Kiedy wreszcie wrócił był bardzo zmęczony. Dziś miał swój ostatni dzień tych śmiesznych praktyk i nie wiedział czy się z tego cieszy czy nie. Z jednej strony były one męczące, ale z drugiej bardzo się przywiązał do wszystkich urwisów. Tym bardziej będzie za nimi tęsknić po takim pożegnaniu, jakie mu urządzili. Miał teraz wielką prace, która nigdy nie zmieści się na żadną lodówkę chyba, że Murasakibara wreszcie kupi taką na swoje potrzeby, przedstawiającą jego, jako super policjanta. Na odwrocie były wspaniałe życzenia napisane i podpisane przez Camile. Oprócz tego podpisy pani dyrektor, Jessi i wszystkich podopiecznych. Uznał to za wspaniałą pamiątkę, z której pewnie kiedyś będzie dumny. Dostanie jeszcze zdjęcia, które robiły panie jemu i dzieciom w trakcie zajęć. Ogólnie całe zajęcia były poświęcone jego pożegnaniu.
Nie wiedział, czemu ale w mieszkaniu wydawało mu się zimno. Nie przejął się tym za bardzo uznając, że jest mu po prostu zimno przez niską temperaturę na zewnątrz. Mimo niechęci uruchomił komputer i czekał aż na skypie pojawi się Satsuki. Obiecał jej to. Była dla niego jak młodsza siostra, więc nie mógł odmówić. Mimo to musiał ją okłamać. Kuroko wiedział, jako jedyny o jego dziwnych przeczuciach, ale teraz myśli, że one po prostu minęły. Nikt nie wiedział, że spotkał się tutaj z Kagamiego. Taiga go poprosił, aby nikomu nie mówił a on się zgodził i teraz musiał okłamywać resztę. Nie czuł się z tym dobrze, ale czerwono włosy nie chciał żeby inni wiedzieli gdzie jest, a on chciał to uszanować. Był w rozterce.
Z przemyśleń wyrwał go sygnał rozpoczętej rozmowy.
-Cześć mała - odezwał się widząc na monitorze przyjaciółkę.
-Cześć wielki - odpowiedziała kobieta - jak się czujesz?
-A jak mam się czuć. Koniec praktyk, zajęć, więc dużo wolnego przede mną. Jak tu się nie cieszyć.
-A nie cieszyłbyś się bardziej gdybyś wrócił? - spytała nieśmiało.
-Satsuki już mówiłem nie chce wracać. Nie mogę ludzi wywalić z mieszkania tylko, dlatego że naglę postanowiłem wrócić.
-To możesz - nie dokończyła
-Nie mogę. Po prostu nie chce nikomu siedzieć na głowie. Wiem, że mi to proponowaliście i zresztą nie tylko wy, ale nie chciałbym być w sytuacji żebym musiał przez te trzy tygodnie u kogoś mieszkać. Posiedzę tutaj przez okres świąt a potem gdzieś się wybiorę. Stany to czwarty kraj pod względem wielkości, więc jest, co zwiedzać.
-Ale nie będzie ci smutno samego -dopytywała.
-Ja - zaczął, lecz usłyszał hałas z drugiej strony.
-Czekaj chwile - powiedziała i zniknęła z ekranu.
Nie wiedział, czemu wydawało mu się w mieszkaniu zrobiło się jeszcze zimniej. Zrobił sobie dodatkową herbatę.
-Wujek Daiki proszony do nas - usłyszał z komputera.
Podchodząc uśmiechnął się na widok kobiety w różowych włosach z chłopcem na rękach. Takeshi Kuroko. Mały brzdąc z błękitnymi włoskami odziedziczonymi po tatusiu.
-No proszę, kto przyszedł się przywitać - stwierdził radośnie - i dobrze, bo to pierwsze nasze spotkanie.
-Jakbyś wrócił to byście mogli się normalnie przywitać - powiedziała Satsuki.
-Nie, poczekam aż jeszcze trochę podrośnie i będzie można z nim, chociaż pogadać.
-Że ty wytrzymałeś tyle czasu w przedszkolu to aż dziwne jak tak się dzieci boisz - chciała mu dogryźć.
-Oni byli starsi i można było z nimi pogadać, więc to, co innego.
-Ale na pewno dużo mniej spokojni. Ty nie sprawiasz mamusi przykrości. Prawda słoneczko - i pocałowała synka w czółko.
