czy Taigi.
-To jak to się stało, że tylko on, chociaż i tak w jego przypadku trwało to krótko, zaczął grać na poważnie
-Sam chciałbym wiedzieć.

wtorek, 11 listopada 2014

Prolog

Postanowiłam zacząć nowe opowiadanie, w którym będzie się przeplatać kilka par. Prolog trochę krótki, ale to tylko prolog.

~~~~

Dla swojego psa każdy jest Napoleonem.
Aldous Huxley


Prolog

Osiem razy się przebierał zanim zdecydował się na strój do wyjścia. Nie chciał, aby był on zbyt oficjalny, lub w drugą stronę zbyt nieoficjalny. Zdał sobie sprawę, że odkąd skończyli liceum nie miał w ogóle kontaktu z przyjaciółmi z gimnazjum, a od tego czasu minęło już prawie pięć lat. Był ciekaw, co u się wydarzyło w tym czasie u wszystkich.

Nie miał ochoty na to spotkanie. Miał dużo spraw na głowie, a jego dzisiejszy horoskop mówił żeby wystrzegał się zmian. Dlatego chciał nie iść. Wierzył w horoskopy i nie wiedział czy dobrze robi nie słuchając się go.

Zastanawiał się nad sensem tego spotkania. Przestali mieć ze sobą kontakt krótko po zakończeniu trzeciej klasy liceum. Po co więc to spotkanie. Chyba się nie stęsknili za jego zajebistością.

Nie chciało mu się iść. Miał tylko nadzieje, że znajdzie się tam coś do jedzenia, bo jak nie to on wróci, bo to będzie bez sensu.

Był oburzony. Jako ich kapitan to on powinien zaproponować to spotkanie. A tak będzie tylko jednym z uczestników. To nie przystoi.

Po co w ogóle zgadał się na to spotkanie. Nigdy jakoś do nich nie należał. To znaczy należał przez krótki okres przed pojawieniem się blond idioty. Jakoś jednak za nimi nie tęsknił a teraz musi iść się z nimi zobaczyć.

Cieszył się na to spotkanie. Wiedział, że chyba jest jedynym, który to czuje, ale mimo wszystko się cieszył. Mógł ich zobaczyć po tylu latach. Miał nadzieje, że nie będą się mocno gniewać za niespodziankę, jaką dla nich szykuje. Wiedział, że nie będzie ona przyjemna, lecz liczył, że wszystko pójdzie po jego myśli i kiedyś mu za to podziękują.

sobota, 8 listopada 2014

8 listopad

Listopad to miesiąc tak bardzo nielubiany przez większość społeczeństwa jak to tylko możliwe. Bo w sumie, dlaczego go lubić. Jest zimno, ponuro, pogoda często płata figle i zsyła ulewne deszcze. Człowiek najchętniej nie wychodziłby z domu. A kiedy już musi iść do szkoły lub pracy to robi to z niechęcią. Bo, w czym ją znaleźć skoro jak się wychodzi to jest ciemno, jak się wraca to ciemno. Ogólnie to taki ciemny miesiąc. Przyroda jest już martwa, wszystko poschło lub pomarzło a drzewa to teraz suche gałęzie. Zwierząt wcale nie widać, wszystkie albo zapadły w zimowy sen albo poleciały do ciepłych krajów. Nic się nie chce oprócz schowania się pod kołdrę z kubkiem gorącej herbaty. Podobno także ludzie, którzy urodzili się w listopadzie to najgorsze charaktery pod słońcem. Więc dlaczego lubić ten miesiąc skoro nie ma w nim nic, co by miało sprawić żeby go polubić. 
Są jednak tacy, którzy lubią tą porę. Pragną oni zobaczyć w tym coś, czego nie potrafią docenić inni.

-Coś ty taki wesoły Furihata - spytał Kawahara.
-A, czym niby mam się martwić? Mamy przecież piękny dzień - odpowiedział.
-Piękny? Niby, w którym miejscu. Jest mokro, zimno i wieje a na dodatek jutro ma być jeszcze gorzej.
-Tak, ale gdyby nie takie zimne dni nigdy nie doceniłbyś słońca. A tak z niecierpliwością wyczekujesz wiosny.
