Wiem było tydzień temu, więc teraz powinno być coś innego, ale jakoś nic innego nie mam siły pisać.
Obiecuje, że za tydzień AoKaga
~~~
Bolała go głowa. Po raz pierwszy w swoim dziwnym życiu legalnie pił alkohol i stwierdził, że to nie dla niego. Otwierając oczy zauważył, że słońce wstało już bardzo dawno. Nic dziwnego skoro sam poszedł spać chyba dopiero koło ósmej rano jak normalni ludzi już są w pracy.
Wszystko go bolało. Wczorajszy dzień dał zbyt wiele. Zobaczył się po raz pierwszy z Kasamatsu i to w okolicznościach, o których nie chciał pamiętać. A on uciekł i schował się w swoim szarym sanktuarium. Na dodatek, czemu on użył jego imienia? To go chyba najbardziej zabolało. I chyba to doprowadziło do jego szaleństwa. Naprawdę chciał się zabić. Tylko kawałek brakował i teraz mieszkanie byłoby puste a jego ciało spoczywałoby na dnie rzeki.
Niewiele brakowało, ale nie potrafił tego zrobić. To posunięcie byłoby jednak zbyt egoistyczne. Jego problemy by się skończyły, lecz niektórzy by przez to cierpieli. I to nie ze względu na Kasamatsu się powstrzymał, lecz Ayamę. Nie mógł jej tego zrobić. Siostra tak się cieszyła, że się obudził. Za niecały miesiąc przylatuje z dziećmi do Japonii, aby się z nim zobaczyć. Cały czas się martwi, dzwoni, aby się upewnić, że u niego wszystko w porządku. A tak złamałby jej serce. Radość znów zamieniłaby się rozpacz. Zbyt wiele przez niego przeżyła, żeby mógł na jej barki zwalać kolejne problemy. Mimo, iż bardzo cierpiał to nie chciał, aby jego kłopoty także ją bolały. Wracając wstąpił do sklepu całodobowego i kupił sobie alkohol. Chciał zapomnieć. Wydał na to większość pieniędzy, jakie dostał z ośrodka socjalnego i pewnie będzie musiał bardzo oszczędzać, aby przetrwać do końca miesiąca, ale było mu wszystko jedno.
Nie miał siły, aby wstać. Zmusił się jednak i mimo bólu podniósł swoje cztery litery. Podłoga kleiła się od rozlanych, tanich płynów. Nie pamiętał czy dużo wypił czy większość wylała się na panele. Ledwo trzymał się na nogach. Ostatnimi siłami dotarł do kuchni. Odkręcił kurek w zlewie i schylił się do niej.
Zimna woda lejąca się na jego głowę orzeźwiła go trochę. Na tyle mocno, aby poczuł wreszcie nudności. Po wizycie u Naomi nic nie jadł i chociaż od tego czasu minęło już wiele godzin to nie potrafił patrzeć na jedzenie. Było mu niedobrze. Szumiąca woda zagłuszyła odgłosy, ale potem zrobiło mu się lepiej.
Nie miał na nic siły, a kuchnia nie wyglądała wcale lepiej niż pokój. Płytki, na których siedział również się kleiły. Co on robił? Chyba nic dobrego. Był zły, słysząc ciche pukanie do drzwi.
-Kise - rozpoznał ją po głosie.
Nie miał zamiaru odpowiadać. Nie było sensu. Niech się nim nie przejmuje. Mimo to nie przestawała.
-Kise wszystko w porządku? Nie pójdę stąd dopóki się nie odezwiesz - naprawdę była uparta.
-Tak - miał dosyć jej gadania - a teraz idź stąd.
-Ale - próbowała coś powiedzieć, lecz usłyszał drugą osobę stojąca pod drzwiami, która jej na to nie pozwoliła.
Mógł się od razu domyślić, kto to był. Nie wiedział czy był zły, że się tak o niego martwią czy powinien być z tego powodu szczęśliwy. Ale było mu wszystko jedno. Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. Powinien to jakoś sprzątnąć i opatrzyć swoją rękę, która nie licząc płytkiej rany była cała w zaschniętej krwi. Nie pamiętał, co sobie zrobił. Szukając czegokolwiek czym mógł opatrzyć ranę znalazł rozbitą w łazience butelkę, na której również była krew. Przypuszczał że właśnie nią się skaleczył. Jego twarz również nie wyglądała dobrze. Nie mógł przypomnieć sobie, co się wczoraj stało, lecz chyba nie było to nic dobrego. Jednak wielki siniak koło prawego oka był tego dowodem. Niby, z kim miał się pobić? O dziwo pamiętał jak doszedł do mieszkania, a po drodze nikt go nie zaczepiał. Potem dopiero urwał mu się film. Chyba, że w tym całym amoku się przewrócił. Ale musiał naprawdę mocno o coś przywalić.
Chociaż teraz było mu już naprawdę wszystko jedno. Nic na świecie nie było wstanie zmienić przeszłości. Można było się jedynie starać, aby przyszłość która ma nadejść była lepsza.
Otworzył okno wpuszczając zimne powietrze do środka. Nie przeszkadzał mu chłód jaki zaczął panować w pomieszczeniu, bo on czuł tylko ulgę. Świeże powietrze uspokajało jego poszarpane nerwy. Niżej już upaść nie może, więc teraz może już być tylko lepiej.
Znudziło go ciągłe uciekanie. Nawet, jeśli ktoś go zaczepi to nic. Przeprosi za swoje prawdopodobnie głośne zachowanie i odejdzie, a przy każdym następnym razie z podniesioną głową będzie odpowiadał na pytania. Przestanie się chować. Nie oznaczało to że nagle będzie chciał się spotkać z kolegami z gimnazjum czy liceum, bo na to jeszcze nie był gotowy. Był jeszcze zbyt daleko za nimi. Może kiedyś się do kogoś odezwie. Jeśli mu przejdzie to chyba chciałby się wtedy skontaktować się z Kasamatsu, który był mu najbliższy. Ale to dopiero za kilka dobrych lat, kiedy będzie mógł sam stanąć na własnych nogach, a nie jak teraz musieć prosić o pomoc.
Przeprowadzi się i zacznie wszystko od nowa. Udowodni Ayamie, że się niepotrzebnie o niego martwi. Skończy te zajęcia i do niej poleci i tak spróbuje ułożyć sobie życie. Bez nikogo i niczego, co tak dobrze znał tutaj i co tu zostanie.
Udowodni sam sobie, że się podniesie bez niczyjej pomocy. Dopóki nie poleci do Portugalii to jest i będzie sam. Dopiero tam w stolicy będzie miał Ayamę, siostrzeńca i siostrzenicę. Jego rodzinę.
Ale to dopiero będzie. Teraz musi się skupić na tym, co jest teraz. Przetrwać do przyszłego tygodnia, kiedy się stąd wyniesie, a dalej się zobaczy.
Ludzie kładli się spać. On natomiast wstał dopiero kilka godzin wcześniej i nie potrafił po raz kolejny zamknąć oczy i czekać na sen. Resztę alkoholu wylał. Miał się wziąć w garść, a promile tylko będą szumieć mu w głowie Najpierw trzeba było po sobie posprzątać i wywalić te wszystkie butelki.
-Kise na pewno wszystko w porządku? - usłyszał za sobą.
A miał się z nikim nie widzieć. Zwłaszcza z nią lub jej narzeczonym. Od kiedy już nie wolno wyjść wieczorem, aby wyrzucić śmieci.
-Tak. Na pewno - nawet się nie zatrzymał tylko ruszył w stronę drzwi na zewnątrz.
Jeśli miało być dobrze, to nie może z nią rozmawiać.
-Przepraszam, jeśli jakieś moje zachowanie było rano nieodpowiednie, hałaśliwe lub komuś przeszkadzające - nie chciał się zatrzymywać, bo słyszał, że cały czas idzie za nim. Dotarł z nią aż do kontenerów na śmieci
-Zatrzymaj się - chwyciła go za kurtkę, kiedy już wyrzucił butelki i chciał szybko zawrócić - to oko chyba powinien zobaczyć lekarz. Widzę że ręka nie jest lepsza.
Prowizoryczny opatrunek który sobie założył na rękę był bardzo widoczny.
-Możliwe. Jutro się tym zajmę - wyszarpnął rękę, chciał wejść do budynku.
-Yukio mi wszystko powiedział. O tobie i o nim - stanęła przed nim blokując mu drogę.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Że to bez sensu, że niepotrzebnie do tego wracał?
-To i tak teraz bez znaczenia - odwrócił głowę.
-Ale przez to cierpisz - nie potrafił na nią spojrzeć.
-Możliwe. Ale to już mój problem. Nie twój i nie jego, tylko mój. Więc nie masz się czym przejmować.
-Ale wy.
-Nie masz racji - przerwał jej - nie istnieje już dawno żadne my. Było kiedyś i już nie wróci.
-A dla ciebie nie istnieje?
-To już moja sprawa - chciał odejść.
-Wiesz - chwyciła go za rękaw - kiedy go poznałam, stwierdziłam, że z jakiegoś powodu cierpi. Nie pytałam, o co dokładnie chodzi, bo wiedziałam, że i tak mi nie powie, lecz cały czas to widziałam. Teraz wiem, że chodziło o ciebie
-Teraz to i tak bez znaczenie - nie miał już siły z nią rozmawiać zwłaszcza o tym.
-Ma to duże - chciała coś powiedzieć.
-Nie przerywaj mi - głęboki wdech, lepiej mieć już to za sobą - nawet jeżeli, z tego co kiedyś czuł cokolwiek pozostało, to jest to teraz bez znaczenia. Ma ciebie i wkrótce będziecie mieli dziecko. Idealny obrazek, którego nie zamierzam oglądać. I co ważniejsze nie chce niszczyć. Nie potrafiłbym wtedy na siebie spojrzeć bez wyrzutów. Dodatkowo, to go znam i nawet, jeśli by cokolwiek by czuł to i tak z obowiązku nigdy by ciebie nie zostawił. A nawet jakby spróbowałby zrobić inaczej to sam bym go skopał i kazał wracać. Nie mamy więc o czym rozmawiać.
-Wciąż ci na nim zależy - stwierdziła.
-I co z tego - odsunął ją od drzwi - załatwiłem sobie zmianę mieszkania i już niedługo mnie tu nie będzie. Już się nie zobaczymy. Wy będziecie tu, a ja gdzieś tam i nikt nikomu nie będzie wchodził w drogę.
Minął ją i wszedł do środka. Słyszał jak wchodzi za nim. Był już na półpiętrze kiedy stwierdził, że ma jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
-Obiecasz mi coś - nawet się nie odwrócił.
-Co takiego? - zdziwiła się.
-Jak urodzi się chłopak to nie pozwól, aby Yukio dał mu moje imię - nie czekał na jakąkolwiek odpowiedź i poszedł dalej.
niedziela, 31 maja 2015
niedziela, 24 maja 2015
Sześć
Coś jest nie tak z pogodą. Chyba mam doła. A przynajmniej wena gdzieś uciekła, bo nie licząc tego opka to nic mi nie idzie.
~~~
Czuł się, jakby ktoś mu wbił sztylet w serce. Po ośmiu latach zobaczyć kogoś, kto w pewnym momencie był dla ciebie całym światem. Wtedy chciało się wierzyć, że jest się także dla tego kogoś całym światem. Teraz jednak była to miłość jednostronna, bo wiedział, że on tym wspaniałym uczuciem darzy kogoś innego i ten ktoś potrafi dać mu wszystko to, czego z nim nigdy by nie doświadczył.
Nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Wiedział, że nie będzie potrafił udawać, iż wszystko jest w porządku. Teraz mógł tylko obserwować jak Naomi się do niego przytula. Przez chwilę miał ochotę zrzucić ją z tych schodów. Ale nie mógł czuć żalu. Miała prawo całować na powitanie po długiej rozłące swojego narzeczonego i ojca swojego dziecka. Bardzo cieszyła się z jego powrotu. A on? Nic nie potrafił odczytać z jego wyrazu twarzy. Widział, że jest szczęśliwy, że wrócił do ukochanej, lecz spojrzenie, jakie skierował w jego stronę było pełne innych uczuć, których nie potrafił rozszyfrować. Żal? Smutek? Niepewność? Była to chyba mieszanka tego wszystkiego. Nie znalazło się tam nic, co by pokazywało jakieś cieplejsze uczucia.
-Nie będę przeszkadzał - powiedział bardziej do swoich butów niż do nich i ruszył szybko w stronę swojego mieszkania.
-Kise czekaj - usłyszał za sobą kobiecy głos.
Na szczęście zdążył zamknąć za sobą drzwi za nim coś jeszcze usłyszał. Nie chciał tego. Patrzeć jak są razem szczęśliwi. Jak Kasamatsu ma to, czego z nim nigdy by nie dostał. Nie można się oszukiwać. Kto zaakceptowałby związek dwóch facetów. A tak jego rodzice zapewne cieszą się z przyszłej synowej i wnuka. Jego by nigdy nie zaakceptowali. Nie ma możliwości, aby mogli mieć dzieci.
Nie ma rzeczy, którą on mógłby ofiarować a która przewyższałaby akceptowanie przez społeczeństwo i możliwość posiadania potomstwa.
Zamknął drzwi. Nie pozwoli, aby ktokolwiek teraz tutaj wszedł. Chciał być sam. Owinął się szczelnie kołdrą nie wracając uwagi na ubrania. Nawet nie wiedział, w którym momencie po jego policzkach zaczęły płynąć strumienie łez. Zasnął wyczerpany własnym płaczem.
Dzwonek do drzwi obudził go. Postanowił jednak to zignorować. Ktokolwiek to był. Nie chciał teraz nikogo oglądać.
-Kise, wiem, że tam jesteś - nie chciał nikogo widzieć, zwłaszcza jego.
Po co on tu przyszedł? Raczej nie mają sobie nic do powiedzenia. Bo co tutaj wyjaśniać. Nie mógł tyle na niego czekać.
-Idź stąd – brzmiało to bardziej jak cicha modlitwa, którą cicho powtarzał, lecz miał nadzieję, że jakaś siła sprawi, że jej posłuch.
-Kise. Chce pogadać.
Niby słuchał jego słów, jednak każde były dla niego męką. Dodatkowo, o czym mieliby rozmawiać? On ma swoje życie i go nie zmieni. Szesnaście dni to mało i właściwie nikt nie wiedział, że nawet byli razem. Co prawda chciał o tym komuś powiedzieć, ale było za wcześnie. Nie chciał zapeszyć i na razie cieszyć się tym, co miał. A dostał tak niewiele. Wątpił, aby po jego wypadku Kasamatsu o tym komuś powiedział. Czyżby o tym chciał porozmawiać, aby nikomu nie mówić. Nie psuć mu reputacji. Jakoś po tygodniu go zapytał czy zawsze się interesował facetami, czy w pewnym momencie mu się odmieniło i odpowiedź go bardzo zaskoczyła. Nie uważał się za geja. Przynajmniej nie do końca. Podobały mu się dziewczyny, a on był wyjątkiem, którego pragnął i przy którym zapominał o wszystkich przedstawicielkach płci przeciwnej. Pragnął wtedy zupełnie wybić to sobie z głowy, jednak nie potrafił. Wtedy go to bardzo cieszył. Każde słowa wypowiedziane, jak nie mógł o nim przestać myśleć czy to, że bał się z nim zostać sam by czegoś głupiego nie zrobić, napawały go radością. Oznaczały one że naprawdę mu na nim zależało. Lecz teraz, to nie dziwne, że po jego zniknięciu znów zainteresował się kobietami.
-Kise – nie przestawał – Ryouta, proszę.
Czuł, że się dusi. Nie mógł złapać oddechu. Jak on może tak do niego mówić? Chyba dwa razy od niego to już słyszał. Jednak wtedy były to zupełnie inne okoliczności. Byli razem. Na tyle blisko aby tak do siebie mówić. Był mniej uczuciowy i trochę krępowało go używanie jego umienia, w przeciwieństwie do niego, który odkąd mógł to zawsze jak byli sami mówił do niego Yukio. Teraz on ma narzeczoną. Pewnie zwraca się do niej po imieniu tak jak ona do niego, więc po co teraz to przedstawienie.
-Idź stąd – powiedział na tyle głośno, aby byś pewien, że ten go słyszy.
-Ryouta, tylko chwila – próbował go przekonać.
-Wynoś się – wrzasnął nie licząc się z tym czy ktoś jeszcze go usłyszy czy nie.
-Ryouta. Przepraszam – nie wiedział czy się nie przesłyszał.
Potem słyszał już tylko ciszę.
Nie myślał, że będzie to tak boleć. Nie chciał tego. Czuć złości i żalu do tego, co stracił, a co zyskał ktoś inny. Sam się coraz bardziej nakręcał. Im bardziej o nim myślał to tym bardziej go pragnął. Gdyby nie ten głupi przypadek może by mu przeszło, przestał by go kochać, a tak to wszystko go bolało. Sam fakt, że mieszkają obok sprawiała, że miał mieszane uczucia. Kochać kogoś to podobno pragnąć jego szczęścia. Powinien zaakceptować to, że jest z nią i jest tak szczęśliwy niż zachować się egoistycznie i chcieć by ją rzucił i zostawił, a wrócił do niego. Nie chciał tego, wolałby usunąć się w cień, aby nie sprawiać nikomu problemów.