-Taki grzeczny i ułożony jak tatuś - przekomarzał się z nią.
-Bardzo śmieszne. Wujek Daiki był o wiele mniej spokojny. On zawsze był głośny - pokazała mu język.
-Oj tam. Przesadzasz i co on sobie teraz pomyśli o swoim najlepszym wujku - powiedział.
-że jest ambitny, bo dostał się na szkolenie w Stanach. Jak wróci to zostanie szefem wydziału i będzie najlepszym policjantem w Japonii.
-Uznam to za komplement - stwierdził.
-Wszystko porządku - spytała nagle.
-Tak, czemu pytasz - zdziwił się.
-Bo się trzęsiesz.
-Co? Może, dlatego że trochę mi zimno - wstał - poczekaj chwile.
Zaczął się zastanawiać, czemu grzejniki są zimne.
-Wyłączyli mi ogrzewania - chciał ją poinformował, lecz zniknęła z ekranu.
Kiedy wróciła była już sama.
-Położyłam z powrotem małego - powiedziała.
-Niech się wyśpi - odpowiedział -wyłączyli mi ogrzewanie.
-Ale przecież jest zimno tak w ogóle można? - spytała z troską.
-Nie mam pojęcia.
-To się lepiej dowiedz. Daj znać czy wszystko zostanie naprawione - powiedziała - muszę kończyć. Zadzwoń
-Narazie. Pozdrów Tetsu.
Coraz bardziej martwił się czy wszystko jest w porządku. Na zewnątrz było zimno, więc czemu wyłączyli ogrzewanie. Oprócz niego mieszkali tutaj także przecież osoby starsze i rodziny z dziećmi, więc nie można dopuścić do sytuacji, aby grzejniki były zimne. Usłyszał hałas na korytarzu. Pewnie James z żoną, pomyślał. Chciał wyjść i zapytać jak sytuacja u nich wygląda. Wystarczyło, że otworzył drzwi, a już został zagadany.
-O dzień dobry - przywitała się Anna, żona Jamesa - nie wiedzieliśmy, że jesteś. W całym bloku wysiadło ogrzewanie.
-Zauważyłem. Kiedy to zostanie naprawione?
-Właśnie nie wiadomo. Prawdopodobnie po świętach. Dlatego jedziemy na święta do moich rodziców.
-To nie zapowiada się ciekawie - stwierdził.
-O siema Daiki. Już w domu - na korytarzu pojawił się James - nie było cię jak dozorca informował wszystkich o awarii. Biorę ostatnie torby i jedziemy.
-A, co teraz zamierasz zrobić - spytała jego żona.
-Niby, z czym? - zdziwił się.
-Właściwie wszyscy mieszkańcy wyjeżdżają na czas świąt - powiedziała nieśmiało.
-Aha. Ja raczej zostanę. W przyszłym tygodniu chce wyjechać i zobaczyć trochę kraju, więc te kilka dni to nie będzie problem - widział zakłopotanie u kobiety.
-Ale na pewno - chciała coś powiedzieć.
-Poradzę sobie - uspokoił ją. Pod tym względem przypominała mu Satsuki. Też potrafiła się tak martwić o innych. Chyba ciąża i dzieci zmieniają dużo w psychice kobiety.
-To zabieraj chłopców i jedziemy - pojawił się James.
-To wesołych świąt - pożegnał ich Daiki.
-Wesołych świąt - usłyszał w odpowiedzi.
Wrócił do mieszkania.
-Kilka ciepłych skarpet i dwa swetry i dam radę - starał się przekonać sam siebie.
Jednak po godzinie już nie wiedział czy jest tego pewny.
Zabrał telefon, ubrał się ciepło i wyszedł mając dosyć tego wszystkiego. Na ulicy wydawało mu się przytulniej. Wszędzie ozdobione drzewka, światełka i inne ozdoby. Spacerem udał się do najbliższego centrum handlowego. Podczas drogi obserwował dekoracje wywieszone na ulicach i ludzi, którzy już nie mogli się doczekać świąt. W budynku nie było inaczej. Dzieci oglądały wystawy, na których wystawiono słodycze i najnowsze zabawki. Było na ich twarzach wymalowane szczęście radość. Słyszał wiele rozmów, kto i co chce dostać od Mikołaja. Dorośli natomiast kupowali ostatnie podarki dla własnych pociech, które teraz musieli ukryć aż do chwile, kiedy zostaną umieszczone pod choinką. Oprócz tego ostatnie przedświąteczne zakupy na uroczystą kolacje. Sam się zastanawiał czy czegoś sobie nie kupić, aby chociaż trochę poczuć świąteczną atmosferę. Przechadzając się spotkał czterech swoich podopiecznych z rodzicami. Wszyscy bardzo się cieszyli na zbliżające się dni. Pewnie i Taiga z chłopcami czekali na święta. Zapewne spędzą święta razem, tak rodzinnie. Chciał wierzyć, że będą szczęśliwi w swoim towarzystwie.