-Wiosny oczekuje, bo po takim czymś już gorzej być nie może. Już zima jest lepsza.
-To ja już wolę to niż śnieg. A przy okazji to mam sprawę.
-Jaką - zdziwił się Koichi.
-Ale obiecasz, że nikomu nie wygadasz.
-Masz moje słowo - obiecał, jednak musiał chwilę poczekać, bo jego odpowiedź chyba nie do końca przekonała rozmówce.
-Co można kupić dziewczynie na urodziny? - wypalił w końcu na jednym oddechu.
-Czy ja o czymś nie wiem - zaczął dopytywać się kolega.
-Po prostu idę do przyjaciółki na urodziny i nie wiem, co jej kupić - nerwowo wytłumaczył.
-Niech będzie, że ci wierzę - uśmiechnął się szyderczo.
-Siema chłopaki. O czym rozmawiacie? - nie wiadomo skąd pojawił się Kiyoshi w towarzystwie Izukiego.
-Furihata nie wie, co kupić dziewczynie na urodziny - odpowiedział mu Kawahara.
-To nie jest moja dziewczyna. To przyjaciółka - zaprzeczy zły na przyjaciela, że od razu musiał wszystko wygadać.

Jego zaprzeczenia nic nie dały, bo i tak na treningu wszyscy nawet Riko pytali o jego dziewczynę. Czy już nie można się zwyczajnie przyjaźnić z dziewczyną. Zniósł jakoś wszystkie docinki. Nawet się ucieszył na pomoc Kuroko i Kagamiego przy wyborze prezentu. Do czasu.
Taiga za bardzo rzucał się w oczy i bardzo szybko spotkali kogoś znajomego. A chyba od Aomine gorzej już nie mógł trafić. Kuroko był na tyle miły, aby poinformować go celu poszukiwań przekręcając tylko fakt, dla kogo on miał być.
-Cicha woda brzegi rwie. W życiu bym się nie spodziewał, że taki ktoś jak ty może mieć dziewczynę - śmiał się Aomine. Furihata zignorował to jednak. Także jego pomysły o zabawkach erotycznych. Myślał o czymś prostym jakiejś książce albo czymś podobnym. 
Zauważył, że reszta przestała się interesować celem wyjścia, którym było pomoc przy wyborze prezentu. Czuł ulgę, bo przez ich głupie pomysły bolała go głowa. Nie zdążył się nacieszyć spokojem. Nie wiadomo skąd pojawił się Midorima z swoim ogonem. Oczywiście reszta zaraz wytłumaczyła, w co robią.
-Już czekaj zaraz mi coś wpadnie - ekscytował się Takao - zaraz coś wymyśle. Chyba, że ty masz jakieś pomysły Shin-chan.
-Poczekaj i zobacz, jaki będzie jej szczęśliwy przedmiot - wzruszył ramionami.
-Shin-chan mistrz podrywu
-Zależy, co to będzie. Bo jak okaże się to coś głupiego - powiedział Kuroko.
-To pójdzie do dziewczyny z puszką czerwonej fasoli - zaczął się śmiać Takao.
-To nie jest moja dziewczyna - chciał się bronić Furihata, lecz nikt go nie słuchał.
-Jakaś zabawka byłby lepsza - upierał się przy swoim Aomine, spoglądając w stronę Kagamiego. Ten tylko walnął go w głowę.
-A to, za co?!
-Za twoją głupotę - otrzymał odpowiedź.
W czasie jak ta dwójka zaczęła się kłócić, Furihata oddalił się od nich chcąc dalej słuchać tego wszystkiego. Zostawił ich i poszedł sam na poszukiwania.
Oglądając wystawy sklepowe zastanawiał się, co będzie idealne na prezent. Jego spokój zakłócił jednak kolejny z Pokolenia Cudów. Pojawił się, bowiem Kise w obecności swojego senpai.
-Hej Furihata, co robisz? - zapytał wesoło blondyn.
W pierwszej chwili nie chciał wyjawiać celu poszukiwań, lecz chyba gorszych pomysłów już nie mógł usłyszeć.
-Hej. Szukam prezentu dla przyjaciółki z okazji urodzin.
-Ale słodko. A co chcesz jej kupić?
-Nie mam właśnie pomysłu - wzruszył ramionami.