Mogli go nie ratować. Pozwolić, aby wtedy się wykrwawił. Obserwować jak powoli krew wypływa z rany jednocześnie powodując że z niego uchodziłoby życie. Może wtedy wszystko potoczyło się lepiej. Nie cierpiałby i nie miał tyle problemów. Tylko, że jego rodzina i przyjaciele by cierpieli.
Ale czy może tak nie byłoby prościej?
I tak cierpieli. Zostali zmuszeni, aby oglądać jak najpierw walczy o życie, a potem jak leży nieprzytomny. Musiało być ciężko obserwować jego ciało które z medycznego punktu widzenia żyło, jednak nie dawało znaków życia. Spał i nic nie mogło sprawić aby się obudził. Gdyby umarł na samym początku nie musieli by tego oglądać. Wszyscy pewnie by bardziej cierpieli, ale było by to krótsze. Ginie młody chłopak i dużo osób przyszłoby pewnie na pogrzeb. Część po niewielkim czasie by o nim zapomniała, inni może pamiętaliby trochę dłużej, ale po takim okresie już by nie pamiętali, kto to był. Po ośmiu latach wątpił, aby ktokolwiek o nim pamiętał. Każdy ułożyłby sobie życie i nie mieli problemów.
Jednak zostaje jeszcze jego rodzina? Ale czy by także mniej nie cierpiała jakby umarł? Nie miał pojęcia, co z mamą. Codziennie do niego przychodziła, tak przynajmniej mówiły pielęgniarki, które pracowały w tamtym okresie i chyba to ją wykończyło. Taka bezsilność. Patrzenie jak dziecko śpi i nie może się obudzić. Nikt nie potrafił tego powiedzieć. A może jakoś łatwiej by było się jej pozbierać i teraz cieszyłaby się z wnuków. Ayama też miałaby prościej. Nie musiała się martwić i zajęła się swoją rodziną. Płaciła za jego pobyt w specjalnym ośrodku, a tak nie musiałaby się tym przejmować.
A Kasamatsu? Nie miał pojęcia jak się czuł po jego wypadku. Czy bardzo cierpiał? Po jakim czasie przestał czekać i zaczął spotykać się z kimś innym? Na pewno przestał. Teraz kochał Naomi i zapewne ich wspólne dziecko. Lecz czy on o nim całkowicie zapomniał? Chciał, aby jego dziecko dostało po nim imię. Czy to oznaczało, że był dla niego ważny? Czy tylko takie upamiętnienie jego osoby? Teraz jednak wątpił żeby Yukio chciał tak nazwać swojego syna. Czy gdyby go już nie było, inaczej wyglądało jego życie? Czy Aomine by ich ze sobą poznał i czy byliby razem? Gdyby tak było to teraz czekałby być może na narodziny małego Ryouty?
Nie miałby teraz takiego problemu. Nie musiałby się przejmować jego osobą.
Może rzeczywiście byłoby lepiej gdyby teraz nie żył? Obojętnie jak na to nie spojrzał to widział więcej plusów niż minusów.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej nie mógł zasnąć. Minęła czwarta jak w końcu nie wytrzymał i postanowił wyjść i przewietrzyć głowę.
Wychodzą poczuł zimne styczniowe powietrze. Jego ostry chłód uspokoił jego ciało, które wcześnie drżało przed własnymi myślami.
Długi spacer, jaki sobie zafundował nie oczyścił jego głowy. Jednak nie miał sił dalej o tym myśleć, bo im dłużej się zastanawiał o tej sprawie tym miał coraz większy mętlik w głowie. Przecież wszystkim byłoby lepiej gdyby go nie było.
Ale czy można to jeszcze nadrobić? Czasem wystarczy kawałek paska albo liny i jeden ruch aby wszystko skończyć. Ale czy na to zasłużył? Na prostą śmierć bez cierpienia? Chwila i cię nie ma. Mało pamiętał z wypadku, ale podobno dość długo był przytomny powoli się wykrwawiając. Czy tak nie powinno być? Ostre narzędzie wbite w ciało pozwalając czerwonej cieczy opuszczać organizm wyniszczając je przy tym? Ale niestety w ten sposób przysporzy tylko innym problemów. Zatrzymał się na moście. Spojrzał na małe kry lodu pływające po wodzie. Woda go przyciągała. Wystarczył przecież jeden krok, aby wszystko się skończyło. Każdemu byłoby lepiej. Nikt już by się nie martwił. Problemy wielu osób zostałyby rozwiązane. Z tą myślą powoli wszedł na murek dzielący drogę od pustej przestrzeni. Przecież w ten sposób skończą się też wszystkie jego problemy. Zostanie wreszcie wolny. Nie będzie już cierpiał. Nie zobaczy jak sprawia innym problemy. Nikt go nie będzie musiał znaleźć. Nie trzeba będzie się martwić kto go znajdzie. To się nie stanie, bo on przepadnie bez wieści.
Siedział na murku i wystarczył już tylko jeden krok.
~~~
Czuł się, jakby ktoś mu wbił sztylet w serce. Po ośmiu latach zobaczyć kogoś, kto w pewnym momencie był dla ciebie całym światem. Wtedy chciało się wierzyć, że jest się także dla tego kogoś całym światem. Teraz jednak była to miłość jednostronna, bo wiedział, że on tym wspaniałym uczuciem darzy kogoś innego i ten ktoś potrafi dać mu wszystko to, czego z nim nigdy by nie doświadczył.
Nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Wiedział, że nie będzie potrafił udawać, iż wszystko jest w porządku. Teraz mógł tylko obserwować jak Naomi się do niego przytula. Przez chwilę miał ochotę zrzucić ją z tych schodów. Ale nie mógł czuć żalu. Miała prawo całować na powitanie po długiej rozłące swojego narzeczonego i ojca swojego dziecka. Bardzo cieszyła się z jego powrotu. A on? Nic nie potrafił odczytać z jego wyrazu twarzy. Widział, że jest szczęśliwy, że wrócił do ukochanej, lecz spojrzenie, jakie skierował w jego stronę było pełne innych uczuć, których nie potrafił rozszyfrować. Żal? Smutek? Niepewność? Była to chyba mieszanka tego wszystkiego. Nie znalazło się tam nic, co by pokazywało jakieś cieplejsze uczucia.
-Nie będę przeszkadzał - powiedział bardziej do swoich butów niż do nich i ruszył szybko w stronę swojego mieszkania.
-Kise czekaj - usłyszał za sobą kobiecy głos.
Na szczęście zdążył zamknąć za sobą drzwi za nim coś jeszcze usłyszał. Nie chciał tego. Patrzeć jak są razem szczęśliwi. Jak Kasamatsu ma to, czego z nim nigdy by nie dostał. Nie można się oszukiwać. Kto zaakceptowałby związek dwóch facetów. A tak jego rodzice zapewne cieszą się z przyszłej synowej i wnuka. Jego by nigdy nie zaakceptowali. Nie ma możliwości, aby mogli mieć dzieci.
Nie ma rzeczy, którą on mógłby ofiarować a która przewyższałaby akceptowanie przez społeczeństwo i możliwość posiadania potomstwa.
Zamknął drzwi. Nie pozwoli, aby ktokolwiek teraz tutaj wszedł. Chciał być sam. Owinął się szczelnie kołdrą nie wracając uwagi na ubrania. Nawet nie wiedział, w którym momencie po jego policzkach zaczęły płynąć strumienie łez. Zasnął wyczerpany własnym płaczem.
Dzwonek do drzwi obudził go. Postanowił jednak to zignorować. Ktokolwiek to był. Nie chciał teraz nikogo oglądać.
-Kise, wiem, że tam jesteś - nie chciał nikogo widzieć, zwłaszcza jego.
Po co on tu przyszedł? Raczej nie mają sobie nic do powiedzenia. Bo co tutaj wyjaśniać. Nie mógł tyle na niego czekać.
-Idź stąd – brzmiało to bardziej jak cicha modlitwa, którą cicho powtarzał, lecz miał nadzieję, że jakaś siła sprawi, że jej posłuch.
-Kise. Chce pogadać.
Niby słuchał jego słów, jednak każde były dla niego męką. Dodatkowo, o czym mieliby rozmawiać? On ma swoje życie i go nie zmieni. Szesnaście dni to mało i właściwie nikt nie wiedział, że nawet byli razem. Co prawda chciał o tym komuś powiedzieć, ale było za wcześnie. Nie chciał zapeszyć i na razie cieszyć się tym, co miał. A dostał tak niewiele. Wątpił, aby po jego wypadku Kasamatsu o tym komuś powiedział. Czyżby o tym chciał porozmawiać, aby nikomu nie mówić. Nie psuć mu reputacji. Jakoś po tygodniu go zapytał czy zawsze się interesował facetami, czy w pewnym momencie mu się odmieniło i odpowiedź go bardzo zaskoczyła. Nie uważał się za geja. Przynajmniej nie do końca. Podobały mu się dziewczyny, a on był wyjątkiem, którego pragnął i przy którym zapominał o wszystkich przedstawicielkach płci przeciwnej. Pragnął wtedy zupełnie wybić to sobie z głowy, jednak nie potrafił. Wtedy go to bardzo cieszył. Każde słowa wypowiedziane, jak nie mógł o nim przestać myśleć czy to, że bał się z nim zostać sam by czegoś głupiego nie zrobić, napawały go radością. Oznaczały one że naprawdę mu na nim zależało. Lecz teraz, to nie dziwne, że po jego zniknięciu znów zainteresował się kobietami.
-Kise – nie przestawał – Ryouta, proszę.
Czuł, że się dusi. Nie mógł złapać oddechu. Jak on może tak do niego mówić? Chyba dwa razy od niego to już słyszał. Jednak wtedy były to zupełnie inne okoliczności. Byli razem. Na tyle blisko aby tak do siebie mówić. Był mniej uczuciowy i trochę krępowało go używanie jego umienia, w przeciwieństwie do niego, który odkąd mógł to zawsze jak byli sami mówił do niego Yukio. Teraz on ma narzeczoną. Pewnie zwraca się do niej po imieniu tak jak ona do niego, więc po co teraz to przedstawienie.
-Idź stąd – powiedział na tyle głośno, aby byś pewien, że ten go słyszy.
-Ryouta, tylko chwila – próbował go przekonać.
-Wynoś się – wrzasnął nie licząc się z tym czy ktoś jeszcze go usłyszy czy nie.
-Ryouta. Przepraszam – nie wiedział czy się nie przesłyszał.
Potem słyszał już tylko ciszę.
Nie myślał, że będzie to tak boleć. Nie chciał tego. Czuć złości i żalu do tego, co stracił, a co zyskał ktoś inny. Sam się coraz bardziej nakręcał. Im bardziej o nim myślał to tym bardziej go pragnął. Gdyby nie ten głupi przypadek może by mu przeszło, przestał by go kochać, a tak to wszystko go bolało. Sam fakt, że mieszkają obok sprawiała, że miał mieszane uczucia. Kochać kogoś to podobno pragnąć jego szczęścia. Powinien zaakceptować to, że jest z nią i jest tak szczęśliwy niż zachować się egoistycznie i chcieć by ją rzucił i zostawił, a wrócił do niego. Nie chciał tego, wolałby usunąć się w cień, aby nie sprawiać nikomu problemów.
Mogli go nie ratować. Pozwolić, aby wtedy się wykrwawił. Obserwować jak powoli krew wypływa z rany jednocześnie powodując że z niego uchodziłoby życie. Może wtedy wszystko potoczyło się lepiej. Nie cierpiałby i nie miał tyle problemów. Tylko, że jego rodzina i przyjaciele by cierpieli.
Ale czy może tak nie byłoby prościej?
I tak cierpieli. Zostali zmuszeni, aby oglądać jak najpierw walczy o życie, a potem jak leży nieprzytomny. Musiało być ciężko obserwować jego ciało które z medycznego punktu widzenia żyło, jednak nie dawało znaków życia. Spał i nic nie mogło sprawić aby się obudził. Gdyby umarł na samym początku nie musieli by tego oglądać. Wszyscy pewnie by bardziej cierpieli, ale było by to krótsze. Ginie młody chłopak i dużo osób przyszłoby pewnie na pogrzeb. Część po niewielkim czasie by o nim zapomniała, inni może pamiętaliby trochę dłużej, ale po takim okresie już by nie pamiętali, kto to był. Po ośmiu latach wątpił, aby ktokolwiek o nim pamiętał. Każdy ułożyłby sobie życie i nie mieli problemów.
Jednak zostaje jeszcze jego rodzina? Ale czy by także mniej nie cierpiała jakby umarł? Nie miał pojęcia, co z mamą. Codziennie do niego przychodziła, tak przynajmniej mówiły pielęgniarki, które pracowały w tamtym okresie i chyba to ją wykończyło. Taka bezsilność. Patrzenie jak dziecko śpi i nie może się obudzić. Nikt nie potrafił tego powiedzieć. A może jakoś łatwiej by było się jej pozbierać i teraz cieszyłaby się z wnuków. Ayama też miałaby prościej. Nie musiała się martwić i zajęła się swoją rodziną. Płaciła za jego pobyt w specjalnym ośrodku, a tak nie musiałaby się tym przejmować.
A Kasamatsu? Nie miał pojęcia jak się czuł po jego wypadku. Czy bardzo cierpiał? Po jakim czasie przestał czekać i zaczął spotykać się z kimś innym? Na pewno przestał. Teraz kochał Naomi i zapewne ich wspólne dziecko. Lecz czy on o nim całkowicie zapomniał? Chciał, aby jego dziecko dostało po nim imię. Czy to oznaczało, że był dla niego ważny? Czy tylko takie upamiętnienie jego osoby? Teraz jednak wątpił żeby Yukio chciał tak nazwać swojego syna. Czy gdyby go już nie było, inaczej wyglądało jego życie? Czy Aomine by ich ze sobą poznał i czy byliby razem? Gdyby tak było to teraz czekałby być może na narodziny małego Ryouty?
Nie miałby teraz takiego problemu. Nie musiałby się przejmować jego osobą.
Może rzeczywiście byłoby lepiej gdyby teraz nie żył? Obojętnie jak na to nie spojrzał to widział więcej plusów niż minusów.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej nie mógł zasnąć. Minęła czwarta jak w końcu nie wytrzymał i postanowił wyjść i przewietrzyć głowę.
Wychodzą poczuł zimne styczniowe powietrze. Jego ostry chłód uspokoił jego ciało, które wcześnie drżało przed własnymi myślami.
Długi spacer, jaki sobie zafundował nie oczyścił jego głowy. Jednak nie miał sił dalej o tym myśleć, bo im dłużej się zastanawiał o tej sprawie tym miał coraz większy mętlik w głowie. Przecież wszystkim byłoby lepiej gdyby go nie było.
Ale czy można to jeszcze nadrobić? Czasem wystarczy kawałek paska albo liny i jeden ruch aby wszystko skończyć. Ale czy na to zasłużył? Na prostą śmierć bez cierpienia? Chwila i cię nie ma. Mało pamiętał z wypadku, ale podobno dość długo był przytomny powoli się wykrwawiając. Czy tak nie powinno być? Ostre narzędzie wbite w ciało pozwalając czerwonej cieczy opuszczać organizm wyniszczając je przy tym? Ale niestety w ten sposób przysporzy tylko innym problemów. Zatrzymał się na moście. Spojrzał na małe kry lodu pływające po wodzie. Woda go przyciągała. Wystarczył przecież jeden krok, aby wszystko się skończyło. Każdemu byłoby lepiej. Nikt już by się nie martwił. Problemy wielu osób zostałyby rozwiązane. Z tą myślą powoli wszedł na murek dzielący drogę od pustej przestrzeni. Przecież w ten sposób skończą się też wszystkie jego problemy. Zostanie wreszcie wolny. Nie będzie już cierpiał. Nie zobaczy jak sprawia innym problemy. Nikt go nie będzie musiał znaleźć. Nie trzeba będzie się martwić kto go znajdzie. To się nie stanie, bo on przepadnie bez wieści.
Siedział na murku i wystarczył już tylko jeden krok.
poniedziałek, 18 maja 2015
Deszcz
Pamięta ktoś opko walentynkynkowe? Postanowiłam z tego zrobić serie luźno powiązanych ze sobą shotów.
Dobrze by było wstawić jakąś dedykacje, ale ponieważ dziś mamy taki a nie inny dzień to dedykuje to sobie XD i wszystkim Aleksandrą co obchodzą dziś imieniny. Pozostałym solenizantom też ewentualnie :D
Dobrze by było wstawić jakąś dedykacje, ale ponieważ dziś mamy taki a nie inny dzień to dedykuje to sobie XD i wszystkim Aleksandrą co obchodzą dziś imieniny. Pozostałym solenizantom też ewentualnie :D
~~~
Czemu te lekcje muszą się tak dłużyć? Zawsze, kiedy nie może się czegoś doczekać to wszystko dzieje się zupełnie inaczej. Tym razem też tak było. Nie mógł się doczekać żeby wyjść ze szoły. Miał dzisiaj bardzo ważne spotkanie i jak na złość lekcje strasznie mu się dłużyły.