Ostatnio zaczął trochę liczyć i stwierdził, że chłopcy urodzili się mniej więcej w tym czasie, co on zrezygnował z koszykówki. Poświęcił dla nich karierę. Nie był tego pewien, ale tak przypuszczał. Nie wiedział tylko, co ma sądzić o matce chłopców. Zastanawiał się nad sensem słów Taigi o niej, które nie miały najmniejszego sensu.
-Kagamiś czekaj - usłyszał za sobą. Serce zaczęło mu bić szybciej. Odwracając się jednak nie zobaczył nigdzie znajomej wysokiej sylwetki, która wyróżniałaby się w tłumie.
-Ja cię kiedyś zabije - odezwała się jakaś nastolatka, która wcześniej krzyczała.
Osoba, do której wołano nie była nawet facetem. Była to inna młoda dziewczyna.
Musiał się przesłyszeć. Że też wszystko musi mu się od razu z nim kojarzyć.
Wszędzie rodziny z dziećmi. Całe święta mają taką rodzinną atmosferę, której miał już powoli dosyć.
Nie wiedział jednak czy dobrze zrobił, bo chłód, jaki panował w mieszkaniu jeszcze bardziej go denerwowała. Już przystał liczyć ile razy zrobił sobie herbatę, aby się rozgrzać. Chciał sobie zaplanować trasę wyjazdu, kiedy nagle zgasło światło w cały mieszkaniu.
-Serio - wrzasnął.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił było dzwonienie do dozorcy. Starszy pan był oburzony obecną sytuacją. Myślał, że wszyscy opuścili budynek i nie ma sensu, aby marnować energię. Jednak dał się namówić, aby ponownie włączyć prąd. Musiał jednak na to czekać kolejne dwie godziny. Kiedy dozorca się pojawił zdążyli się pokłócić, dlaczego on, jako jedyny nie mógł gdzieś wyjechać.
Doczekał się jednak włączenia elektryczności. Nie minęło jednak pięć minut, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
-Jak to znowu ten staruch to się wkurzę.
Otworzył drzwi.
Nie wiedział, czemu ale w mieszkaniu wydawało mu się zimno. Nie przejął się tym za bardzo uznając, że jest mu po prostu zimno przez niską temperaturę na zewnątrz. Mimo niechęci uruchomił komputer i czekał aż na skypie pojawi się Satsuki. Obiecał jej to. Była dla niego jak młodsza siostra, więc nie mógł odmówić. Mimo to musiał ją okłamać. Kuroko wiedział, jako jedyny o jego dziwnych przeczuciach, ale teraz myśli, że one po prostu minęły. Nikt nie wiedział, że spotkał się tutaj z Kagamiego. Taiga go poprosił, aby nikomu nie mówił a on się zgodził i teraz musiał okłamywać resztę. Nie czuł się z tym dobrze, ale czerwono włosy nie chciał żeby inni wiedzieli gdzie jest, a on chciał to uszanować. Był w rozterce.
Z przemyśleń wyrwał go sygnał rozpoczętej rozmowy.
-Cześć mała - odezwał się widząc na monitorze przyjaciółkę.
-Cześć wielki - odpowiedziała kobieta - jak się czujesz?
-A jak mam się czuć. Koniec praktyk, zajęć, więc dużo wolnego przede mną. Jak tu się nie cieszyć.
-A nie cieszyłbyś się bardziej gdybyś wrócił? - spytała nieśmiało.
-Satsuki już mówiłem nie chce wracać. Nie mogę ludzi wywalić z mieszkania tylko, dlatego że naglę postanowiłem wrócić.