-Kobiecie trzeba kupić obowiązkowo kwiaty, a potem najlepiej jakiś drobiazg. Świeczki, misia pluszowego lub coś podobnie słodkiego. Kobiety kochają takie rzeczy.
-Ależ się stał ekspertem od kupowania dziewczyn prezentów, jakby z własnego doświadczenia - skomentował Kasamatsu. Słysząc to Kise się przeraził.
-Ja nie. Nigdy. To nie tak. To tak tylko moje przypuszczenia - zaczął się nerwowo tłumaczyć.
-O tutaj jesteś Furihata. Widzę, że znalazłeś towarzystwo - zawołał Kagami idąc w ich kierunku z pozostałymi. Teraz oprócz pierwszorocznych, Aomine, Midorimy i Takao dołączyli to nich także Murasakibara i Hiromu.
Im więcej ludzi znajdowało się wokół niego tym czuł się gorzej. 
-I, co wymyśliłeś już coś? - zapytał Takao.
-Coś ty taki czerwony Kise - zauważył Aomine.
-Nic, nieważne - odpowiedział, a Kasamatsu tylko się uśmiechnął.
-To, co masz coś - zwrócił się Kuroko do Furihaty.
-Jeszcze nie.
-Kup jej słodycze, dużo słodyczy - stwierdził najwyższy.
Przynajmniej normalna propozycja. Inne jakoś nie bardzo mu się podobały.
Po pół godzinie, które spędzili  głównie na dyskusji nad propozycjami, chcąc ją skończyć zaproponował, aby skoczyć coś przekąsić. Wszyscy, zwłaszcza Murasakibara poparli ten pomysł.
-Na dole jest nowe stoisko z przekąskami - powiedział Kuroko.
Wszyscy chętnie ruszyli. Stoisko wydawało się bardzo fajne i był tak bardzo dużo różnego tradycyjnego jedzenia. Prowadził je czarnowłosy chłopak, pomagał mu inny o brązowych włosach niższy nawet od Kuroko. Mimo starań raczej nic mu nie wychodziło, bo odkąd tutaj przybyli to zdążył stłuc trzy talerze. Miał im chyba pomagać trzeci srebrnowłosy, lecz ten siedział a bardziej leżał na jednym ze stolików i wyglądał jakby zjadł jakąś truciznę lub coś podobnego.
Furihata przez cały czas się zastanawiał skąd zna tego ostatniego. Kiedy przyszła  ich kolej na zamawianie, sobie wreszcie przypomniał. Rozglądając się dookoła nigdzie nie widział jego siostry a skoro on tak wyglądał to znaczyło, że musi być gdzieś w pobliżu. Bojąc się jeść cokolwiek to zamówił tylko wodę. Reszta jakoś nie zwróciła na to uwagę, bo skierowali swoje spojrzenia na grupę ludzi, która wyraźnie się o coś kłóciła. Wyróżniali się oni tak bardzo, że wszyscy zwrócili na nich uwagę. Dwóch kobiet, pięciu facetów, jedno coś, co wyglądało jak człowiek-rekin i jedna roślina stali na środku centrum handlowego. Ubrani byli w bardzo dziwne czarne płaszcze z czerwonymi namalowanymi chmurkami. Niestety i oni wyglądali Furihacie znajomo. Znał tą grupę a przynajmniej jednego ich członka, którego obecnie z nimi nie było.
-Ja wam mówię najpierw trzeba zająć się raperem, a dopiero później blondynem - powiedział koleś z wielką kosą.
-Nie wiem, mój emo brat chce zabić swojego kumpla, więc lepiej żeby nas nie wyprzedził - powiedział człowiek z dziwnymi czerwonymi oczami, które oprócz źrenic miały także dziwne czarne plamki.
-A, z którego będzie lepszy zysk - odezwał się dziwny jakby pozszywany gościu.
-To jest nieważne podopieczny mojego byłego kompana da sobie radę spokojnie - powiedział długowłosy koleś, pod którego nogami były węże.
-Ja tam bym wolał jednak wszystko wysadzić - powiedział blondyn, który w pierwszej chwili był uznany za kobietę.
Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli ochrony, której chyba się nie podobał miecz człowieka ryby, kosa jednego z gości i węże Jednak to było zbyt dużo jak na kilku ludzi, bo chyba ze strachu wzywali oni policje.