Nawet majowa pogoda nie poprawiała mu humoru. Spotyka się dziś ze swoim chłopakiem. Tak to nie pomyłka. Będąc facetem chodzi z innym chłopakiem. Chociaż czy mógł to nazwać chodzeniem? Minęły ponad trzy miesiące, od kiedy są razem i nie miał pojęcia czy zbliża to się do końca czy posuwa się naprzód.
Zakochał się w nim i dlatego uszykował dla niego czekoladki w dzień zakochanych. Specjalnie przyszedł bardzo wcześnie, aby położyć to na jego ławce, aby nikt tego nie widział, potem wyszedł i wrócił dopiero przed dzwonkiem. Miał zamiar unikać przez cały dzień wszystkich dziewczyn. Nie chciał dostać żadnych czekoladek, bo tylko oznaczało okazanie jakiś uczuć a to mogła otrzymać tylko jedna osoba. Na szczęście się rozchorował. Pielęgniarka pozwoliła mu iść do domu. Cieszył się, że senpai martwi się o niego. Wiedział, że traktuje go tylko jak przyjaciela, lecz co z tego, że dla niego było coś więcej. Obraził się na niego. Odkrył, że mu to podarował. Mógł się spodziewać takiej reakcji. Mógł mieć każdą dziewczynę, jaką zapragnął jednak tego, którego pragnął już nie. Mimo wszystko przyszedł do niego. Żądał wyjaśnień.
Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Delikatny pocałunek złożony na jego policzku i słowa Kasamatsu sprawiły, że stał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Obiecał mu, że da mu szanse. Nawet jeśli się to nie uda to dał mu szanse.
Teraz byli już razem, lecz czy coś się od tego czasu zmieniło? Rzadko się widywali. Senpai zaczął studia i jeździł do Tokio na zajęcia, dlatego nie mieli czasu, aby się spotkać. Początek roku szkolnego również przyniósł zwiększenie treningów przed rozpoczynającymi się rozgrywkami a teraz, kiedy już jest drugorocznym wymagają od niego coraz więcej.
Nawet te nieliczne randki, jakie mieli nie zaliczały się raczej do typowych. Tylko cały czas się zastanawiał czyja to wina? Czuł, że zamiast się do siebie przybliżać to tylko się oddalali.
Znał swoje uczucia. Wiedział, co czuje i do kogo kieruje swoje uczucia. Od dawna wiedział, że podobają mu się faceci. Mimo, że jest to odmienne z jego pracą gdzie zyskuje popularność wśród dziewczyn. Teraz był pewien, że właśnie go kocha. Dodatkowo im dłużej przebywał w jego towarzystwie to tym bardziej mu na nim zależało. Tylko ciągle nie wiedział, co on czuje. Chciał dać mu szanse, lecz wiedział, że dla niego to nowe doświadczenie. Widział jak czuł się niekomfortowo, kiedy próbował chwycić go za rękę czy przytulić się. Dlatego postanowił, że da mu czas i poczeka aż sam będzie chciał to zrobić. Bał się, że jeśli tego nie zrobi to odstraszy go od siebie.
Dziś nie mieli mieć treningu a ponieważ jutro także nie miał wiele zajęć, więc postanowił zaraz po lekcjach biec na pociąg i jechać do Tokio. Powinien być pod jego uczelnią zanim Kasamatsu skończy zajęcia. Chciał mu zrobić niespodziankę i zaprosić gdzieś. Było mu obojętne gdzie, ale po prostu chciał spędzić z nim trochę czasu.
Zanim jednak miało to nastąpić to musiał słuchać, o jakich głupich wojnach w Europie. Kogo obchodzi, co działo się tak daleko od nich i to ileś wieków temu.
Kiedy zajęcia się skończyły szybko pożegnał fanki, które zaczepiały go na korytarzu z prośbą o autograf, zdjęcie czy wspólne spędzenie popołudnia i biegł na pociąg. Zdążył i niedługo będzie w Tokio ze swoim chłopakiem.
Siedząc w maszynie zastanawiał się czy powinien tak mówić. Niby byli parą, ale o jakichkolwiek uczuciach można było mówić tylko w jego wypadków. On właściwie nic mu jeszcze nie odpowiedział. Zgadzał się na spotkania i często pisali do siebie, lecz czy to oznacza, że zaczął go traktować bardziej niż przyjaciela?
Z takimi wątpliwościami siedział przed budynkiem uczelni. Nie miał pojęcia, co ma dalej robić. Pragnął go. Mieć możliwość dotknięcia, przytulenia czy pocałowania. Chociaż bardzo pragnął tego ostatniego to nigdy się nawet na nie odważył. Bał się jego reakcji.
Zobaczył grupy ludzi wychodzących z budynku, lecz wzrokiem szukał tylko bliskiej mu sylwetki.
-Kise Ryouta? – podeszły do niego trzy studentki.
Był troszeczkę zawiedziony, że ktoś go rozpoznał. Nie potrafił kłamać. Mimo wszystko uśmiechnął się. W końcu nie codziennie starsze studentki proszą o zdjęcie czy autograf.
Wystarczyły dwa zdjęcia, aby zrobiło się zamieszanie. W tym czasie do trzech dziewczyn dołączyło kilka innych, a potem następne. W każdych innych warunkach cieszyłby się ze swojej popularności, lecz teraz bał się, że w tym zamieszaniu nie zauważy tego, dla którego tu przyszedł.
Rozdawał autografy, pozwalał się przytulać i robić ze sobą zdjęcia, jednak, co chwilę spoglądał w stronę drzwi. Nie miał nawet chwili, aby zadzwonić do niego i powiedzieć żeby ewentualnie na niego poczekał, chociaż w tym hałasie i tak byłoby to niemożliwe. Zostało mu, więc tylko próba wypatrzenia go. Zaczął wątpić, że mu się uda. Zbyt wielu ludzi wychodziło z budynków. Koło niego zaczęło się równie zbierać coraz więcej dziewczyn. Nagle zwrócił uwagę na grupę chłopaków. W pierwszej chwili nie rozpoznał tam nikogo i dopiero po chwili zauważył wśród nich senpai’a. On też go zauważył. Zrobiło mu się smutno, kiedy zamiast poczekać szedł dalej z kumplami.
Właściwie, dlaczego miałby zachować się inaczej? Po co miał się przyznawać, że go zna? Czyżby rzeczywiście nic dla niego nie znaczył? Obiecał, że spróbuje, ale to wcale nie oznaczało, że się zakocha. Widział go, a mimo to odszedł, więc to chyba była jego odpowiedź.
On natomiast stał wśród fanek, automatycznie podpisywał podawane mu kartki i pozował do zdjęć sztucznie się przy tym uśmiechając. Ponad pół godziny minęło zanim zdążył się wreszcie uwolnić. Gdyby nie pierwsze krople deszczu pewnie trwałoby to jeszcze dłużej.
Zaczął się zastanawiać, co ma teraz zrobić. Nie chciał wracać do domu, gdzie od razu zaczęłyby się pytania, czemu tak wcześnie wrócił skoro mówił, że będzie późno. Tylko, że jakoś tutaj zostać nie miał siły. Czuł jak na jego włosy i ubranie spływa coraz więcej kropli deszczu. Ludzie uciekali przed gwałtownym deszczem a on stał nie zwracając uwagi na nic. Zimne krople opadały na jego ciało powodując dreszcze, nie zauważył, kiedy zaczął trząść się z zimna. Nie był to jednak jedyny powód. Po jego twarzy zaczęły płynąć łzy.
-Co ty wyprawiasz idioto – jakaś osoba najpierw uderzyła go w głowę a następnie pociągnęła za rękaw mundurka prowadząc gdzieś za sobą.
Kiedy czuł, że woda przestała na niego lecieć się zatrzymali. Dopiero kiedy przetarł oczy zobaczył, kto przed nim stoi. Wydawało mu się, że ma zwidy, bo przecież on już poszedł.
-Mogę wiedzieć Kise czemu zamiast jak normalny człowiek schować się przed deszczem to stałeś tam jak głupek – widział, że Kasamatsu jest zły, nie miał tylko pojęcia dlaczego.
-Tak wyszło – przygryzł wargę.
-Ej co się stało? – dopiero teraz musiał zauważyć jego zapłakane oczy.
-Nic – odwrócił głowę.
-Niech ci będzie. Zdejmij marynarkę, bo się pochorujesz.
Posłusznie wykonał polecenie, chociaż czuł jak senpai traktuje go jak dziecko. Nie miał na nic siły i usiadł na ziemi. Czuł, że cały się trzęsie.
-Co ja z tobą mam – usłyszał.
Nie wiedział, kiedy ale Kasamatsu założył mu przez głowę jakąś bluzę.
-Jesteś wyższy, więc jest ci troszeczkę krótka, ale to nic – stwierdził zakładając mu kaptur na mokre włosy.
-Ale ty – próbował coś powiedzieć.
-Nie jest zimno, a ty jestem mokry i się trzęsiesz – wyjaśnił - nie wiedziałem, że przyjedziesz.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę, lecz widocznie niepotrzebnie – otulił się ramionami. Nie mógł się skupić, bluza zbyt intensywnie pachniała nim.
-Dlaczego niepotrzebnie? – usłyszał nad sobą.
-Powinienem był przewidzieć, że ten pomysł ci się nie spodoba i – zmuszał się żeby się znowu nie popłakać.
-A wyglądam jakby mi się nie podobała? – zdziwił się.
-Nie zwróciłeś na mnie uwagi i poszedłeś dalej, a potem nakrzyczałeś – czuł się jak małe dziecko.
-Widziałem przez ile fanek jesteś otoczony i wiedziałem, że trochę ci to zajmie czasu, więc byłem odprowadzić kumpli na przystanek. Nie musiałbym krzyczeć gdybyś nie stał na deszczu. Pochorujesz się – w ostatnich słowach słyszał troskę.
Nie podniósł głowy mimo to wiedział, że senpai usiadł obok niego na ziemi. Stykali się teraz ramionami. Odsunął się minimalnie, bojąc się, co ma teraz zrobić.
-Nie rozumiem cię – stwierdził nagle Kasamatsu.
-Czemu? – zdziwił się.
-Po co starasz jak sam tego nie chcesz? Właściwie mogłem to przewidzieć, że ci się znudzi - senpai wydawał się bardzo poważny.
-Ale co? – teraz to już nic nie rozumiał.
-No nie wiem. Na samym początku niby próbowałeś czegoś więcej. Się przytulić albo coś podobnego – widział jak cały się rumieni - teraz tylko pilnujesz, aby do tego nie dopuścić. Nie jestem taki wspaniały jak ci się pewnie na początku wydawało i to logiczne się zawiodłeś.
-Nic z tych rzeczy – przerwał mu – jesteś jeszcze wspanialszy niż uważałem.
-Ale myślałem – Yukio spojrzał na niego zdziwiony.
-Bałem się. Znam swoje uczucia i wiem czego chce. Pamiętam co powiedziałeś, ale nie miałem pojęcia, co naprawdę o tym sądzisz. Myślałem, że jak zacznę za bardzo okazywać swoje uczucia to się przestraszysz i mnie znienawidzisz – nie wiedział czy powiedział coś nie tak, bo senpai wstał i ruszył w jakimś kierunku ciągnąc go za sobą – czekaj.
Nic nie odpowiedział, tylko dalej prowadził go. Ufał mu i dał się poprowadzić jak małe dziecko. Największa fala deszczu już przeminęła i teraz spadały już na nich pojedyncze krople. Jakaś mała uliczka, opuszczona, jakby zapomniana przez wszystkich, dlaczego przyprowadził go akurat tutaj?
-Czekaj. O co chodzi? – zdziwił się.
-Mam zamiar zrobić coś na co od jakiegoś czasu mam ochotę.
Już chciał zapytać, co to takiego, kiedy Kasamatsu zmniejszył odległość między nimi do minimum i go pocałował.
Deszcz przestał padać, lecz nie zwrócili na to uwagi. Mieć tak blisko siebie osobę, którą się kocha sprawiało, że wszystko inne przestało się liczyć.
Wracając stali ściśnięci obok siebie. Ludzie zbyt zajęci swoimi sprawami nie zwracali na nich uwagi. Splecione dłonie dwójki ludzi schowane przed oczami innych.
~~~
Zapomniałam pytać. Wybiera się ktoś na Ućkon? Bo myślę czy nie jechać
Czemu te lekcje muszą się tak dłużyć? Zawsze, kiedy nie może się czegoś doczekać to wszystko dzieje się zupełnie inaczej. Tym razem też tak było. Nie mógł się doczekać żeby wyjść ze szoły. Miał dzisiaj bardzo ważne spotkanie i jak na złość lekcje strasznie mu się dłużyły.
Nawet majowa pogoda nie poprawiała mu humoru. Spotyka się dziś ze swoim chłopakiem. Tak to nie pomyłka. Będąc facetem chodzi z innym chłopakiem. Chociaż czy mógł to nazwać chodzeniem? Minęły ponad trzy miesiące, od kiedy są razem i nie miał pojęcia czy zbliża to się do końca czy posuwa się naprzód.
Zakochał się w nim i dlatego uszykował dla niego czekoladki w dzień zakochanych. Specjalnie przyszedł bardzo wcześnie, aby położyć to na jego ławce, aby nikt tego nie widział, potem wyszedł i wrócił dopiero przed dzwonkiem. Miał zamiar unikać przez cały dzień wszystkich dziewczyn. Nie chciał dostać żadnych czekoladek, bo tylko oznaczało okazanie jakiś uczuć a to mogła otrzymać tylko jedna osoba. Na szczęście się rozchorował. Pielęgniarka pozwoliła mu iść do domu. Cieszył się, że senpai martwi się o niego. Wiedział, że traktuje go tylko jak przyjaciela, lecz co z tego, że dla niego było coś więcej. Obraził się na niego. Odkrył, że mu to podarował. Mógł się spodziewać takiej reakcji. Mógł mieć każdą dziewczynę, jaką zapragnął jednak tego, którego pragnął już nie. Mimo wszystko przyszedł do niego. Żądał wyjaśnień.
Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Delikatny pocałunek złożony na jego policzku i słowa Kasamatsu sprawiły, że stał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Obiecał mu, że da mu szanse. Nawet jeśli się to nie uda to dał mu szanse.
Teraz byli już razem, lecz czy coś się od tego czasu zmieniło? Rzadko się widywali. Senpai zaczął studia i jeździł do Tokio na zajęcia, dlatego nie mieli czasu, aby się spotkać. Początek roku szkolnego również przyniósł zwiększenie treningów przed rozpoczynającymi się rozgrywkami a teraz, kiedy już jest drugorocznym wymagają od niego coraz więcej.
Nawet te nieliczne randki, jakie mieli nie zaliczały się raczej do typowych. Tylko cały czas się zastanawiał czyja to wina? Czuł, że zamiast się do siebie przybliżać to tylko się oddalali.
Znał swoje uczucia. Wiedział, co czuje i do kogo kieruje swoje uczucia. Od dawna wiedział, że podobają mu się faceci. Mimo, że jest to odmienne z jego pracą gdzie zyskuje popularność wśród dziewczyn. Teraz był pewien, że właśnie go kocha. Dodatkowo im dłużej przebywał w jego towarzystwie to tym bardziej mu na nim zależało. Tylko ciągle nie wiedział, co on czuje. Chciał dać mu szanse, lecz wiedział, że dla niego to nowe doświadczenie. Widział jak czuł się niekomfortowo, kiedy próbował chwycić go za rękę czy przytulić się. Dlatego postanowił, że da mu czas i poczeka aż sam będzie chciał to zrobić. Bał się, że jeśli tego nie zrobi to odstraszy go od siebie.
Dziś nie mieli mieć treningu a ponieważ jutro także nie miał wiele zajęć, więc postanowił zaraz po lekcjach biec na pociąg i jechać do Tokio. Powinien być pod jego uczelnią zanim Kasamatsu skończy zajęcia. Chciał mu zrobić niespodziankę i zaprosić gdzieś. Było mu obojętne gdzie, ale po prostu chciał spędzić z nim trochę czasu.
Zanim jednak miało to nastąpić to musiał słuchać, o jakich głupich wojnach w Europie. Kogo obchodzi, co działo się tak daleko od nich i to ileś wieków temu.
Kiedy zajęcia się skończyły szybko pożegnał fanki, które zaczepiały go na korytarzu z prośbą o autograf, zdjęcie czy wspólne spędzenie popołudnia i biegł na pociąg. Zdążył i niedługo będzie w Tokio ze swoim chłopakiem.
Siedząc w maszynie zastanawiał się czy powinien tak mówić. Niby byli parą, ale o jakichkolwiek uczuciach można było mówić tylko w jego wypadków. On właściwie nic mu jeszcze nie odpowiedział. Zgadzał się na spotkania i często pisali do siebie, lecz czy to oznacza, że zaczął go traktować bardziej niż przyjaciela?
Z takimi wątpliwościami siedział przed budynkiem uczelni. Nie miał pojęcia, co ma dalej robić. Pragnął go. Mieć możliwość dotknięcia, przytulenia czy pocałowania. Chociaż bardzo pragnął tego ostatniego to nigdy się nawet na nie odważył. Bał się jego reakcji.