-To możesz - nie dokończyła
-Nie mogę. Po prostu nie chce nikomu siedzieć na głowie. Wiem, że mi to proponowaliście i zresztą nie tylko wy, ale nie chciałbym być w sytuacji żebym musiał przez te trzy tygodnie u kogoś mieszkać. Posiedzę tutaj przez okres świąt a potem gdzieś się wybiorę. Stany to czwarty kraj pod względem wielkości, więc jest, co zwiedzać.
-Ale nie będzie ci smutno samego -dopytywała.
-Ja - zaczął, lecz usłyszał hałas z drugiej strony.
-Czekaj chwile - powiedziała i zniknęła z ekranu.
Nie wiedział, czemu wydawało mu się w mieszkaniu zrobiło się jeszcze zimniej. Zrobił sobie dodatkową herbatę.
-Wujek Daiki proszony do nas - usłyszał z komputera.
Podchodząc uśmiechnął się na widok kobiety w różowych włosach z chłopcem na rękach. Takeshi Kuroko. Mały brzdąc z błękitnymi włoskami odziedziczonymi po tatusiu.
-No proszę, kto przyszedł się przywitać - stwierdził radośnie - i dobrze, bo to pierwsze nasze spotkanie.
-Jakbyś wrócił to byście mogli się normalnie przywitać - powiedziała Satsuki.
-Nie, poczekam aż jeszcze trochę podrośnie i będzie można z nim, chociaż pogadać.
-Że ty wytrzymałeś tyle czasu w przedszkolu to aż dziwne jak tak się dzieci boisz - chciała mu dogryźć.
-Oni byli starsi i można było z nimi pogadać, więc to, co innego.
-Ale na pewno dużo mniej spokojni. Ty nie sprawiasz mamusi przykrości. Prawda słoneczko - i pocałowała synka w czółko.
-Taki grzeczny i ułożony jak tatuś - przekomarzał się z nią.
-Bardzo śmieszne. Wujek Daiki był o wiele mniej spokojny. On zawsze był głośny - pokazała mu język.
-Oj tam. Przesadzasz i co on sobie teraz pomyśli o swoim najlepszym wujku - powiedział.
-że jest ambitny, bo dostał się na szkolenie w Stanach. Jak wróci to zostanie szefem wydziału i będzie najlepszym policjantem w Japonii.
-Uznam to za komplement - stwierdził.
-Wszystko porządku - spytała nagle.
-Tak, czemu pytasz - zdziwił się.
-Bo się trzęsiesz.
-Co? Może, dlatego że trochę mi zimno - wstał - poczekaj chwile.
Zaczął się zastanawiać, czemu grzejniki są zimne.
-Wyłączyli mi ogrzewania - chciał ją poinformował, lecz zniknęła z ekranu.
Kiedy wróciła była już sama.
-Położyłam z powrotem małego - powiedziała.
-Niech się wyśpi - odpowiedział -wyłączyli mi ogrzewanie.
-Ale przecież jest zimno tak w ogóle można? - spytała z troską.
-Nie mam pojęcia.
-To się lepiej dowiedz. Daj znać czy wszystko zostanie naprawione - powiedziała - muszę kończyć. Zadzwoń
-Narazie. Pozdrów Tetsu.
Coraz bardziej martwił się czy wszystko jest w porządku. Na zewnątrz było zimno, więc czemu wyłączyli ogrzewanie. Oprócz niego mieszkali tutaj także przecież osoby starsze i rodziny z dziećmi, więc nie można dopuścić do sytuacji, aby grzejniki były zimne. Usłyszał hałas na korytarzu. Pewnie James z żoną, pomyślał. Chciał wyjść i zapytać jak sytuacja u nich wygląda. Wystarczyło, że otworzył drzwi, a już został zagadany.
-O dzień dobry - przywitała się Anna, żona Jamesa - nie wiedzieliśmy, że jesteś. W całym bloku wysiadło ogrzewanie.
-Zauważyłem. Kiedy to zostanie naprawione?
-Właśnie nie wiadomo. Prawdopodobnie po świętach. Dlatego jedziemy na święta do moich rodziców.
-To nie zapowiada się ciekawie - stwierdził.
-O siema Daiki. Już w domu - na korytarzu pojawił się James - nie było cię jak dozorca informował wszystkich o awarii. Biorę ostatnie torby i jedziemy.
-A, co teraz zamierasz zrobić - spytała jego żona.
-Niby, z czym? - zdziwił się.