Nawet nie zauważyli, kiedy do trójki pracującej przy stoisku dołączył mały ludek z kameleonem na głowie. Za nim przybyło trzech chłopaków, jedna dziewczyna i jedna mała krowa.  Zaczęli coś wspólnie omawiać. Był teraz tutaj także chłopak, który miał czarne włosy i oczy i dziwne pałki przy sobie, drugi białe włosy w stroju bokserskim. Trzeci o granatowych włosach, które uczesanie przypominało ananasa, a jego oczy przypominało Akashiego. Miał, bowiem jedno oko czerwone a drugie niebieskie. Dziewczyna miała podobne uczesanie, ale miała przepaskę na jednym oku. Ostatni przybyły wyglądał jak małe dziecko przebrane w strój krowę.
Kiedy przybyła policja to wszczęła się taka rewolucja, że strach o tym myśleć. Mały ludek od sprzedawców przekąsek chyba myślał, że to po nich i zaczęli walczyć z policją. Jego kameleon zamienił się w rewolwer, a cała reszta jakby nagle dostała jakiś super mocy. Świecące miecze, jakieś kije czy rękawiczki to nie wszystko, co były w ich arsenale. Chmurki jak to zauważyły to myślały, że to atak na nich i wtedy zaczęła się wielka bitwa.
Trzeba uciekać póki życie miłe uznał Furihata zrywając się do wyjścia. Odwracając się zauważył toczącą się walkę między szesnastoma facetami, który nie mieli zamiaru przestać. Jedyna kobieta od chmurek i dziewczyna z fryzurą podobną do ananasa natomiast gadały sobie popijając sobie przy tym herbatę.

Wracając do domu miał dosyć. Nie dość, że nic nie wybrał to stracił tyle nerwów. Był teraz tak zmącony jak po najcięższym meczu. Cieszył się, że wśród dziwnych grup nie było jego znajomych. Jednego z chmurkowych i siostry srebrnowłosego od przekąsek. Nie wiedział, którego się bardziej boi.
-O, czym tak myślisz Koki? - nie wiadomo skąd pojawił się obok niego Akashi.
-Aaa - przeraził się Furihata - ale się wystraszyłem.
-Znalazłeś już prezent dla przyjaciółki - spytał.
-Nie, jeszcze nie - odpowiedział, lecz zaraz się zorientował - skąd wiesz, że szukam czegoś?
-Widzisz ja wiem wszystko. Znalazłeś już coś?
-Nie i nie mam pomysłu. Chciałem coś, co jej się spodoba. Nic tandetnego. 
-W końcu kupując prezent starszej od siebie dziewczyny, więc nie możesz kupić czegoś byle, jakiego.
-No właśnie - potwierdził - ale skąd wiesz, że jest ona starsza? Nikomu o tym nie mówiłem.
-Mówiłem już, ja wiem wszystko. Kup jej słonika porcelanowego i najlepiej tulipany. Zbiera jej od iluś lat, a te kwiatki to jej ulubione i najlepiej kup żółte. I jeszcze coś słodkiego. Choko-Bonsy. Jak często mówi, dałaby się za nie zabić.
-A skąd to wiesz? - zdziwił się zawodnik Seirin.
-Po prostu wiem - powiedział odchodząc - ucałuj Alexandrę ode mnie. Przy okazji pozdrów resztę także.
-Czekaj resztę?
-Trujący Skorpion i Zabójca Czerwonych Piasków to moi znajomi
Kiedy myślał, że Akashi już go niczym nie zaskoczy to ciągle wydaje mu się, że go w ogóle nie zna. Znajomość jednak z nimi aż tak go nie dziwi. W końcu mają podobne charaktery, a panowie to także wyglądem są do siebie strasznie podobni.

Dziwnie się czuł w tym gronie. Mimo iż wśród przyjaciół należał do niższych to tutaj jego 170 centymetrów wzrostu sprawiało, że był najwyższy. Dziewczyna była druga 165, a sobowtór Akashiego, a raczej jego pierwowzór, bo był w końcu starszy miał tylko 164 wzrostu.
Przyglądając się tej dwójce nie wiedział, kogo ma się bardziej bać.