Zobaczył grupy ludzi wychodzących z budynku, lecz wzrokiem szukał tylko bliskiej mu sylwetki.
-Kise Ryouta? – podeszły do niego trzy studentki.
Był troszeczkę zawiedziony, że ktoś go rozpoznał. Nie potrafił kłamać. Mimo wszystko uśmiechnął się. W końcu nie codziennie starsze studentki proszą o zdjęcie czy autograf.
Wystarczyły dwa zdjęcia, aby zrobiło się zamieszanie. W tym czasie do trzech dziewczyn dołączyło kilka innych, a potem następne. W każdych innych warunkach cieszyłby się ze swojej popularności, lecz teraz bał się, że w tym zamieszaniu nie zauważy tego, dla którego tu przyszedł.
Rozdawał autografy, pozwalał się przytulać i robić ze sobą zdjęcia, jednak, co chwilę spoglądał w stronę drzwi. Nie miał nawet chwili, aby zadzwonić do niego i powiedzieć żeby ewentualnie na niego poczekał, chociaż w tym hałasie i tak byłoby to niemożliwe. Zostało mu, więc tylko próba wypatrzenia go. Zaczął wątpić, że mu się uda. Zbyt wielu ludzi wychodziło z budynków. Koło niego zaczęło się równie zbierać coraz więcej dziewczyn. Nagle zwrócił uwagę na grupę chłopaków. W pierwszej chwili nie rozpoznał tam nikogo i dopiero po chwili zauważył wśród nich senpai’a. On też go zauważył. Zrobiło mu się smutno, kiedy zamiast poczekać szedł dalej z kumplami.
Właściwie, dlaczego miałby zachować się inaczej? Po co miał się przyznawać, że go zna? Czyżby rzeczywiście nic dla niego nie znaczył? Obiecał, że spróbuje, ale to wcale nie oznaczało, że się zakocha. Widział go, a mimo to odszedł, więc to chyba była jego odpowiedź.
On natomiast stał wśród fanek, automatycznie podpisywał podawane mu kartki i pozował do zdjęć sztucznie się przy tym uśmiechając. Ponad pół godziny minęło zanim zdążył się wreszcie uwolnić. Gdyby nie pierwsze krople deszczu pewnie trwałoby to jeszcze dłużej.
Zaczął się zastanawiać, co ma teraz zrobić. Nie chciał wracać do domu, gdzie od razu zaczęłyby się pytania, czemu tak wcześnie wrócił skoro mówił, że będzie późno. Tylko, że jakoś tutaj zostać nie miał siły. Czuł jak na jego włosy i ubranie spływa coraz więcej kropli deszczu. Ludzie uciekali przed gwałtownym deszczem a on stał nie zwracając uwagi na nic. Zimne krople opadały na jego ciało powodując dreszcze, nie zauważył, kiedy zaczął trząść się z zimna. Nie był to jednak jedyny powód. Po jego twarzy zaczęły płynąć łzy.
-Co ty wyprawiasz idioto – jakaś osoba najpierw uderzyła go w głowę a następnie pociągnęła za rękaw mundurka prowadząc gdzieś za sobą.
Kiedy czuł, że woda przestała na niego lecieć się zatrzymali. Dopiero kiedy przetarł oczy zobaczył, kto przed nim stoi. Wydawało mu się, że ma zwidy, bo przecież on już poszedł.
-Mogę wiedzieć Kise czemu zamiast jak normalny człowiek schować się przed deszczem to stałeś tam jak głupek – widział, że Kasamatsu jest zły, nie miał tylko pojęcia dlaczego.
-Tak wyszło – przygryzł wargę.
-Ej co się stało? – dopiero teraz musiał zauważyć jego zapłakane oczy.
-Nic – odwrócił głowę.
-Niech ci będzie. Zdejmij marynarkę, bo się pochorujesz.
Posłusznie wykonał polecenie, chociaż czuł jak senpai traktuje go jak dziecko. Nie miał na nic siły i usiadł na ziemi. Czuł, że cały się trzęsie.
-Co ja z tobą mam – usłyszał.
Nie wiedział, kiedy ale Kasamatsu założył mu przez głowę jakąś bluzę.
-Jesteś wyższy, więc jest ci troszeczkę krótka, ale to nic – stwierdził zakładając mu kaptur na mokre włosy.
-Ale ty – próbował coś powiedzieć.
-Nie jest zimno, a ty jestem mokry i się trzęsiesz – wyjaśnił - nie wiedziałem, że przyjedziesz.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę, lecz widocznie niepotrzebnie – otulił się ramionami. Nie mógł się skupić, bluza zbyt intensywnie pachniała nim.
-Dlaczego niepotrzebnie? – usłyszał nad sobą.
-Powinienem był przewidzieć, że ten pomysł ci się nie spodoba i – zmuszał się żeby się znowu nie popłakać.
-A wyglądam jakby mi się nie podobała? – zdziwił się.
-Nie zwróciłeś na mnie uwagi i poszedłeś dalej, a potem nakrzyczałeś – czuł się jak małe dziecko.
-Widziałem przez ile fanek jesteś otoczony i wiedziałem, że trochę ci to zajmie czasu, więc byłem odprowadzić kumpli na przystanek. Nie musiałbym krzyczeć gdybyś nie stał na deszczu. Pochorujesz się – w ostatnich słowach słyszał troskę.
Nie podniósł głowy mimo to wiedział, że senpai usiadł obok niego na ziemi. Stykali się teraz ramionami. Odsunął się minimalnie, bojąc się, co ma teraz zrobić.
-Nie rozumiem cię – stwierdził nagle Kasamatsu.
-Czemu? – zdziwił się.
-Po co starasz jak sam tego nie chcesz? Właściwie mogłem to przewidzieć, że ci się znudzi - senpai wydawał się bardzo poważny.
-Ale co? – teraz to już nic nie rozumiał.
-No nie wiem. Na samym początku niby próbowałeś czegoś więcej. Się przytulić albo coś podobnego – widział jak cały się rumieni - teraz tylko pilnujesz, aby do tego nie dopuścić. Nie jestem taki wspaniały jak ci się pewnie na początku wydawało i to logiczne się zawiodłeś.
-Nic z tych rzeczy – przerwał mu – jesteś jeszcze wspanialszy niż uważałem.
-Ale myślałem – Yukio spojrzał na niego zdziwiony.
-Bałem się. Znam swoje uczucia i wiem czego chce. Pamiętam co powiedziałeś, ale nie miałem pojęcia, co naprawdę o tym sądzisz. Myślałem, że jak zacznę za bardzo okazywać swoje uczucia to się przestraszysz i mnie znienawidzisz – nie wiedział czy powiedział coś nie tak, bo senpai wstał i ruszył w jakimś kierunku ciągnąc go za sobą – czekaj.
Nic nie odpowiedział, tylko dalej prowadził go. Ufał mu i dał się poprowadzić jak małe dziecko. Największa fala deszczu już przeminęła i teraz spadały już na nich pojedyncze krople. Jakaś mała uliczka, opuszczona, jakby zapomniana przez wszystkich, dlaczego przyprowadził go akurat tutaj?
-Czekaj. O co chodzi? – zdziwił się.
-Mam zamiar zrobić coś na co od jakiegoś czasu mam ochotę.
Już chciał zapytać, co to takiego, kiedy Kasamatsu zmniejszył odległość między nimi do minimum i go pocałował.
Deszcz przestał padać, lecz nie zwrócili na to uwagi. Mieć tak blisko siebie osobę, którą się kocha sprawiało, że wszystko inne przestało się liczyć.
Wracając stali ściśnięci obok siebie. Ludzie zbyt zajęci swoimi sprawami nie zwracali na nich uwagi. Splecione dłonie dwójki ludzi schowane przed oczami innych.
~~~
Zapomniałam pytać. Wybiera się ktoś na Ućkon? Bo myślę czy nie jechać
poniedziałek, 4 maja 2015
Rozdział 16,5
Skoro miała być przerwa do Pyrkonu, to po konwencie wypadałoby coś umieścić.
Na początku miało być troszeczkę inaczej. Jednak potem już nie chciałam dalej nic zmieniać i powstał ten oto rozdział, którego akcja dzieję się pomiędzy częścią drugą a trzecią. Mam nadzieję, że wyjaśni on kilka rzeczy.
Dedykowane wszystkim maturzystą, którzy dziś zaczynają swoją maratońską przeprawę.
Tak sobie zdałam sprawę ile już lat mineło od mojej. No trochę ich już jest.
~~~
Robiło się coraz ciekawiej. Bliźniaki mieli ospę, Daiki już drugi dzień z temblakiem nic nie może sam zrobić i we wszystkim mu trzeba pomagać. Na szczęście Asami nic nie jest. Ospę już miała, jako maleńkie dziecko, więc nic jej nie powinno być. Jakby jeszcze nią się trzeba było zająć to padłby ze zmęczenia.
Nie mógł narzekać na brak rozrywki. Chociaż jak po raz kolejny usłyszy, że któryś z nich coś od niego chce to dostanie szału. Ani się nie wysypia w nocy, bo któryś z chłopców coś chce, a w dzień raczej też nie ma spokoju.
-Tata a mogę soku - zawołał Nobu.
-A ja chce kanapkę - tym razem był to Hiro.
No nic. Kiedy zdecydował się na ojcostwo liczył się, że będzie ciężko, tym bardziej, że miał już Asami, lecz nigdy nie myślał, że dorobi się jeszcze jednej osoby, którą będzie musiał się opiekować.
-A ty nawet nie waż się nic mówić - wskazał na Daikiego, który już próbował coś powiedzieć i wyszedł do kuchni.
Słyszał jeszcze jakieś komentarze chłopców w stylu czemu tata jest zły na wujka, lecz nie chciał słyszeć odpowiedzi Aomine. Pewnie próbowałby jego w to wciągnąć i musiałby na takie pytania odpowiedzieć. A tak niech on się męczy.
Zaczął się naprawdę mocno zastanawiać czy dobrze zrobił, że związał się z Daikim. Zależało mu na nim, teraz jeszcze wiedział, że jemu też nie mniej zależy, ale czy jest to dobre rozwiązanie. Asami wie o wszystkim, pewnie ma co do tego jakieś obiekcje i rozterki, ale jej się nie dziwił. Jedna dziewczyna w domu z czterema facetami nie będzie łatwe, lecz nic nie mówiła. Cieszyło go to. Zaakceptowała jego wybór.
Zostają jeszcze chłopcy. Zauważył, choć trudne byłoby tego nie zauważyć, że bardzo go lubią. Martwił się jednak jak zareagują jak się dowiedzą, że chcą by razem. Jedna z ich koleżanek miała ojca, który miał partnera, a inna miała mamę i ciocię, lecz co będzie jak się dowiedzą, że takie rzeczy występują u nich. Co innego traktować kogoś jak wujka, bliskiego znajomego któregoś z rodziców, co pojawia się w domu, co jakiś czas a co innego, jeśli mają być, jako para. Asami była jednak starsza i lepiej wszystko rozumiała, a oni byli młodsi. Co jeśli nie zaakceptują tego i nie będą chcieli czegoś takiego?
Z przemyśleń wybudził go dzwonek telefonu. Spoglądając na ekran tylko się przeraził. Numer był ze szkoły Asami.
-Słucham.
-Dzień dobry panie Kagami – od razu rozpoznał głos trenerki drużyny siatkówki.
-Dzień dobry pani Brown. Coś się stało? – zaniepokoił się. W końcu jak dzwoni to zawsze musi się coś stać.
-Chciałabym powiedzieć, że nic, lecz Asami się przewróciła i ma całą spuchniętą kostkę. Wezwaliśmy już lekarza, lecz dobrze by było gdyby pan przyjechał – usłyszał – wiem, że pewnie jest pan zajęty.
-Nie spokojnie – miał nadzieję, że Daiki poradzi sobie jak go nie będzie – za chwilę wyjadę. Wciągu pół godziny powinienem być.
-To bardzo dobrze. Do widzenia.
-Do widzenia – powiedział i rozłączył się.
Uszykował szybko to, co każdy z chłopców chciał.
-Zostawiam was na godzinę – stwierdził i nie czekając na jakąkolwiek reakcje pobiegł się przebrać.
-Coś się stało? – usłyszał po chwili głos Daikiego.
-Asami coś się stało i muszę po nią jechać – odpowiedział jednocześnie przebierając się.
-Ale to nic poważnego? – niepokoił się.
-Tego nie wiem – zaczął się zbierać do wyjścia – poradzisz sobie sam jakąś godzinę?
-Spoko – nie do końca był pewien jego słów, ale teraz nie miał obecnie innego wyboru.
-Jakby, co to cały czas będę pod telefonem – podszedł do chłopców i pocałował ich delikatnie w czoła – bądźcie grzeczni i słuchajcie się wujka Daikiego.
Jednak godzina, o jakiej myślał troszeczkę się rozciągnęła. Drobna kontuzja skończyła się złamaniem jakiejś kości w stopie i godzinnym czekaniem na lekarza, i kolejną na założenie gipsu. Z tego wszystkiego rozbolała go głowa. Dodatkowo Daiki chyba sobie nie radził, bo co dziesięć minut odbierał telefon z pytaniami. Najczęściej były to drobnostki, ale miał ich dosyć. Jedyne, czego w tej chwili pragnął to wrócić i iść spać.
-Mocno się gniewasz - usłyszał jak wracali do domu.
-Nie. Co ty - uśmiechnął się do siostrzyczki - nie twoja wina. Każdemu mogło się to przytrafić.
-Niby tak - odpowiedziała z niezadowoloną miną.
-Ominą cię zawody krajowe.
-Niestety i tak wyleciałam z pierwszego składu. Na następne i tak już nie pojadę - widział, że było jej bardzo żal straconego turnieju.
Nie dziwił jej się, sam pewnie bardzo by żałował jak miał zrezygnować z zawodów.
-Taiga, a mówiłeś młodym o tobie i Daikim- spytała.
-Jeszcze nie - wiedział, że prędzej czy później musi to nastąpić.
-A Daikiemu o tym? - dopytywała.
-Też nie.
-Co z ciebie za głowa rodziny jak masz przed wszystkimi takie tajemnice - śmiała się - a co do twojego związku z Daikim. Siostra męża to szwagierka, a partner brata? Bo nie wiem jak mam go określać.
Cieszył się, że zdążył dojechać do domu i mocno zwalniać, bo na ruchliwej drodze by się to źle skończyło.
-To było dziwne - odpowiedział jej.
-Niby, czemu? Skoro mamy tworzyć taką dziwną rodzinkę to muszę go jakoś nazywać. Chociaż skoro Daiki robi za kobietę to raczej moja bratowa nie? Bo robi prawda? - to już nie była ciekawość tylko wścibstwo.
-Nie interesuj się - wrzasnął cały czerwony na twarzy i wysiadł z samochodu, prawie zapominając, że Asami ma nogę w gipsie i trudno jej się poruszać.
Rumieńce mu nie schodziły, kiedy wszedł do domu z śmiejącą się siostrą na rękach. Oczywiście posypały się pytania zarówno o sytuacje jak i jego zachowanie.
-Taiga - delikatne szturchnięcia obudziły go ze snu.
Nie pamiętał, kiedy zasnął. Mieli razem oglądać jakiś film, a raczej jakąś bajkę wybraną przez chłopców. Teraz jednak zamiast włączonego odbiornika i piątki ludzi oglądających historie lwów z przekąskami leżącymi wszędzie nic nie było takie jak być powinno.
Było już ciemno, telewizor był wyłączony, a na kanapie leżał sam. Aomine natomiast stał nad nim uśmiechając się szeroko.
-Chodź - wyciągną rękę chcąc pomóc mu wstać - wygodniej ci będzie w łóżku.
-Gdzie reszta? - spytał.
-U siebie - stwierdził - nie było sensu żebyśmy w piątkę tu spali, poza tym i tak to już nie wyszło.
-To dobranoc - był tak zmęczony, że jedyne, czego pragnął to położyć się i iść dalej spać.
-Nie mów, że zamierzasz iść spać - spytał Daiki jak wszedł za nim do jego pokoju.
-Dokładnie. Co mam robić - spojrzał na zegarek - drugiej w nocy?
-Wiesz możemy robić kilka ciekawych rzeczy - podszedł do niego i go pocałował.
Wystarczyło jednak kilka głębszych czułości, aby się całkowicie rozbudzić. Przypominając sobie jednak rozmowę z siostrzyczką stwierdził, że nie choćby chciał to nie pozwoli mu dominować. Już nie.
-Tata - wołanie wybudziło go ze snu - czemu masz zamknięte drzwi?
-Coś się stało, że je zakluczyłeś? - wołał drugi z synów.
Leniwie próbował otworzyć oczy i wstać. Dopiero ciężar, który spoczywał na jego ramieniu przypomniał mu, czemu te drzwi rzeczywiście są zamknięte.
Aomine spał obok niego. Wczoraj a raczej dziś w nocy razem spali, dlatego jakoś automatycznie zakluczył drzwi.
-Tata - wołanie za drzwi nie przestawało.