-Właściwie wszyscy mieszkańcy wyjeżdżają na czas świąt - powiedziała nieśmiało.
-Aha. Ja raczej zostanę. W przyszłym tygodniu chce wyjechać i zobaczyć trochę kraju, więc te kilka dni to nie będzie problem - widział zakłopotanie u kobiety.
-Ale na pewno - chciała coś powiedzieć.
-Poradzę sobie - uspokoił ją. Pod tym względem przypominała mu Satsuki. Też potrafiła się tak martwić o innych. Chyba ciąża i dzieci zmieniają dużo w psychice kobiety.
-To zabieraj chłopców i jedziemy - pojawił się James.
-To wesołych świąt - pożegnał ich Daiki.
-Wesołych świąt - usłyszał w odpowiedzi.
Wrócił do mieszkania.
-Kilka ciepłych skarpet i dwa swetry i dam radę - starał się przekonać sam siebie.
Jednak po godzinie już nie wiedział czy jest tego pewny.
Zabrał telefon, ubrał się ciepło i wyszedł mając dosyć tego wszystkiego. Na ulicy wydawało mu się przytulniej. Wszędzie ozdobione drzewka, światełka i inne ozdoby. Spacerem udał się do najbliższego centrum handlowego. Podczas drogi obserwował dekoracje wywieszone na ulicach i ludzi, którzy już nie mogli się doczekać świąt. W budynku nie było inaczej. Dzieci oglądały wystawy, na których wystawiono słodycze i najnowsze zabawki. Było na ich twarzach wymalowane szczęście radość. Słyszał wiele rozmów, kto i co chce dostać od Mikołaja. Dorośli natomiast kupowali ostatnie podarki dla własnych pociech, które teraz musieli ukryć aż do chwile, kiedy zostaną umieszczone pod choinką. Oprócz tego ostatnie przedświąteczne zakupy na uroczystą kolacje. Sam się zastanawiał czy czegoś sobie nie kupić, aby chociaż trochę poczuć świąteczną atmosferę. Przechadzając się spotkał czterech swoich podopiecznych z rodzicami. Wszyscy bardzo się cieszyli na zbliżające się dni. Pewnie i Taiga z chłopcami czekali na święta. Zapewne spędzą święta razem, tak rodzinnie. Chciał wierzyć, że będą szczęśliwi w swoim towarzystwie.
Ostatnio zaczął trochę liczyć i stwierdził, że chłopcy urodzili się mniej więcej w tym czasie, co on zrezygnował z koszykówki. Poświęcił dla nich karierę. Nie był tego pewien, ale tak przypuszczał. Nie wiedział tylko, co ma sądzić o matce chłopców. Zastanawiał się nad sensem słów Taigi o niej, które nie miały najmniejszego sensu.
-Kagamiś czekaj - usłyszał za sobą. Serce zaczęło mu bić szybciej. Odwracając się jednak nie zobaczył nigdzie znajomej wysokiej sylwetki, która wyróżniałaby się w tłumie.
-Ja cię kiedyś zabije - odezwała się jakaś nastolatka, która wcześniej krzyczała.
Osoba, do której wołano nie była nawet facetem. Była to inna młoda dziewczyna.
Musiał się przesłyszeć. Że też wszystko musi mu się od razu z nim kojarzyć.
Wszędzie rodziny z dziećmi. Całe święta mają taką rodzinną atmosferę, której miał już powoli dosyć.
Nie wiedział jednak czy dobrze zrobił, bo chłód, jaki panował w mieszkaniu jeszcze bardziej go denerwowała. Już przystał liczyć ile razy zrobił sobie herbatę, aby się rozgrzać. Chciał sobie zaplanować trasę wyjazdu, kiedy nagle zgasło światło w cały mieszkaniu.
-Serio - wrzasnął.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił było dzwonienie do dozorcy. Starszy pan był oburzony obecną sytuacją. Myślał, że wszyscy opuścili budynek i nie ma sensu, aby marnować energię. Jednak dał się namówić, aby ponownie włączyć prąd. Musiał jednak na to czekać kolejne dwie godziny. Kiedy dozorca się pojawił zdążyli się pokłócić, dlaczego on, jako jedyny nie mógł gdzieś wyjechać.
Doczekał się jednak włączenia elektryczności. Nie minęło jednak pięć minut, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
-Jak to znowu ten staruch to się wkurzę.
Otworzył drzwi.