-Orientuj się - wrzasnęła nowo przybyła dziewczyna rzucając mu się na szyję. Omal się nie przewrócili tak go przestraszyła.
-Przestraszyłaś mnie - odpowiedział jej bojaźliwie. Kiedy się odsunęła na chwilę zauważył, że jak zwykle jest w swoich ulubionych adidasach, które najchętniej zakładałaby na każdą okazję. Zaskoczyła go jednak ubiorem. Włożyła dzisiaj czerwoną elegancką sukienkę, co raczej nie jest w jej guście, a włosy do ramion zwykle związane w kitkę rozpuściła. Wyglądała tak bardzo ślicznie. Posiadała wygląd aniołka, lecz wiedział, że charakter jest troszeczkę inny.
-To ty nie wiesz, że wszystkie skorpiony to czarne charaktery - stanęła na palcach i pocałowała go w policzek - wszystkiego najlepszego.

Może rzeczywiście w listopadzie rodzą się najgorsi ludzie a 8 listopada to bardzo szczególni i wyjątkowi.

~~~

Notka z dedykacją dla wszystkich dzisiejszych jubilatów.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 7 Nie twoja sprawa

Był cały mokry. Nigdy się nie spodziewał, że wycieczka z dziećmi sprawi, że będzie cały mokry. Lecz niestety był. Jedynym plusem był fakt, że nie był w tej sytuacji sam. Dostał już ręcznik i teraz czekał na jakieś ciuchy na przebranie.
-Trzymaj - powiedział Kagami wchodząc do pomieszczenia.
-Dzięki - zabrał od niego dodatkowy ręcznik i ubrania.
Czerwonowłosy zaczął ściągać z siebie mokre rzeczy. Woda spływająca po jego nagim torsie, ramionach, nogach sprawiły, że Aomine czuł się niekomfortowo. Jego ciało się zmieniło. Zmężniało. Zauważył to dopiero teraz, kiedy zobaczył go bez ubrań.
-Przestań - upomniał go. Dopiero teraz się zorientował, że przez cały czas jak się rozbierał to się na niego gapił.
-Taiga, ja - chciał coś powiedzieć.
-Zapomnij - przerwał mu i wyszedł do łazienki
Co mam zrobić zastanawiał się Aomine. On ma rodzinę. Ułożył obie życie gdzie nie było już dla niego miejsca. Dwójka jego podopiecznych to jego dzieci. Hiro i Nobu Kagami.
Kiedy wziął do ręki ciuchy zdał sobie sprawę jak bardzo ma być ukarany. Odzież pachniała nim. Nie mógł tego zapachu pomylić z niczym innym. To były jego rzeczy. Nie wiedział, co ma zrobić. Chciał usiąść i płakać, lecz jako mężczyzna nie mógł sobie na to pozwolić.

-Ustawiamy się w parach -powiedziała Jessi, szykując grupę do wycieczki. Na dzisiejszą piątkową wycieczkę mieli zwiedzić miejscową straż pożarną. Dzieci bardzo się cieszyły na wycieczkę w to miejsce. Hiro, Nobu i Sophie  cały czas opowiadali jak tam jest fajnie powodując, że inne dzieci jeszcze bardziej chciały tam iść. Dla tej trójki wycieczka była czymś zwyczajnym, ponieważ często tam bywali, ze względu na prace ich rodziców. Aomine miał jednak nadzieje, że nie spotka tam ojca bliźniaków. Bardzo ich lubił, ale zdał sobie sprawę, że z powodu ich i ich matki nie ma szans na odzyskanie tego, którego pragnął. Teraz nawet nie wiedział czy chce go odzyskać. Chyba pogodził się z myślą, że musi się poddać. Zrezygnować z niego. Taiga miał rodzinę, której Daiki nie chciał rozbijać, a wiedział, że tak się stanie, jeśli dopnie swego. On ją teraz kochał. Słyszał ich rozmowę jak go odwozili w ten fatalny poniedziałek. Cieszył się i uśmiechał gadając przez telefon. A gadali tylko chwilę. Obiecał, że jak tylko wrócą do domu to oddzwoni, bo Hiro i Nobu też za nią bardzo tęsknią i nie mogą się doczekać aż wróci. Było w tym wiele troski i miłości. Było widać jak bardzo mu na niej zależy. Mimo iż on był szczęśliwy to jego to bolało.  Uznał jednak, że tak będzie lepiej. Miał on normalną rodzinę, żonę i dzieci a będąc z nim nigdy nie byliby normalni. Zawsze znalazłby się ktoś, kto zacząłby wytykać ich palcami. Tak by było. Tak jest. Dlatego większość jego znajomych, chociaż tworzą takie pary to w otoczeniu publicznym tego nie okazują, tylko w gronie przyjaciół, którzy o tym wiedzą i akceptują. Tak będzie lepiej dla niego powtarzał sobie w myślach Aomine wiedząc, że pozostało mu tylko opiekować się jego dziećmi i kobiety, która mu go zabrała.