Mimo że nie chciał to wstał, aby otworzyć. Znał dobrze swoich synów i wiedział, że nie odpuszczą dopóki się nie dowiedzą, co się stało. W końcu chwila jak każda inna.
-A czemu wujek śpi u ciebie? – odezwał się Hiro, kiedy zauważyli Daikiego śpiącego w jego łóżku.
-Coś i się złego przyśniło? – pytał Nobu.
-Bo jak się któremuś przyśni coś złego to też śpimy u taty.
Spoglądając na niego widział przerażenie na jego twarzy
-A co wy na to jakby wujek Daiki z nami zamieszkał? – spytał.
-Ale czekaj – Aomine próbował coś powiedzieć.
-Spoko – uciszył go kucając.
-Tak na stałe ma zamieszkać? – zdziwił się Nobu.
-Można powiedzieć, że na stałe – odpowiedział.
-Tak jak dwie osoby, które się bardzo lubią?
Pokiwał głową.
-I będzie nocować u ciebie w pokoju – bardziej stwierdził niż spytał Hiro.
-A nie będzie wam to przeszkadzało?
-A będziemy mogli przyjść też czasem – spytali razem.
-Oczywiście. Ewentualnie Daikiego wyrzucimy i będzie spał na podłodze – spojrzał w jego stronę. Jego mina go bardzo rozbawiła.
-Nie. Na pewno się zmieścimy – zawołał Nobu.
-A czy jak wyjedziemy to wujek pojedzie z nami? – spytał Hiro.
-Nie wujek nie pojedzie z nami, ale się już tam zobaczymy – odpowiedział ze spokojem, zauważając zdziwioną minę Daikiego.
-Ale – Nobu próbował coś powiedzieć.
-Chłopaki śniadanie – Asami wołała wszystkich chyba na naleśniki.
Nie musiał nic mówić mógł tylko obserwować jak jego synowie biegną na dół szykując brzuszki na swoje ulubione danie. Co zresztą było jedynym kulinarnym dziełem jego małej siostrzyczki. Cała reszta przypominała mu trochę kuchnie trenerki z gimnazjum, dlatego tygodniami chciał ją nauczyć, chociaż jednego dania.
-O co chodzi z tym wyjazdem – zaniepokoił się Aomine.
-Daiki, co zamierzasz zrobić po zakończeniu tego szkolenie? - zapytał spokojnie.
-A to nie oczywiste? - zdziwił się Daiki.
Nic nie odpowiedział tylko zaprzeczył głową.
-Nie wiem jeszcze. Złożyć papiery albo u miejscowych albo jakby się udało u federalnych - odpowiedział Aomine z poważną miną - czemu pytasz?
-Czyli chcesz tutaj zostać? - drążył temat.
-Dokładnie - zaniepokoił się - nie chcesz, aby tutaj został?
-Nie - stwierdził uśmiechając się.
Zobaczył pełną żalu minę Daikiego.
-Czyli co? To wszystko to tak na chwilę? Dopóki nie wyjadę a potem będziemy udawać, że nic się nie stało - ostatnie zdanie wypowiedział już ze złością.
-Nie - pokiwał głową - w przyszłym roku wracam i biorę resztę ze sobą do Japonii.
Dałby wszystko żeby teraz mieć aparat i zrobić temu swojego kochanemu idiocie zdjęcie.
-Ale czekaj - Aomine próbował złożyć myśli - nie możesz tak. Takiej decyzji nie można załatwiać tak nagle.
-To nie jest nagła decyzja - przerwał mu - myślałem o tym od dwóch lat. Od roku jest to postanowione. Dzieciaki o tym wiedzą i popierają ten pomysł.
-Serio?
-Dokładnie. W czerwcu kończą rok szkolny i od września idą na półroczne zajęcia w ambasadzie japońskiej. Po tym w kwietniu zaczną kolejną klasę już w Tokio. Na samym początku to chciałem się skontaktować z Tatsuyą i prosić go o pomoc - podrapał się po głowie - ale teraz chce żebyś po skończeniu szkolenia wrócił i mi tam pomógł ze wszystkim papierami.
-Na serio chcesz się przeprowadzić do Japonii? - wyglądał jakby ciągle nie wierzył w to, co usłyszał.
-Tak - potwierdził słowa kiwają głową - mogę na ciebie liczyć?
-Pod warunkiem, że jak się urządzicie to kupisz sobie większe łóżko i pozwolisz mi tam na stałe nocować.
Mógł się spodziewać takiej odpowiedzi.
-Zgoda – pocałował go delikatnie i ruszył w kierunku schodów – lepiej chodźmy, bo nic nie zostanie.
~~~
I koniec. Miało być cztery notki w trzy dni, ale się troszeczkę spóźniło.
Mam dosyć...
Co następne?
Na początku miało być troszeczkę inaczej. Jednak potem już nie chciałam dalej nic zmieniać i powstał ten oto rozdział, którego akcja dzieję się pomiędzy częścią drugą a trzecią. Mam nadzieję, że wyjaśni on kilka rzeczy.
Dedykowane wszystkim maturzystą, którzy dziś zaczynają swoją maratońską przeprawę.
Tak sobie zdałam sprawę ile już lat mineło od mojej. No trochę ich już jest.
~~~
Robiło się coraz ciekawiej. Bliźniaki mieli ospę, Daiki już drugi dzień z temblakiem nic nie może sam zrobić i we wszystkim mu trzeba pomagać. Na szczęście Asami nic nie jest. Ospę już miała, jako maleńkie dziecko, więc nic jej nie powinno być. Jakby jeszcze nią się trzeba było zająć to padłby ze zmęczenia.
Nie mógł narzekać na brak rozrywki. Chociaż jak po raz kolejny usłyszy, że któryś z nich coś od niego chce to dostanie szału. Ani się nie wysypia w nocy, bo któryś z chłopców coś chce, a w dzień raczej też nie ma spokoju.
-Tata a mogę soku - zawołał Nobu.
-A ja chce kanapkę - tym razem był to Hiro.
No nic. Kiedy zdecydował się na ojcostwo liczył się, że będzie ciężko, tym bardziej, że miał już Asami, lecz nigdy nie myślał, że dorobi się jeszcze jednej osoby, którą będzie musiał się opiekować.
-A ty nawet nie waż się nic mówić - wskazał na Daikiego, który już próbował coś powiedzieć i wyszedł do kuchni.
Słyszał jeszcze jakieś komentarze chłopców w stylu czemu tata jest zły na wujka, lecz nie chciał słyszeć odpowiedzi Aomine. Pewnie próbowałby jego w to wciągnąć i musiałby na takie pytania odpowiedzieć. A tak niech on się męczy.
Zaczął się naprawdę mocno zastanawiać czy dobrze zrobił, że związał się z Daikim. Zależało mu na nim, teraz jeszcze wiedział, że jemu też nie mniej zależy, ale czy jest to dobre rozwiązanie. Asami wie o wszystkim, pewnie ma co do tego jakieś obiekcje i rozterki, ale jej się nie dziwił. Jedna dziewczyna w domu z czterema facetami nie będzie łatwe, lecz nic nie mówiła. Cieszyło go to. Zaakceptowała jego wybór.
Zostają jeszcze chłopcy. Zauważył, choć trudne byłoby tego nie zauważyć, że bardzo go lubią. Martwił się jednak jak zareagują jak się dowiedzą, że chcą by razem. Jedna z ich koleżanek miała ojca, który miał partnera, a inna miała mamę i ciocię, lecz co będzie jak się dowiedzą, że takie rzeczy występują u nich. Co innego traktować kogoś jak wujka, bliskiego znajomego któregoś z rodziców, co pojawia się w domu, co jakiś czas a co innego, jeśli mają być, jako para. Asami była jednak starsza i lepiej wszystko rozumiała, a oni byli młodsi. Co jeśli nie zaakceptują tego i nie będą chcieli czegoś takiego?
Z przemyśleń wybudził go dzwonek telefonu. Spoglądając na ekran tylko się przeraził. Numer był ze szkoły Asami.
-Słucham.
-Dzień dobry panie Kagami – od razu rozpoznał głos trenerki drużyny siatkówki.
-Dzień dobry pani Brown. Coś się stało? – zaniepokoił się. W końcu jak dzwoni to zawsze musi się coś stać.
-Chciałabym powiedzieć, że nic, lecz Asami się przewróciła i ma całą spuchniętą kostkę. Wezwaliśmy już lekarza, lecz dobrze by było gdyby pan przyjechał – usłyszał – wiem, że pewnie jest pan zajęty.
-Nie spokojnie – miał nadzieję, że Daiki poradzi sobie jak go nie będzie – za chwilę wyjadę. Wciągu pół godziny powinienem być.
-To bardzo dobrze. Do widzenia.
-Do widzenia – powiedział i rozłączył się.
Uszykował szybko to, co każdy z chłopców chciał.
-Zostawiam was na godzinę – stwierdził i nie czekając na jakąkolwiek reakcje pobiegł się przebrać.
-Coś się stało? – usłyszał po chwili głos Daikiego.
-Asami coś się stało i muszę po nią jechać – odpowiedział jednocześnie przebierając się.
-Ale to nic poważnego? – niepokoił się.
-Tego nie wiem – zaczął się zbierać do wyjścia – poradzisz sobie sam jakąś godzinę?
-Spoko – nie do końca był pewien jego słów, ale teraz nie miał obecnie innego wyboru.
-Jakby, co to cały czas będę pod telefonem – podszedł do chłopców i pocałował ich delikatnie w czoła – bądźcie grzeczni i słuchajcie się wujka Daikiego.
Jednak godzina, o jakiej myślał troszeczkę się rozciągnęła. Drobna kontuzja skończyła się złamaniem jakiejś kości w stopie i godzinnym czekaniem na lekarza, i kolejną na założenie gipsu. Z tego wszystkiego rozbolała go głowa. Dodatkowo Daiki chyba sobie nie radził, bo co dziesięć minut odbierał telefon z pytaniami. Najczęściej były to drobnostki, ale miał ich dosyć. Jedyne, czego w tej chwili pragnął to wrócić i iść spać.
-Mocno się gniewasz - usłyszał jak wracali do domu.
-Nie. Co ty - uśmiechnął się do siostrzyczki - nie twoja wina. Każdemu mogło się to przytrafić.
-Niby tak - odpowiedziała z niezadowoloną miną.
-Ominą cię zawody krajowe.
-Niestety i tak wyleciałam z pierwszego składu. Na następne i tak już nie pojadę - widział, że było jej bardzo żal straconego turnieju.
Nie dziwił jej się, sam pewnie bardzo by żałował jak miał zrezygnować z zawodów.
-Taiga, a mówiłeś młodym o tobie i Daikim- spytała.
-Jeszcze nie - wiedział, że prędzej czy później musi to nastąpić.
-A Daikiemu o tym? - dopytywała.
-Też nie.
-Co z ciebie za głowa rodziny jak masz przed wszystkimi takie tajemnice - śmiała się - a co do twojego związku z Daikim. Siostra męża to szwagierka, a partner brata? Bo nie wiem jak mam go określać.
Cieszył się, że zdążył dojechać do domu i mocno zwalniać, bo na ruchliwej drodze by się to źle skończyło.
-To było dziwne - odpowiedział jej.
-Niby, czemu? Skoro mamy tworzyć taką dziwną rodzinkę to muszę go jakoś nazywać. Chociaż skoro Daiki robi za kobietę to raczej moja bratowa nie? Bo robi prawda? - to już nie była ciekawość tylko wścibstwo.
-Nie interesuj się - wrzasnął cały czerwony na twarzy i wysiadł z samochodu, prawie zapominając, że Asami ma nogę w gipsie i trudno jej się poruszać.
Rumieńce mu nie schodziły, kiedy wszedł do domu z śmiejącą się siostrą na rękach. Oczywiście posypały się pytania zarówno o sytuacje jak i jego zachowanie.
-Taiga - delikatne szturchnięcia obudziły go ze snu.
Nie pamiętał, kiedy zasnął. Mieli razem oglądać jakiś film, a raczej jakąś bajkę wybraną przez chłopców. Teraz jednak zamiast włączonego odbiornika i piątki ludzi oglądających historie lwów z przekąskami leżącymi wszędzie nic nie było takie jak być powinno.
Było już ciemno, telewizor był wyłączony, a na kanapie leżał sam. Aomine natomiast stał nad nim uśmiechając się szeroko.
-Chodź - wyciągną rękę chcąc pomóc mu wstać - wygodniej ci będzie w łóżku.
-Gdzie reszta? - spytał.
-U siebie - stwierdził - nie było sensu żebyśmy w piątkę tu spali, poza tym i tak to już nie wyszło.
-To dobranoc - był tak zmęczony, że jedyne, czego pragnął to położyć się i iść dalej spać.
-Nie mów, że zamierzasz iść spać - spytał Daiki jak wszedł za nim do jego pokoju.
-Dokładnie. Co mam robić - spojrzał na zegarek - drugiej w nocy?
-Wiesz możemy robić kilka ciekawych rzeczy - podszedł do niego i go pocałował.
Wystarczyło jednak kilka głębszych czułości, aby się całkowicie rozbudzić. Przypominając sobie jednak rozmowę z siostrzyczką stwierdził, że nie choćby chciał to nie pozwoli mu dominować. Już nie.
-Tata - wołanie wybudziło go ze snu - czemu masz zamknięte drzwi?
-Coś się stało, że je zakluczyłeś? - wołał drugi z synów.
Leniwie próbował otworzyć oczy i wstać. Dopiero ciężar, który spoczywał na jego ramieniu przypomniał mu, czemu te drzwi rzeczywiście są zamknięte.
Aomine spał obok niego. Wczoraj a raczej dziś w nocy razem spali, dlatego jakoś automatycznie zakluczył drzwi.
-Tata - wołanie za drzwi nie przestawało.
Mimo że nie chciał to wstał, aby otworzyć. Znał dobrze swoich synów i wiedział, że nie odpuszczą dopóki się nie dowiedzą, co się stało. W końcu chwila jak każda inna.
-A czemu wujek śpi u ciebie? – odezwał się Hiro, kiedy zauważyli Daikiego śpiącego w jego łóżku.
-Coś i się złego przyśniło? – pytał Nobu.
-Bo jak się któremuś przyśni coś złego to też śpimy u taty.
Spoglądając na niego widział przerażenie na jego twarzy
-A co wy na to jakby wujek Daiki z nami zamieszkał? – spytał.
-Ale czekaj – Aomine próbował coś powiedzieć.
-Spoko – uciszył go kucając.
-Tak na stałe ma zamieszkać? – zdziwił się Nobu.
-Można powiedzieć, że na stałe – odpowiedział.
-Tak jak dwie osoby, które się bardzo lubią?
Pokiwał głową.
-I będzie nocować u ciebie w pokoju – bardziej stwierdził niż spytał Hiro.
-A nie będzie wam to przeszkadzało?
-A będziemy mogli przyjść też czasem – spytali razem.
-Oczywiście. Ewentualnie Daikiego wyrzucimy i będzie spał na podłodze – spojrzał w jego stronę. Jego mina go bardzo rozbawiła.
-Nie. Na pewno się zmieścimy – zawołał Nobu.
-A czy jak wyjedziemy to wujek pojedzie z nami? – spytał Hiro.
-Nie wujek nie pojedzie z nami, ale się już tam zobaczymy – odpowiedział ze spokojem, zauważając zdziwioną minę Daikiego.
-Ale – Nobu próbował coś powiedzieć.
-Chłopaki śniadanie – Asami wołała wszystkich chyba na naleśniki.
Nie musiał nic mówić mógł tylko obserwować jak jego synowie biegną na dół szykując brzuszki na swoje ulubione danie. Co zresztą było jedynym kulinarnym dziełem jego małej siostrzyczki. Cała reszta przypominała mu trochę kuchnie trenerki z gimnazjum, dlatego tygodniami chciał ją nauczyć, chociaż jednego dania.
-O co chodzi z tym wyjazdem – zaniepokoił się Aomine.
-Daiki, co zamierzasz zrobić po zakończeniu tego szkolenie? - zapytał spokojnie.
-A to nie oczywiste? - zdziwił się Daiki.
Nic nie odpowiedział tylko zaprzeczył głową.
-Nie wiem jeszcze. Złożyć papiery albo u miejscowych albo jakby się udało u federalnych - odpowiedział Aomine z poważną miną - czemu pytasz?
-Czyli chcesz tutaj zostać? - drążył temat.
-Dokładnie - zaniepokoił się - nie chcesz, aby tutaj został?
-Nie - stwierdził uśmiechając się.
Zobaczył pełną żalu minę Daikiego.
-Czyli co? To wszystko to tak na chwilę? Dopóki nie wyjadę a potem będziemy udawać, że nic się nie stało - ostatnie zdanie wypowiedział już ze złością.
-Nie - pokiwał głową - w przyszłym roku wracam i biorę resztę ze sobą do Japonii.
Dałby wszystko żeby teraz mieć aparat i zrobić temu swojego kochanemu idiocie zdjęcie.
-Ale czekaj - Aomine próbował złożyć myśli - nie możesz tak. Takiej decyzji nie można załatwiać tak nagle.
-To nie jest nagła decyzja - przerwał mu - myślałem o tym od dwóch lat. Od roku jest to postanowione. Dzieciaki o tym wiedzą i popierają ten pomysł.
-Serio?
-Dokładnie. W czerwcu kończą rok szkolny i od września idą na półroczne zajęcia w ambasadzie japońskiej. Po tym w kwietniu zaczną kolejną klasę już w Tokio. Na samym początku to chciałem się skontaktować z Tatsuyą i prosić go o pomoc - podrapał się po głowie - ale teraz chce żebyś po skończeniu szkolenia wrócił i mi tam pomógł ze wszystkim papierami.
-Na serio chcesz się przeprowadzić do Japonii? - wyglądał jakby ciągle nie wierzył w to, co usłyszał.
-Tak - potwierdził słowa kiwają głową - mogę na ciebie liczyć?
-Pod warunkiem, że jak się urządzicie to kupisz sobie większe łóżko i pozwolisz mi tam na stałe nocować.
Mógł się spodziewać takiej odpowiedzi.
-Zgoda – pocałował go delikatnie i ruszył w kierunku schodów – lepiej chodźmy, bo nic nie zostanie.
I koniec. Miało być cztery notki w trzy dni, ale się troszeczkę spóźniło.
Mam dosyć...
Co następne?
Rozdział 2
Ktoś mógłby pomyśleć, że o tym już zupełnie zapomniałam, a tu niespodzianka.
Dedykacja dla Suga Senpai. Dlaczego? Bo jestem ciekawa czy sama pamiętasz.
~~~
Obudził go wielki ból głowy. Specyficzny, subiektywny objaw charakteryzujący się występowaniem bólu zlokalizowanego w obrębie głowy, odczuwanego zarówno na powierzchni skóry twarzy, jak i głęboko we wnętrzu czaszki. Głośna rozmowa nie pomagała uspokoić zmysłów. Oczy go bolały. Nie miał na sobie okularów i przez to słabo widział, słyszał tylko czyjeś głosy.
-Czyli ma mnie zostać przez jakiś czas. Tak? – usłyszał denerwujący, lecz znajomy głos.
-Dokładnie – odpowiedział inny.
-A dokładniej mówiąc ten czarno biały zwierzak to? – jeden z rozmówców zaczął się niepokoić.
-Borsuk – odpowiedział mu drugi również znajomy głos.
-To dobrze, bo już się bałem, że skunks – pierwszy zaczął się śmiać.
I wtedy go poznał. To był Takao, jego kolega z liceum.
-Nie przesadzaj Takao-kun – ten głos należał natomiast do Kuroko.
-Z czym? Tylko pytam z tobą i Momoi nigdy nic nie wiadomo – Kazunari już się trochę uspokoił.
-Jesteś pewien, że on może tu zostać? Nie będzie to problem? – powiedział Tetsuya, lecz prędko dodał – i co ważniejsze czy będzie na tyle odpowiedzialny, aby się nim opiekować?
Nie mógł zrozumieć sensu ich rozmowy. Że niby Takao ma się nim zająć? Bez sensu. On sam potrafi o siebie zadbać i nie potrzebuje niczyjej pomocy.
-Możecie z Momoi być spokojni. Nic mu się nie stanie. Nawet myślę żeby go farbować. Dzięki wam mam takiego boskiego czarno białego borsuka – im dłużej o tym myślał to tym bardziej nie rozumiał sensu słów rozgrywającego - tylko taki trochę mały.
-Bo jest jeszcze młody. Jak sobie poradzisz to w takim razie zostawiam was samych – dalej już słyszał tylko pożegnanie kolegów.
Hałas zamykanych drzwi i powrót jednej osoby do pokoju.
-O widzę, że się obudziłeś mój ty słodziaku – mimo iż obraz miał niewyraźny to rozpoznał sylwetkę kolegi z liceum.
Jednak słowa, które skierował do niego bardzo go zdenerwowały. Co on sobie myśli? Już chciał wstać i na niego nawrzeszczeć, lecz podłoga nagle wydawała się dalej niż być powinna. Runął na podłogę nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Rozglądał się wokół zastanawiając się, co się właściwie stało, lecz rozmazany wzrok nie pomógł w ocenie sytuacji. Jeszcze bardziej zgłupiał, kiedy Kazunari go podniósł. Przecież był wyższy i cięższy, więc jakim cudem? Dopiero teraz to zauważył. Jego całe ciało wyglądało jakoś dziwnie tak jakby przestał być człowiekiem tylko jakimś zwierzęciem.
Coś gadali o borsukach. Czyżby on się zamienił w przedstawiciela tej rasy? Ale jak to nie możliwe.
Mimo dużej wady i braku okularów wszystko wydawało mu się coraz wyraźniejsze.
Co Kuroko z nim zrobił? Jak on to zrobił? Jakim cudem teraz jest małym borsukiem?
-Aleś ty słodki. Chodź niech cię przytulę - zawołał do niego Takao próbując go złapać.
Nawet, jeśli teraz był w jakiś sposób zamieniony w zwierzę to nie pozwoli, aby ten go przytulał, nosił i tym podobne. Najszybciej jak potrafił biegł przed siebie, próbując się znaleźć z dala od byłego kolegi.
-Ej wracaj tu - Takao przez cały czas próbował go złapać, co w końcu mu się udało - mam cię.
Mimo, że próbował się wyrwać to mało to dało. Przez cały czas był tulony i głaskany przez swojego opiekuna, który chyba a raczej na pewno nie miał pojęcia, co robi. Każda próba ucieczki, w tym także te gdzie głównym elementem było zranienie Takao skończyły się niczym. Nie pozostało mu nic innego jak czekać aż Kazunari się znudzi i wreszcie postawi go na ziemie.
Zapomniał chyba, jaki jest jego dawny kolega z drużyny. Obojętnie, co by ten nie robił to cały czas chciał mieć zwierzaka przy sobie. Tak, więc nie liczą, że był ciągle noszony głaskany i przytulany to dostawał całusy.
Robiło mu się niedobrze za każdym otrzymanym buziakiem. Nie mógł zrozumieć jego zachowania. Jak przecież można całować zwierzaka. Przecież każdy wie, że nawet regularnie kąpane i pielęgnowane pupile są wylęgarnią bakterii. Pies i kot to jeszcze można zrozumieć, ale borsuk? Przecież to zwierzę leśne a na dodatek dostał je przed kilkoma godzinami i jak można tak się do niego przytulać?
-Czy może być coś słodszego? - usłyszał po raz kolejny tego dnia.
Czuł, że naprawdę robi mu się niedobrze. Miał nadzieję, że wieczór, który nadchodził sprawi, że ten wreszcie zajmie się swoimi sprawami.
-No nic czas na kąpiel - zawołał Takao.
Cieszył się słysząc to. Zajmie się sobą a on będzie miał chwilę, aby pomyśleć i próbować wymyślić, co ma dalej z tym wszystkim zrobić. Zamienił się w borsuka, chociaż raczej Kuroko to jakoś sprawił. Tylko jak on to zrobił? Jeśli dobrze pamiętał to zawodnik widmo interesował się kiedyś magicznymi sztuczkami, ale to przecież nie oznacza, że mógł nauczyć się czarować i go przemienić. To było nie realne. Zawsze wierzył w naukę i takie coś jak czary nigdy nie istniały.
-A ty co się lenisz moja ty kruszyna - zawołał Takao biorąc go na ręce.
Co on wyprawia? Miał się iść myć i zostawić go w spokoju, a zamiast tego zabiera go ze sobą?
-Umyjemy dziś borsuka, sha la la – zaczął wesoło nucić Takao.
Jego nie potrzeba kąpać. Próbował się wyrwać i uciec jednak kolega był silniejszy. Chcą nie chcą został zabrany do łazienki. Zamknięte drzwi uniemożliwiły mu wydostanie się z pomieszczenia. Nawet, jeśli nie miał pojęcia o zachowaniu higieny przez gatunek, jakim były borsuki to na pewno nie powinno się ich kąpać poprzez wylanie na nie pół butelki szampony przeznaczonego dla ludzi.
-Czarne futro, czarne łapy, niby czarny borsuk taki, tylko czysta biała wstęga to dla borsuka udręka – piosenka wymyślona przez Kazunari, choć wokalnie nie byłaby zła to nie miała w ogóle sensu.
Kiedy już był cały w pianie miał nadzieję, że ten go ewentualnie spłucze wodą i będzie miał spokój. Zamiast tego miał niestety przyjemność oglądać jak jego kolega się rozbiera i sam się myje. Próbował się schować.
Jako licealiści korzystali z jednej szatni i łazienki. Prysznice nie były jakoś wielce osłonięte i często widywał innych kolegów z drużyny bez ciuchów. Teraz jednak oglądanie Takao jak ten się myje była dla niego czymś dziwnym. Pojedyncze czynności, jakie wykonywał myjąc każdy fragment swojego ciała go przerażała. To było zbyt intymne żeby mógł na to patrzeć.
-A ty, co się chowasz? – przyjaciel po raz kolejny go podniósł. Tym bardziej teraz chciał się wyrwać. Co innego jak go normalnie przytulał a co innego jak on nie ma nic na sobie. Centymetry dzieliły go od jego przyrodzenia a to ostatnie, co chce od dotykać. Nawet jak jest w postaci borsuka. Niestety, jako mały borsuk nie miał tyle witalności i siłą został posadzony koledze na kolanach i czuł na grzbiecie to, czego nigdy czuć nie chciał.
Zimna woda, jaka nagła uderzyła w jego drobne ciało odwróciła jego uwagę. Kiedy Takao dokładnie spłukał ich obu miał nadzieję, że szybko się ubierze oszczędzając jemu niepotrzebnych nerwów. Nie żeby przez cały dzisiejszy dzień nie były w ogóle zszargane. Bo były i to mocno, lecz, po co denerwować się jeszcze bardziej.
Zamiast jednak zachować się jak normalny człowiek i się wysuszyć i ubrać ten tylko owinął go w ręcznik a sam wyszedł jak go natura stworzył z łazienki. Zauważył, że kolega mieszka sam, ale i tak było to zachowanie cokolwiek nie na miejscu. Jak można chodzić nago po mieszkaniu nawet, jeśli jest to własny dom. Takao przez cały czas śpiewając swoje dziwne wymyślone piosenki o borsukach wszedł do salonu i odłożył go na kanapie.
Tak był przerażony jego zachowaniem, że nie usłyszał telefonu, który zaczął dzwonić.
-Siema Imayoshi - przywitał swojego rozmówce - czym zawdzięczam ten telefon?
Dalej już nic nie słyszał, bo Takao wyszedł do kuchni. Był zdziwiony, jakim cudem utrzymuje on kontakt z kimś takim jak były kapitanem akademii Too.
Spotkanie, które zorganizował Kuroko to był po raz pierwszy raz od pięciu lat, gdy się spotkał, z kim z czasów gimnazjalnych lub licealnych. Jakoś nie odczuwał potrzeby widzenia się z kimkolwiek. Tym bardziej był zdziwiony, że utrzymuje on z Imayoshim kontakt.
-Wiem przecież - usłyszał kolegę rozmawiającego ciągle przez telefon - Midorimy i innych w to nie mieszaj. To, że całe pokolenie cudów lub raczej pokolenie idiotów zachowują się jak gdyby byli nie wiadomo jak od reszty lepsi to już ich sprawa. Nie nasza.
Wystarczyło kilka słów, aby poczuł się dziwnie. Niby Takao go obraził. Jego i innych jego kolegów z gimnazjum, ale czy było to słuszne.
-Czy ja wiem? Może wpadnę do kogoś z nim - na przemian mówił i słuchał swojego rozmówcy - a czemu nie? Mam unikać wszystkich, ale chyba nie tych, co znajdują się w podobnej sytuacji. Mnie chyba najbardziej lis Kasamatsu. Bo lisy są fajne, ale borsuki jeszcze lepsze. Dobra kończę. Wiem pamiętam. Będę dzwonić do Okamury jutro rano. Narazie.
Kapitan Yosen? Czyżby Takao utrzymywał z wieloma osobami kontakt nawet po skończeniu liceum? Pamiętał jak na samym początku studiów często dzwonił z propozycjami zagrania wspólnego meczu. Ich drużyna z liceum i jeszcze zawodnicy z innych, ale nigdy by nie przypuszczał, że oni ciągle będą się ze sobą widywać.
-To co, idziemy spać - zawołał do niego Takao.
Kiedy myślał, że po kąpieli już nic gorszego go nie spotka przeliczył się. Spanie obok Takao, który nie licząc, że cały czas go do siebie przytulał to dodatkowo nie miał nic na sobie było jak największa trauma.
~~~
Jeszcze tylko jedno przedemną.
Dedykacja dla Suga Senpai. Dlaczego? Bo jestem ciekawa czy sama pamiętasz.
~~~
Obudził go wielki ból głowy. Specyficzny, subiektywny objaw charakteryzujący się występowaniem bólu zlokalizowanego w obrębie głowy, odczuwanego zarówno na powierzchni skóry twarzy, jak i głęboko we wnętrzu czaszki. Głośna rozmowa nie pomagała uspokoić zmysłów. Oczy go bolały. Nie miał na sobie okularów i przez to słabo widział, słyszał tylko czyjeś głosy.
-Czyli ma mnie zostać przez jakiś czas. Tak? – usłyszał denerwujący, lecz znajomy głos.
-Dokładnie – odpowiedział inny.
-A dokładniej mówiąc ten czarno biały zwierzak to? – jeden z rozmówców zaczął się niepokoić.
-Borsuk – odpowiedział mu drugi również znajomy głos.
-To dobrze, bo już się bałem, że skunks – pierwszy zaczął się śmiać.
I wtedy go poznał. To był Takao, jego kolega z liceum.
-Nie przesadzaj Takao-kun – ten głos należał natomiast do Kuroko.
-Z czym? Tylko pytam z tobą i Momoi nigdy nic nie wiadomo – Kazunari już się trochę uspokoił.
-Jesteś pewien, że on może tu zostać? Nie będzie to problem? – powiedział Tetsuya, lecz prędko dodał – i co ważniejsze czy będzie na tyle odpowiedzialny, aby się nim opiekować?
Nie mógł zrozumieć sensu ich rozmowy. Że niby Takao ma się nim zająć? Bez sensu. On sam potrafi o siebie zadbać i nie potrzebuje niczyjej pomocy.
-Możecie z Momoi być spokojni. Nic mu się nie stanie. Nawet myślę żeby go farbować. Dzięki wam mam takiego boskiego czarno białego borsuka – im dłużej o tym myślał to tym bardziej nie rozumiał sensu słów rozgrywającego - tylko taki trochę mały.
-Bo jest jeszcze młody. Jak sobie poradzisz to w takim razie zostawiam was samych – dalej już słyszał tylko pożegnanie kolegów.
Hałas zamykanych drzwi i powrót jednej osoby do pokoju.
-O widzę, że się obudziłeś mój ty słodziaku – mimo iż obraz miał niewyraźny to rozpoznał sylwetkę kolegi z liceum.
Jednak słowa, które skierował do niego bardzo go zdenerwowały. Co on sobie myśli? Już chciał wstać i na niego nawrzeszczeć, lecz podłoga nagle wydawała się dalej niż być powinna. Runął na podłogę nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Rozglądał się wokół zastanawiając się, co się właściwie stało, lecz rozmazany wzrok nie pomógł w ocenie sytuacji. Jeszcze bardziej zgłupiał, kiedy Kazunari go podniósł. Przecież był wyższy i cięższy, więc jakim cudem? Dopiero teraz to zauważył. Jego całe ciało wyglądało jakoś dziwnie tak jakby przestał być człowiekiem tylko jakimś zwierzęciem.
Coś gadali o borsukach. Czyżby on się zamienił w przedstawiciela tej rasy? Ale jak to nie możliwe.
Mimo dużej wady i braku okularów wszystko wydawało mu się coraz wyraźniejsze.
Co Kuroko z nim zrobił? Jak on to zrobił? Jakim cudem teraz jest małym borsukiem?
-Aleś ty słodki. Chodź niech cię przytulę - zawołał do niego Takao próbując go złapać.
Nawet, jeśli teraz był w jakiś sposób zamieniony w zwierzę to nie pozwoli, aby ten go przytulał, nosił i tym podobne. Najszybciej jak potrafił biegł przed siebie, próbując się znaleźć z dala od byłego kolegi.
-Ej wracaj tu - Takao przez cały czas próbował go złapać, co w końcu mu się udało - mam cię.
Mimo, że próbował się wyrwać to mało to dało. Przez cały czas był tulony i głaskany przez swojego opiekuna, który chyba a raczej na pewno nie miał pojęcia, co robi. Każda próba ucieczki, w tym także te gdzie głównym elementem było zranienie Takao skończyły się niczym. Nie pozostało mu nic innego jak czekać aż Kazunari się znudzi i wreszcie postawi go na ziemie.
Zapomniał chyba, jaki jest jego dawny kolega z drużyny. Obojętnie, co by ten nie robił to cały czas chciał mieć zwierzaka przy sobie. Tak, więc nie liczą, że był ciągle noszony głaskany i przytulany to dostawał całusy.