Kiedy grupa weszła do budynku zostali przywitani przez kapitana jednostki, który został okrzyknięty wujkiem Stivem przez trójkę ekspertów od straży pożarnej. Mężczyzna po 50 pozwolił reszcie dzieci się tak nazywać i zaczął oprowadzać zaciekawione dzieci. Facet miał bardzo dobry kontakt z dzieci. Odpowiadał chętnie na wszystkie pytania. Uciszał tylko bliźniaków i Sophie, aby przestali przeszkadzać. Trójka strażaków czuła się tutaj jak w domu i często nawet sami zaczęli coś opowiadać reszcie. Kiedy mieli wejść do garażu, aby oglądać wszystkie samochody przyszedł ojciec Sophie, aby im opowiedzieć o wszystkich pojazdach będących w jednostce. Później każde z dzieci mogło po kolei usiąść za kierownicą samochodów. W czasie, gdy Jessi i Cam robiły zdjęcia podopiecznym Aomine stał z boku i się wszystkiemu przyglądał.
-Podoba się wycieczka? -usłyszał nagle koło siebie. Nie musiał się nawet odwracać. Rozpoznał go po głosie.
-Dla mnie wycieczka jak wycieczka, ale dzieciakom się podoba. To najważniejsze -odpowiedział nawet na niego nie patrząc.
Milczał chwilę jakby się zastanawiał, co powiedzieć.
-Słuchaj mam sprawę, a raczej prośbę. Sam nie wiem jak to nazwać. Mam tylko nadzieję, że fakt, że są to moi synowie nic nie zmieni między tobą a nimi. On bardzo cię lubią i przez cały czas mówią tylko, co robili z tobą w przedszkolu. Więc
-Rozumiem - przerwał mu - nie ich wina. Nie mam prawa mieć do nich pretensji. Więc nic się nie zmieni.
-To dobrze. A do mnie?
-Co do ciebie?
-Czy masz do mnie pretensje o to, co się stało?
-To bez znaczenia - stwierdził Aomine - i tak nic to nie zmieni - już chciał odejść. Bał się przebywać koło niego, aby za chwile nie zrobić czegoś, czego by żałował. Dodał tylko już po japońsku - jeśli przestał cię kręcić taki związek jak nasz trzeba było powiedzieć. Ja traktowałem to bardzo poważnie.
-Ty nie żartuj sobie. To nigdy nie było dla ciebie ważne. Ważna była koszykówka i opinia, że jesteś najlepszy - syknął
-Była ważna, lecz nie najważniejsza. I choć byłem lepszy od wszystkich to właśnie z niej zrezygnowałem jak straciłem ciebie - chciał na niego wrzasnąć, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie gdzie są.
-Ty zrezygnowałeś. W co jeszcze ma uwierzyć.
-A żebyś wiedział, że zrezygnowałem. Inaczej być o mnie słyszał. Byłem najlepszy, ale zniknęła cała pasja, jaką miałem jak grałem. I wiesz, dlaczego. Bo ciebie nie było.
-Tak wmawiaj sobie. Byłem lepszy. Pokonałem cię.
-Raz, ale nawet teraz bym cię pokonał.
-To może chcesz się o tym przekonać? - zapytał Kagami.
-Niby jak?
-Za remizą mamy boisko.