Robiło mu się niedobrze za każdym otrzymanym buziakiem. Nie mógł zrozumieć jego zachowania. Jak przecież można całować zwierzaka. Przecież każdy wie, że nawet regularnie kąpane i pielęgnowane pupile są wylęgarnią bakterii. Pies i kot to jeszcze można zrozumieć, ale borsuk? Przecież to zwierzę leśne a na dodatek dostał je przed kilkoma godzinami i jak można tak się do niego przytulać?
-Czy może być coś słodszego? - usłyszał po raz kolejny tego dnia.
Czuł, że naprawdę robi mu się niedobrze. Miał nadzieję, że wieczór, który nadchodził sprawi, że ten wreszcie zajmie się swoimi sprawami.
-No nic czas na kąpiel - zawołał Takao.
Cieszył się słysząc to. Zajmie się sobą a on będzie miał chwilę, aby pomyśleć i próbować wymyślić, co ma dalej z tym wszystkim zrobić. Zamienił się w borsuka, chociaż raczej Kuroko to jakoś sprawił. Tylko jak on to zrobił? Jeśli dobrze pamiętał to zawodnik widmo interesował się kiedyś magicznymi sztuczkami, ale to przecież nie oznacza, że mógł nauczyć się czarować i go przemienić. To było nie realne. Zawsze wierzył w naukę i takie coś jak czary nigdy nie istniały.
-A ty co się lenisz moja ty kruszyna - zawołał Takao biorąc go na ręce.
Co on wyprawia? Miał się iść myć i zostawić go w spokoju, a zamiast tego zabiera go ze sobą?
-Umyjemy dziś borsuka, sha la la – zaczął wesoło nucić Takao.
Jego nie potrzeba kąpać. Próbował się wyrwać i uciec jednak kolega był silniejszy. Chcą nie chcą został zabrany do łazienki. Zamknięte drzwi uniemożliwiły mu wydostanie się z pomieszczenia. Nawet, jeśli nie miał pojęcia o zachowaniu higieny przez gatunek, jakim były borsuki to na pewno nie powinno się ich kąpać poprzez wylanie na nie pół butelki szampony przeznaczonego dla ludzi.
-Czarne futro, czarne łapy, niby czarny borsuk taki, tylko czysta biała wstęga to dla borsuka udręka – piosenka wymyślona przez Kazunari, choć wokalnie nie byłaby zła to nie miała w ogóle sensu.
Kiedy już był cały w pianie miał nadzieję, że ten go ewentualnie spłucze wodą i będzie miał spokój. Zamiast tego miał niestety przyjemność oglądać jak jego kolega się rozbiera i sam się myje. Próbował się schować.
Jako licealiści korzystali z jednej szatni i łazienki. Prysznice nie były jakoś wielce osłonięte i często widywał innych kolegów z drużyny bez ciuchów. Teraz jednak oglądanie Takao jak ten się myje była dla niego czymś dziwnym. Pojedyncze czynności, jakie wykonywał myjąc każdy fragment swojego ciała go przerażała. To było zbyt intymne żeby mógł na to patrzeć.
-A ty, co się chowasz? – przyjaciel po raz kolejny go podniósł. Tym bardziej teraz chciał się wyrwać. Co innego jak go normalnie przytulał a co innego jak on nie ma nic na sobie. Centymetry dzieliły go od jego przyrodzenia a to ostatnie, co chce od dotykać. Nawet jak jest w postaci borsuka. Niestety, jako mały borsuk nie miał tyle witalności i siłą został posadzony koledze na kolanach i czuł na grzbiecie to, czego nigdy czuć nie chciał.
Zimna woda, jaka nagła uderzyła w jego drobne ciało odwróciła jego uwagę. Kiedy Takao dokładnie spłukał ich obu miał nadzieję, że szybko się ubierze oszczędzając jemu niepotrzebnych nerwów. Nie żeby przez cały dzisiejszy dzień nie były w ogóle zszargane. Bo były i to mocno, lecz, po co denerwować się jeszcze bardziej.
Zamiast jednak zachować się jak normalny człowiek i się wysuszyć i ubrać ten tylko owinął go w ręcznik a sam wyszedł jak go natura stworzył z łazienki. Zauważył, że kolega mieszka sam, ale i tak było to zachowanie cokolwiek nie na miejscu. Jak można chodzić nago po mieszkaniu nawet, jeśli jest to własny dom. Takao przez cały czas śpiewając swoje dziwne wymyślone piosenki o borsukach wszedł do salonu i odłożył go na kanapie.
Tak był przerażony jego zachowaniem, że nie usłyszał telefonu, który zaczął dzwonić.
-Siema Imayoshi - przywitał swojego rozmówce - czym zawdzięczam ten telefon?
Dalej już nic nie słyszał, bo Takao wyszedł do kuchni. Był zdziwiony, jakim cudem utrzymuje on kontakt z kimś takim jak były kapitanem akademii Too.
Spotkanie, które zorganizował Kuroko to był po raz pierwszy raz od pięciu lat, gdy się spotkał, z kim z czasów gimnazjalnych lub licealnych. Jakoś nie odczuwał potrzeby widzenia się z kimkolwiek. Tym bardziej był zdziwiony, że utrzymuje on z Imayoshim kontakt.
-Wiem przecież - usłyszał kolegę rozmawiającego ciągle przez telefon - Midorimy i innych w to nie mieszaj. To, że całe pokolenie cudów lub raczej pokolenie idiotów zachowują się jak gdyby byli nie wiadomo jak od reszty lepsi to już ich sprawa. Nie nasza.
Wystarczyło kilka słów, aby poczuł się dziwnie. Niby Takao go obraził. Jego i innych jego kolegów z gimnazjum, ale czy było to słuszne.
-Czy ja wiem? Może wpadnę do kogoś z nim - na przemian mówił i słuchał swojego rozmówcy - a czemu nie? Mam unikać wszystkich, ale chyba nie tych, co znajdują się w podobnej sytuacji. Mnie chyba najbardziej lis Kasamatsu. Bo lisy są fajne, ale borsuki jeszcze lepsze. Dobra kończę. Wiem pamiętam. Będę dzwonić do Okamury jutro rano. Narazie.
Kapitan Yosen? Czyżby Takao utrzymywał z wieloma osobami kontakt nawet po skończeniu liceum? Pamiętał jak na samym początku studiów często dzwonił z propozycjami zagrania wspólnego meczu. Ich drużyna z liceum i jeszcze zawodnicy z innych, ale nigdy by nie przypuszczał, że oni ciągle będą się ze sobą widywać.
-To co, idziemy spać - zawołał do niego Takao.
Kiedy myślał, że po kąpieli już nic gorszego go nie spotka przeliczył się. Spanie obok Takao, który nie licząc, że cały czas go do siebie przytulał to dodatkowo nie miał nic na sobie było jak największa trauma.
~~~
Jeszcze tylko jedno przedemną.
Mroczny cień
Miało być już dawno. Pisane jakoś na początku roku, lecz w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń część usunięta a potem jakoś się ie chciało tego nadrobić. Zaczęte pod wpływem jakiegoś głupiego filmu i wiśniówki, którą tata od kogoś dostał. Aczkolwiek pisanie czegoś takiego chyba mi nie idzie.
Część druga mojego morderczego pisarskiego maratonu
~~~
Czuł na swoim ciele czyjeś ręce. Usta natomiast zaznaczały mokre czerwone plamy na szyi. Nie mógł nic z tym zrobić. Miał związane ręce i zawiązane oczy, a usta zakneblowane. Nic nie widział, nie mógł nic powiedzieć ani nic zrobić.
Tylko słuchać i czuć, co robi jego oprawca. Po raz pierwszy ktoś nad nim dominował. W całym swoim życiu zawsze był panem i władcą. To jego się wszyscy bali i to już od gimnazjum. Nigdy nikt mu się nie sprzeciwił i zawsze dostawał to, co chciał. Wystarczyło spojrzenie różnokolorowych oczu a każdy natychmiast ustępował i wykonywał polecenia.
Teraz jednak sytuacja się odwróciła. Nie mógł nic zrobić a jego wszelka władza została obalona. To ktoś inny kontrolował sytuacje. Czuł jak szarpie jego koszule urywając przy tym guziki. Delikatnie dotykał tego nagiego torsu. Czuły dotyk zmienił się jednak po chwili. Teraz w jego ciało wbijały się paznokcie oprawcy. Powolnie drapanie wrażliwej skóry sprawiało mu ból. Każdy na jego miejscu chciałby, aby to się jak najprędzej skończyła o natomiast nie należał do wszystkich. Jak to możliwe, aby ból kogoś podniecał? Należał do ludzi, który często zadawał ból ludziom, lecz po raz pierwszy ktoś zadawał go jemu. Nie przypuszczał, że to takie podniecające uczucie. Jak coś, co sprawia ciału tyle negatywnych bodźców może tak bardzo się podobać? Jest to możliwe.
Dreszcze niepewności przeplatały się w jego ciele z falami przyjemności. Chciał tego więcej. Dużo więcej.
Tak bardzo zatracił się w tym uczuciu, że zapomniał, że jest związany i nie może nic powiedzieć. Miał jednak nadzieję, że jego oprawca domyśli się i spełni jego oczekiwania. Nie musiał długo czekać.
Poczuł ostrze ukłucie w okolicach prawego ramienia. Ktoś nacinał jakimś ostrym, zimnym przedmiotem jego ciało. Rana nie była głęboka, lecz odczuwał ciepło, jakie otacza miejsce skaleczenia. Nie musiał widzieć, aby wiedzieć, że po jego bladej skórze spływają teraz czerwone smugi. Smugi gęstej czerwonej krwi rozpływające się po jasne, czystej skórze. Jego własnej krwi, która wypływa z rany zatracając w szaleństwie wszystkie nerwy. Ból. Pieczący ból. Nie mógł zrozumieć, czemu daje mu on tyle przyjemności. Dlaczego tak bardzo mu się to podoba?
Ten dźwięk. Taki dziwny. Narzędzie jego tortur. Tak bardzo znajomy. Stykanie kawałka metalu z innym. Zrozumiał, czym został skaleczony. Znał ich dźwięk zbyt dobrze by je pomylić z wszystkimi innymi. Nie mylił się. Nigdy tego nie robił. To były jego nożyczki. Te same, którymi często innym groził, które sprawiały, że inni się go bali.
Teraz to on miał prawo się bać, lecz tego nie zrobił. Cokolwiek się działo zaczęło mu się to podobać. Mokry ręcznik położony na rozcięcie na jego skórze miał chyba zatrzymać krwawienie. Miało, bowiem to tylko zadać ból a nie zabić.
Czuł szarpnięcie materiału. Gwałtowne ściągnięcie z niego spodni. Leżał pod kimś związany w samej bieliźnie i nie wiedział, co się dalej stanie. Zimny metal dotykał jego skórę. Delikatne ruchy wzdłuż wewnętrznych stronach ud zbliżające się do ostatniej części jego garderoby.
Słyszał dźwięk cięcia materiału. Ostatnia rzecz ochraniająca jego ciało przed światem. Nie mógł nic zrobić. Żadne opieranie się nie miało sensu. Ale czy miałoby ono sens?
Jak można jednocześnie czegoś chcieć i nie? Ktoś nad nim dominował, ale jednocześnie sprawiał mu przyjemność. Czy jest coś lepszego niż szarpanie nerwów przeszywającym bólem? Uczucie, kiedy tracisz zmysły i nie wiesz czy to, co się dzieje jest rzeczywiste czy już zatracasz się we własnym szaleństwie. Nie potrafił znaleźć w tej chwili nic lepszego.
Może jednak było coś takiego? Chyba jednak nie. Chociaż było mu niezwykle dobrze, kiedy poczuł dłoń na swoim członku. Przyjemność, jaka przyszła z każdy ruchem dłoni koiła skalane nerwy jednak dla niego to było za mało. Nie koiło to jego duszy.
Pragnęła, bowiem ona więcej emocji. I to nie tych pozytywnych, których chcą wszyscy inni, aby zaspokoić swoje zwierzęce potrzeby. On pragnął tylko negatywnych. Niepewności, rozpaczy i bólu. Chciał więcej.
Chwilowe pełne ukojenie nie potrafiło go w pełni zadowolić. Czuł, że oprawcę rozbawił pewnie widok białej substancji, która oznaczała spełnienie jego erotycznym pragnień, lecz nie mógł on mieć pojęcia, że kiedy zaczął jego ofiara była już na granicy wytrzymałości. Nic nie mogło się to równać z uczuciem nacinanej skóry lub wbijających się paznokci. Bo tylko coś takiego było go wstanie w pełni podniecić.
Był teraz jak szmaciana lalka. Oprawca mógł z nim zrobić to, co chciał. I to robił. Przewrócił go. Zmusił do podniesienia się na czworaki. Ułamki sekund dzieliły go od tego, co miało się za chwilę stać. Wiedział, co to będzie jednak nie był na to przygotowany.
Jak to możliwe, że coś tak strasznie boli i jednocześnie tak podnieca? Dla niego była to rzeczywistość. Pierwsze pchnięcie. Wejście w niego obcego ciała bez żadnego uprzedzenia czy przygotowania było przeżyciem nie do opisania. Coś, co miało być nienaruszone, dla wszystkich nieosiągalne zostało w brutalny sposób zawładnięte.
Każdy następny ruch, każde pchnięcie sprawiały mu coraz więcej bólu. Ból, który był dla niego największą formą przyjemności.
Cierpienie innych zawsze sprawiało mu przyjemność. Patrzenie jak ktoś cierpi napawała go rządzą. Chciał mieć władzę nad wszystkim i nad wszystkimi. Zadawał innym ból, ponieważ to czyniło go lepszym od reszty. Kochał to uczucie. Oglądanie bólu i rozpaczy na twarzach.
Teraz jednak on był tym, który był krzywdzony. Lecz podobało mu się to. Chciał dostawać więcej.
Był niezadowolony, że ma zawiązane usta, bo nie mógł nic zrobić. Dreszcze, które przechodziły przez jego ciało sprawiały mu wielką przyjemność. Chociaż jego ciało dało znać, że ma dosyć, jego oprawca jednak nie przestał. Czuł w swoim wnętrzu kolejne ruchy, które nie przestawały aż jego oprawca nie zaspokoił swoich potrzeb.
Leżał na łóżku. Bolał go każdy najmniejszy milimetr jego ciała. Wnętrze natomiast płonęło. Nie miał pojęcia, co teraz czuje. Był wykończony i jednocześnie chciał więcej. Dużo więcej. Nie mógł jednak złożyć żadnej myśli.
Nie zdążył odpocząć, kiedy został zmuszony, aby położyć się ponownie na plecy. Dla rany nie była to dobra decyzja. Zaczęła ponownie mocniej krwawić a on próbował syknął z bólu. To wystarczyło, aby go znów podniecić.
To nie namiętne pieszczoty go podniecały, tylko ból. Będąc stroną dominującą nie zdawał sobie z tego sprawy. Tylko odczuwanie i dawanie innych krzywd daje pełne spełnienie.
-Gotowy? - usłyszał koło swojego ucha.
Nigdy by się po nim nie spodziewał czegoś takiego. Nie po nim. Zawsze uległy, posłuszny. A teraz?
Taka zmiana mu się jednak bardzo podobała. Obecne jego zachowanie nie tylko go podniecało, ale sprawiało mu naprawdę wielką satysfakcje.
Z chęcią pozwolił rozłożyć nogi przed nim i przyjąć w siebie po raz kolejny obcą męskość. Tym razem jednak zamiast gorącego członka poczuł przedmiot wbijający się w niego. Zimna, sztuczna materia większa i potężniejsza od naturalnego odpowiednika powoli zagłębiała się by w końcu zakończyć swą wędrówkę dalej niż ktokolwiek lub cokolwiek było.
Podczas pierwszego swojego razu w takie roli zdążył już się przyzwyczaić do rozmiarów będących w jego środku, teraz jednak poczuł coś nowego. Było to inne. Bardziej nienaturalne. Ruchy, które wykonywały sprawiały wiele przyjemności. Łagodne powolne ruchy pozwalały na chwilę wytchnienia, aby uspokoić nerwy i ciało. Jednak nie trwało to długo. Poziom pierwszy lub któryś z niższych były zaledwie początkiem, krótką chwilą na przyzwyczajenie się. Gwałtowne zwiększenie do chyba maksymalnej intensywności sprawiały, że radość z odczuwanych emocji mieszała się z bólem.
Było to dla niego za dużo. Nie był przygotowany na coś takiego. Jego drobne ciało drżało z bólu pod wpływem działania przedmiotu.
-Chcesz więcej? - usłyszał koło swojego ucha.
Nie potrafił odpowiedzieć, dopóki oprawca mu na to nie pozwolił.
-Chcesz więcej? - powtórzył pytanie.
-Tak - wyjęczał na skraju wytrzymałości. Już jakiś czas temu doszedł, a intensywność działań się nie zmniejszała.
Ciało pragnęło przerwy. Ból, który czuł rozrywał jego nerwy robił się nie zniesienia. Każdy na jego miejscu nie wytrzymałby tych wszystkich emocji. Jemu to jednak nie przeszkadzało. Czerpał wielką radość i przyjemność z każdego negatywnego bodźca.
-Na pewno? - dopytywał.
-Tak - wrzasnął po kolejnej zwiększonej fali.