Wyszli i chyba nawet nikt się nie zorientował, kiedy. Boisko nie było duże, ale idealne do gry jeden na jednego. Jeden drugiemu chciał udowodnić, że jest lepszy. Mieli zagrać jeden mecz do dziesięciu punktów, aby się przekonać, kto jest lepszy. Dawno już nie grał w kosza mimo to miał bardzo dobrą formę. Dużo ćwiczył. W policji to podstawa. Wiedział, więc że sobie poradzi. Jeden bardzo zacięty mecz. Grał tak jakby od tego zależało jego życie. Na dworze było ciepło jak na listopad, jednak i tak wszyscy byli zawsze poubierani w ciepłą odzież. Ich tak pochłonęła gra, że grali w krótkich rękawach. Dźwięk piłki uderzanej o beton był dla muzyką dla uszu. Wkładał duszę i serce w grę. Brakowało mu tego. Wspólnej rywalizacji. Dawania z siebie sto procent. Widział jednak, że nie tylko on to czuł. Kagami zachowywał się tak samo. Tak samo cieszył się z tej gry. Nawet nie zauważył, kiedy przestali liczyć punkty. Obaj obaczyli w tej rozgrywce to czuli dziesięć lat temu. Pochłonęła ich pasja i miłość do koszykówki. Nic innego się nie liczyło oprócz niego, Taigi i piłki.
Jeśli doznać szoku to jak dostać kubeł zimnej wody na głowę to, z czym porównać fakt, że zostali oblani wodą z węża strażackiego. Kiedy po swoich i Taigi krzykach szoku się zorientował, że już dawno przestali być samy. Wszystkie dzieci wraz z paniami stali w kurtkach na dworze teraz śmiejąc się z całej sytuacji. Oprócz nich chyba cała remiza oglądała ich mecz. A oni teraz siedzieli na betonie cali mokrzy.
-Idioci - skomentował Taiga, wstając.

Kiedy jeszcze siedział w szatni Taiga wyszedł z łazienki
-Zdejmij wreszcie te ciuchy, bo się rozchorujesz.
-Już - odezwał się i wybiegł do łazienki.
Ciepła woda spływająca po ciele przynosiła ukojenie po przymusowym lodowatym prysznicu. Kiedy wyszedł miał nadzieje, że zostanie sam w szatni. Nie był jednak. Kagami siedział na ławce. Wyglądał tak jakby na niego czekał, lecz nie odezwał się tylko go obserwował. Nie czuł się komfortowo, ubierając się w jego ciuchy. Kiedyś się tym nie przejmował i często to robił. Przez pierwsze tygodnie spał w jego ubraniach, które u niego zostawił. Ale po takim czasie założyć je sprawiały mu ból.
-Niepotrzebnie zaczęliśmy tą głupią grę - odezwał się w końcu Kagami.
-Głupio wyszło - odwrócił się od niego i zaczął się ubierać. Kiedy skończył usiadł na ławce obok Kagamiego. Na początku nie miał pojęcia, co mu powiedzieć - dzięki za ubranie.
-Nie ma sprawy. Sam cię w to wpakowałem.
-Nie było tak źle. Wszyscy będą mieli, o  czym opowiadać - uśmiechną się.
-No niby tak. Przepraszam za tą sytuacje z poniedziałku.
Wtedy właśnie dowiedział się, że jego podopieczni to synowie Taigi. Nie skomentował tego.
-Powinienem był ci powiedzieć o tym. Tym bardziej, że wiedziałem, że siedzisz z nimi, bo ciągle o tobie mówią. Chyba nie tylko Kuroko nadaje się do pracy z dziećmi.
-Nie przesadzaj. Chociaż myślałem, że będzie gorzej.
-Daiki - zawahał się - mam nadzieje, że się nie gniewasz też za to, co powiedziałem wtedy w samochodzie.
-Nie ma teraz sensu o tym gadać. Obojętnie jest teraz to, co czuje – Kagami wydawał się zdziwiony jak to usłyszał - nie chce stawać między tobą a twoją rodziną. Nawet się cieszę, że jesteś szczęśliwy z żona i synami.
-O, kim ty mówisz? - zdziwił się. Po chwili jednak odpowiedział - to nie tak. Oni nie mają matki.
-Ale wtedy mówiłeś
-To nie woja sprawa - przerwał mu.