-To co powiesz na to.
Mógł przysiąc, że on się uśmiecha. Język, który przesuwał się wzdłuż jego męskości wywoływał zupełnie inne uczucia. Delikatne uwolnienie myśli od działań wykonywanych przez urządzenie, które zostało delikatnie zwolnione. Trochę, lecz nie do końca. Wciąż czuł pieczenie i mimowolnie zaciskał się jeszcze bardziej.
-Spokojnie. Będzie dobrze - słowa tak różne od dokonywanych czynów.
Myślał, że już koniec, kiedy jeszcze bardziej spowolnił przedmiot, po czym całkowicie go zatrzymał i wyciągnął.
-Jeszcze troszeczkę się zabawimy - chciał teraz widzieć wyraz jego twarzy.
Wiedział, że musi już naprawdę źle wyglądać to ciągle chciał więcej.
Powoli przestał orientować się, co się dzieje. Tracił kontrolę nad własnym ciałem. Czuł się jak szmaciana lalka, którą można dyrygować. Szumiało mu w uszach, przestał zwraca uwagę, co on do niego mówi.
Kiedy jednak czuł jak po raz członek wbija się w jego ciało wiedział, że długo już nie wytrzyma. Mimo iż ręce miał już rozwiązane i mógłby spokojnie rozwiązać sobie oczy to tego nie zrobił. Nie miał już siły.
-Dalej - wyjęczał.
-A dasz radę? - postać pochyliła się nad nim i go pocałowała - wytrzymaj jeszcze chwilę.
Usta, które stykały się z jego wargami dziwnie smakowały. Nigdy nie pozwalał mu połykać jego spermy a sam też nigdy tego nie robił. Uważał, że to obrzydliwe, a ponieważ miał zawsze więcej władzy to on się z tym zgadzał. Teraz było mu to jednak obojętne.
Ostatnie, co pamiętał to, że doszedł brudząc wszystko dookoła.
Poranne słońce go obudziło. Znajdował się ponownie w swojej sypialni, we własnym łóżku otulony białą pościelą. Wydawałoby się, że nic się nie wydarzyło, jednak gdyby ktoś jednak tutaj wszedł od razu wyczułby zapach tak bardzo charakterystyczny dla tego, co się stało. Słony zapach potu i słodki zapach spełnienia. Zabrudzenia, które powstały na materiale tylko potwierdzałyby przypuszczenia.
On natomiast nie potrafił nawet wstać. Ciało miał całe podrapane, a na ramieniu miał założony prowizoryczny opatrunek. Na nadgarstkach widniały czerwone ślady. Jednak najbardziej odczuwał ból wszystkich mięśni. Czuł jakby w każdy kawałek jego ciało wbijano delikatne maleńkie igiełki, najgorzej jednak było z pośladkami. Mimo bardzo miękkiego materaca nie potrafił usiąść tak bardzo go to bolało.
Zaczął rozglądać się po swoim pokoju, lecz nie zauważył tutaj obecności jakiejkolwiek innej osoby. Żałował, że tak było. Nie potrafił powiedzie, że stan, w jakim się teraz znajdował mu się nie podobał.
~~~
Mam nadzieję, że jednak jakoś wyszło. W co ja wierzę XD I tak wiem że nie. Napisałabym dedykacje, ale czegoś takiego nie można nikomu zadedykować. Nie róbmy ludzią krzywdy. W ogóle najlepiej tego nie czytać. Chociaż na to, to pewnie za późno... Przepraszam
...
Niby chciałam nie pozwalać na komentarze, ale co tam. Najwyżej usłyszę samą krytykę XD
Część druga mojego morderczego pisarskiego maratonu
~~~
Czuł na swoim ciele czyjeś ręce. Usta natomiast zaznaczały mokre czerwone plamy na szyi. Nie mógł nic z tym zrobić. Miał związane ręce i zawiązane oczy, a usta zakneblowane. Nic nie widział, nie mógł nic powiedzieć ani nic zrobić.
Tylko słuchać i czuć, co robi jego oprawca. Po raz pierwszy ktoś nad nim dominował. W całym swoim życiu zawsze był panem i władcą. To jego się wszyscy bali i to już od gimnazjum. Nigdy nikt mu się nie sprzeciwił i zawsze dostawał to, co chciał. Wystarczyło spojrzenie różnokolorowych oczu a każdy natychmiast ustępował i wykonywał polecenia.
Teraz jednak sytuacja się odwróciła. Nie mógł nic zrobić a jego wszelka władza została obalona. To ktoś inny kontrolował sytuacje. Czuł jak szarpie jego koszule urywając przy tym guziki. Delikatnie dotykał tego nagiego torsu. Czuły dotyk zmienił się jednak po chwili. Teraz w jego ciało wbijały się paznokcie oprawcy. Powolnie drapanie wrażliwej skóry sprawiało mu ból. Każdy na jego miejscu chciałby, aby to się jak najprędzej skończyła o natomiast nie należał do wszystkich. Jak to możliwe, aby ból kogoś podniecał? Należał do ludzi, który często zadawał ból ludziom, lecz po raz pierwszy ktoś zadawał go jemu. Nie przypuszczał, że to takie podniecające uczucie. Jak coś, co sprawia ciału tyle negatywnych bodźców może tak bardzo się podobać? Jest to możliwe.
Dreszcze niepewności przeplatały się w jego ciele z falami przyjemności. Chciał tego więcej. Dużo więcej.
Tak bardzo zatracił się w tym uczuciu, że zapomniał, że jest związany i nie może nic powiedzieć. Miał jednak nadzieję, że jego oprawca domyśli się i spełni jego oczekiwania. Nie musiał długo czekać.
Poczuł ostrze ukłucie w okolicach prawego ramienia. Ktoś nacinał jakimś ostrym, zimnym przedmiotem jego ciało. Rana nie była głęboka, lecz odczuwał ciepło, jakie otacza miejsce skaleczenia. Nie musiał widzieć, aby wiedzieć, że po jego bladej skórze spływają teraz czerwone smugi. Smugi gęstej czerwonej krwi rozpływające się po jasne, czystej skórze. Jego własnej krwi, która wypływa z rany zatracając w szaleństwie wszystkie nerwy. Ból. Pieczący ból. Nie mógł zrozumieć, czemu daje mu on tyle przyjemności. Dlaczego tak bardzo mu się to podoba?
Ten dźwięk. Taki dziwny. Narzędzie jego tortur. Tak bardzo znajomy. Stykanie kawałka metalu z innym. Zrozumiał, czym został skaleczony. Znał ich dźwięk zbyt dobrze by je pomylić z wszystkimi innymi. Nie mylił się. Nigdy tego nie robił. To były jego nożyczki. Te same, którymi często innym groził, które sprawiały, że inni się go bali.
Teraz to on miał prawo się bać, lecz tego nie zrobił. Cokolwiek się działo zaczęło mu się to podobać. Mokry ręcznik położony na rozcięcie na jego skórze miał chyba zatrzymać krwawienie. Miało, bowiem to tylko zadać ból a nie zabić.
Czuł szarpnięcie materiału. Gwałtowne ściągnięcie z niego spodni. Leżał pod kimś związany w samej bieliźnie i nie wiedział, co się dalej stanie. Zimny metal dotykał jego skórę. Delikatne ruchy wzdłuż wewnętrznych stronach ud zbliżające się do ostatniej części jego garderoby.
Słyszał dźwięk cięcia materiału. Ostatnia rzecz ochraniająca jego ciało przed światem. Nie mógł nic zrobić. Żadne opieranie się nie miało sensu. Ale czy miałoby ono sens?
Jak można jednocześnie czegoś chcieć i nie? Ktoś nad nim dominował, ale jednocześnie sprawiał mu przyjemność. Czy jest coś lepszego niż szarpanie nerwów przeszywającym bólem? Uczucie, kiedy tracisz zmysły i nie wiesz czy to, co się dzieje jest rzeczywiste czy już zatracasz się we własnym szaleństwie. Nie potrafił znaleźć w tej chwili nic lepszego.
Może jednak było coś takiego? Chyba jednak nie. Chociaż było mu niezwykle dobrze, kiedy poczuł dłoń na swoim członku. Przyjemność, jaka przyszła z każdy ruchem dłoni koiła skalane nerwy jednak dla niego to było za mało. Nie koiło to jego duszy.
Pragnęła, bowiem ona więcej emocji. I to nie tych pozytywnych, których chcą wszyscy inni, aby zaspokoić swoje zwierzęce potrzeby. On pragnął tylko negatywnych. Niepewności, rozpaczy i bólu. Chciał więcej.
Chwilowe pełne ukojenie nie potrafiło go w pełni zadowolić. Czuł, że oprawcę rozbawił pewnie widok białej substancji, która oznaczała spełnienie jego erotycznym pragnień, lecz nie mógł on mieć pojęcia, że kiedy zaczął jego ofiara była już na granicy wytrzymałości. Nic nie mogło się to równać z uczuciem nacinanej skóry lub wbijających się paznokci. Bo tylko coś takiego było go wstanie w pełni podniecić.
Był teraz jak szmaciana lalka. Oprawca mógł z nim zrobić to, co chciał. I to robił. Przewrócił go. Zmusił do podniesienia się na czworaki. Ułamki sekund dzieliły go od tego, co miało się za chwilę stać. Wiedział, co to będzie jednak nie był na to przygotowany.
Jak to możliwe, że coś tak strasznie boli i jednocześnie tak podnieca? Dla niego była to rzeczywistość. Pierwsze pchnięcie. Wejście w niego obcego ciała bez żadnego uprzedzenia czy przygotowania było przeżyciem nie do opisania. Coś, co miało być nienaruszone, dla wszystkich nieosiągalne zostało w brutalny sposób zawładnięte.
Każdy następny ruch, każde pchnięcie sprawiały mu coraz więcej bólu. Ból, który był dla niego największą formą przyjemności.
Cierpienie innych zawsze sprawiało mu przyjemność. Patrzenie jak ktoś cierpi napawała go rządzą. Chciał mieć władzę nad wszystkim i nad wszystkimi. Zadawał innym ból, ponieważ to czyniło go lepszym od reszty. Kochał to uczucie. Oglądanie bólu i rozpaczy na twarzach.
Teraz jednak on był tym, który był krzywdzony. Lecz podobało mu się to. Chciał dostawać więcej.
Był niezadowolony, że ma zawiązane usta, bo nie mógł nic zrobić. Dreszcze, które przechodziły przez jego ciało sprawiały mu wielką przyjemność. Chociaż jego ciało dało znać, że ma dosyć, jego oprawca jednak nie przestał. Czuł w swoim wnętrzu kolejne ruchy, które nie przestawały aż jego oprawca nie zaspokoił swoich potrzeb.
Leżał na łóżku. Bolał go każdy najmniejszy milimetr jego ciała. Wnętrze natomiast płonęło. Nie miał pojęcia, co teraz czuje. Był wykończony i jednocześnie chciał więcej. Dużo więcej. Nie mógł jednak złożyć żadnej myśli.
Nie zdążył odpocząć, kiedy został zmuszony, aby położyć się ponownie na plecy. Dla rany nie była to dobra decyzja. Zaczęła ponownie mocniej krwawić a on próbował syknął z bólu. To wystarczyło, aby go znów podniecić.
To nie namiętne pieszczoty go podniecały, tylko ból. Będąc stroną dominującą nie zdawał sobie z tego sprawy. Tylko odczuwanie i dawanie innych krzywd daje pełne spełnienie.
-Gotowy? - usłyszał koło swojego ucha.
Nigdy by się po nim nie spodziewał czegoś takiego. Nie po nim. Zawsze uległy, posłuszny. A teraz?
Taka zmiana mu się jednak bardzo podobała. Obecne jego zachowanie nie tylko go podniecało, ale sprawiało mu naprawdę wielką satysfakcje.
Z chęcią pozwolił rozłożyć nogi przed nim i przyjąć w siebie po raz kolejny obcą męskość. Tym razem jednak zamiast gorącego członka poczuł przedmiot wbijający się w niego. Zimna, sztuczna materia większa i potężniejsza od naturalnego odpowiednika powoli zagłębiała się by w końcu zakończyć swą wędrówkę dalej niż ktokolwiek lub cokolwiek było.
Podczas pierwszego swojego razu w takie roli zdążył już się przyzwyczaić do rozmiarów będących w jego środku, teraz jednak poczuł coś nowego. Było to inne. Bardziej nienaturalne. Ruchy, które wykonywały sprawiały wiele przyjemności. Łagodne powolne ruchy pozwalały na chwilę wytchnienia, aby uspokoić nerwy i ciało. Jednak nie trwało to długo. Poziom pierwszy lub któryś z niższych były zaledwie początkiem, krótką chwilą na przyzwyczajenie się. Gwałtowne zwiększenie do chyba maksymalnej intensywności sprawiały, że radość z odczuwanych emocji mieszała się z bólem.
Było to dla niego za dużo. Nie był przygotowany na coś takiego. Jego drobne ciało drżało z bólu pod wpływem działania przedmiotu.
-Chcesz więcej? - usłyszał koło swojego ucha.
Nie potrafił odpowiedzieć, dopóki oprawca mu na to nie pozwolił.
-Chcesz więcej? - powtórzył pytanie.
-Tak - wyjęczał na skraju wytrzymałości. Już jakiś czas temu doszedł, a intensywność działań się nie zmniejszała.
Ciało pragnęło przerwy. Ból, który czuł rozrywał jego nerwy robił się nie zniesienia. Każdy na jego miejscu nie wytrzymałby tych wszystkich emocji. Jemu to jednak nie przeszkadzało. Czerpał wielką radość i przyjemność z każdego negatywnego bodźca.
-Na pewno? - dopytywał.
-Tak - wrzasnął po kolejnej zwiększonej fali.
-To co powiesz na to.
Mógł przysiąc, że on się uśmiecha. Język, który przesuwał się wzdłuż jego męskości wywoływał zupełnie inne uczucia. Delikatne uwolnienie myśli od działań wykonywanych przez urządzenie, które zostało delikatnie zwolnione. Trochę, lecz nie do końca. Wciąż czuł pieczenie i mimowolnie zaciskał się jeszcze bardziej.
-Spokojnie. Będzie dobrze - słowa tak różne od dokonywanych czynów.
Myślał, że już koniec, kiedy jeszcze bardziej spowolnił przedmiot, po czym całkowicie go zatrzymał i wyciągnął.
-Jeszcze troszeczkę się zabawimy - chciał teraz widzieć wyraz jego twarzy.
Wiedział, że musi już naprawdę źle wyglądać to ciągle chciał więcej.
Powoli przestał orientować się, co się dzieje. Tracił kontrolę nad własnym ciałem. Czuł się jak szmaciana lalka, którą można dyrygować. Szumiało mu w uszach, przestał zwraca uwagę, co on do niego mówi.
Kiedy jednak czuł jak po raz członek wbija się w jego ciało wiedział, że długo już nie wytrzyma. Mimo iż ręce miał już rozwiązane i mógłby spokojnie rozwiązać sobie oczy to tego nie zrobił. Nie miał już siły.
-Dalej - wyjęczał.
-A dasz radę? - postać pochyliła się nad nim i go pocałowała - wytrzymaj jeszcze chwilę.
Usta, które stykały się z jego wargami dziwnie smakowały. Nigdy nie pozwalał mu połykać jego spermy a sam też nigdy tego nie robił. Uważał, że to obrzydliwe, a ponieważ miał zawsze więcej władzy to on się z tym zgadzał. Teraz było mu to jednak obojętne.
Ostatnie, co pamiętał to, że doszedł brudząc wszystko dookoła.
Poranne słońce go obudziło. Znajdował się ponownie w swojej sypialni, we własnym łóżku otulony białą pościelą. Wydawałoby się, że nic się nie wydarzyło, jednak gdyby ktoś jednak tutaj wszedł od razu wyczułby zapach tak bardzo charakterystyczny dla tego, co się stało. Słony zapach potu i słodki zapach spełnienia. Zabrudzenia, które powstały na materiale tylko potwierdzałyby przypuszczenia.
On natomiast nie potrafił nawet wstać. Ciało miał całe podrapane, a na ramieniu miał założony prowizoryczny opatrunek. Na nadgarstkach widniały czerwone ślady. Jednak najbardziej odczuwał ból wszystkich mięśni. Czuł jakby w każdy kawałek jego ciało wbijano delikatne maleńkie igiełki, najgorzej jednak było z pośladkami. Mimo bardzo miękkiego materaca nie potrafił usiąść tak bardzo go to bolało.
Zaczął rozglądać się po swoim pokoju, lecz nie zauważył tutaj obecności jakiejkolwiek innej osoby. Żałował, że tak było. Nie potrafił powiedzie, że stan, w jakim się teraz znajdował mu się nie podobał.
~~~
Mam nadzieję, że jednak jakoś wyszło. W co ja wierzę XD I tak wiem że nie. Napisałabym dedykacje, ale czegoś takiego nie można nikomu zadedykować. Nie róbmy ludzią krzywdy. W ogóle najlepiej tego nie czytać. Chociaż na to, to pewnie za późno... Przepraszam
...
Niby chciałam nie pozwalać na komentarze, ale co tam. Najwyżej usłyszę samą krytykę XD