Nie wiedział, co miał powiedzieć. Nie rozumiał jego słów. Każdy musiał mieć obydwu rodziców. Ojca i matkę. Widział zbyt duże podobieństwo, aby twierdzić, że są adoptowani. Ten sam kolor włosów, podobny kolor oczu i fakt, że tak samo się uśmiechają. Na to ostatnie zwrócił uwagę dopiero niedawno. Uśmiech, który tak bardzo mu się podobał teraz odziedziczył ktoś inny. Ktoś inny mu go zabrał i już nie miał szans, aby go odzyskać.
Miał go tak blisko siebie a jednocześnie czuł jakby dzieliło ich tysiące kilometrów. Przez chwilę jak grali czuł jakby wrócili do punktu przed jego wyjazdem. Wspólna pasja do koszykówki ich wtedy połączyła. A teraz siedzieli sami w szatni nie odzywając się do siebie.
Tak blisko a jednocześnie tak daleko. Ale nie potrafił się powstrzymać. I tak już go stracił, więc co miał do stracenia.
Wstał i pochylił się nad Taigą i nim zdążył, chociaż zareagować pocałował go. 
Czuć smak jego ust na swoich po takim czasie było jak spełnienie najśmielszych marzeń. Czuł jak przez całe ciało przechodzi fala napięcia i podniecenia. Tęsknił za tym uczuciem. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo. Chciał zagarnąć wszystko w namiętny i gwałtowny sposób. Tak najczęściej robił. Nigdy nie narzekał na jego porywcze zachowania. Nie narzekał to nie znaczyło, że tego chciał.
Dlatego zmienił zdanie. Chciał mu pokazać jak bardzo mu zależy. Jak bardzo go kocha. Zwolnił. Zrobił coś, czego sam po sobie chyba nigdy by się nie spodziewał. Całował go bardzo delikatnie i czule jakby miał do czynienia z maleńką i delikatną osóbką. Nie przestawał, chociaż czuł brak reakcji z jego strony. Zjechał w dół i zaczął całować jego szyje. Tak jak wcześniej zachowywał się bardzo delikatnie. Smakował każdy odsłonięty kawałek jego skóry. W tym czasie jedną rękę wsunął pod t-shirt Kagamiego. Mógł poczuć jak jego skóra się zmieniła. Jak delikatna skóra nastolatka została zmieniona przez upływający czas. Palcami wyczuł sporą bliznę prawdopodobnie po oparzeniu przy prawym ramieniu. Także niewielką jakby od skaleczenia ostrym przedmiotem w okolicach pępka. Poczuł, że zaczyna on drżeć. Sam nie wiedział jak długo wytrzyma, aby nie posunąć się dalej. Z jednaj strony tego pragnął a z drugiej bardzo się tego obawiał. Nie chciał, aby całkowicie go znienawidził. Wiedział, że zaraz skończy się jego silna wola, więc wolał przestać.
Odsunął się od niego. Mimo tak delikatnej pieszczoty czuł, że nie może złapać tchu. Nie tylko on odczuwał przyspieszone bicie serca. Spojrzał na niego. Na różowe policzki, rozchylone usta i zamglone oczy, które pokazywały jak wielkie emocje wywarł na nim pocałunek. Wpatrując się w niego jak był w takim stanie pragnął go jeszcze bardziej. Nie mógł jednak na to pozwolić. Nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. 
Na szczęście zostali zawołani przez któregoś z jego kumpli. Nie chcąc czekać na reakcje Kagamiego uciekł. Po prostu wyszedł, nie wybiegł z szatni bojąc się jego reakcji. Bał się, że jak za chwile on dojdzie do siebie to czy mu nie  przyłoży. Chociaż na to zasłużył. Był zły na siebie. Co mu do głowy szczeliło żeby go pocałować. Pragnął tego, lecz nie przemyślał konsekwencji tego. Nie myślał, że aż tak mu brakowało jego bliskości dopóki znów jej nie poczuł.
Na zakończenie dzieci zostały poczęstowane ciastkami i cukierkami. Kiedy Taiga wrócił to udawał, że nic się nie stało. Usiadł na jednej ze skrzynek ustawionej w pokoju zaraz został otoczony przez synów. Był z nimi szczęśliwy. 

~~~

Ostatnia rozdział części pierwszej.
Za tydzień specjalna niespodzianka dla bardzo ważnego bohatera, który ma u mnie szczególne względy.